Название: Fjällbacka
Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Saga o Fjallbace
isbn: 9788380156821
isbn:
Mama tego nie rozumiała. Dla niej dobry był rozgłos z każdego powodu. Choćby sytuacja w szkole stała się nie do wytrzymania, Jessie musiała tam chodzić, dopóki mama nie zaczęła kręcić nowego filmu gdzie indziej.
Z Samem było podobnie. To, co trzydzieści lat wcześniej przydarzyło się ich matkom, kładło się na nich ciężkim cieniem.
Poszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Jak zwykle pustą: to znaczy bez jedzenia, za to z baterią butelek szampana. Jedzenie nie należało do priorytetów mamy. Dbała tylko o własną figurę. Jessie żyła z hojnego kieszonkowego, które dostawała raz na miesiąc. Większość przeznaczała na fast foody i słodycze.
Przesunęła ręką po butelkach, czubkami palców poczuła zimne szkło. Powoli wyciągnęła jedną. Była niespodziewanie ciężka. Postawiła ją na marmurowym blacie. Nigdy nie próbowała szampana, za to mama… M a r i e piła prawie bez przerwy.
Oderwała sreberko i przez kilka sekund wpatrywała się w stalowy drut wokół korka. Potem zaczęła go ostrożnie odginać. Pociągnęła lekko za korek, ale siedział mocno. Rozejrzała się. Właśnie, przy wyciąganiu Marie zwykle owijała go ścierką. Jessie sięgnęła po jedną z białych ścierek kuchennych i pociągnęła korek, jednocześnie nim kręcąc. W końcu ruszył. Pociągnęła mocniej i nagle rozległo się plopp… korek wyleciał z szyjki.
A za nim piana. Odskoczyła, żeby się nie opryskać. Na blacie stała szklanka. Szybko nalała do niej odrobinę szampana. Wypiła łyk na próbę i skrzywiła się. Smakował paskudnie. Ale Marie zwykle dodawała soku. Powinien być lepszy. Aha, i piła z kieliszków do szampana. Jessie sięgnęła do szafki po wysoki, smukły kieliszek, a potem do lodówki po jedyny stojący tam karton soku. Nie miała pojęcia, ile powinna nalać, więc wlała dwie trzecie kieliszka szampana i dolała soku. Musiała szybko wychłeptać to, co się rozlało. Teraz smakowało dużo lepiej. Było nawet dobre.
Wstawiła do lodówki otwartą butelkę i sok, wzięła kieliszek i wyszła przed dom, na pomost. Mama miała spędzić cały dzień na planie. Mogła robić, co jej się podobało.
Sięgnęła po telefon. Może Sam wpadnie napić się szampana.
– Puk, puk! – zawołała Erika w stronę otwartych drzwi, wokół których pięły się ogromne jasnoróżowe róże. Pachniały tak cudownie, że pozwoliła sobie pokontemplować przez minutę, może dwie.
– Proszę! – odezwał się ze środka jasny głos.
Erika zdjęła w przedpokoju buty i weszła dalej.
– Dzień dobry, o, to pani? – powiedziała kobieta w wieku sześćdziesięciu kilku lat, stając przed nią z kuchenną ścierką w jednej ręce i talerzykiem w drugiej.
Erika zawsze czuła się głupio, kiedy ją ktoś rozpoznał, chociaż nie znał jej osobiście. Odkąd jej książki zaczęły odnosić sukcesy, stała się swego rodzaju celebrytką, zdarzało się nawet, że ludzie zatrzymywali ją na ulicy, żeby zrobić sobie z nią zdjęcie albo poprosić o autograf.
– Dzień dobry, jestem Erika Falck – powiedziała, podając starszej pani rękę.
– Viola – odparła starsza pani, uśmiechając się szeroko.
Wokół oczu miała siateczkę zmarszczek wskazujących na to, że często i chętnie się uśmiecha.
– Znajdzie pani dla mnie kilka minut? – spytała Erika. – Pracuję nad książką o jednej z dawnych spraw prowadzonych przez pani ojca, a ponieważ on nie żyje…
– …postanowiła się pani dowiedzieć, co ja na ten temat wiem – wpadła jej w słowo Viola i znów się uśmiechnęła. – Proszę wejść, właśnie nastawiłam kawę. Chyba nawet wiem, o którą sprawę chce pani zapytać.
Ruszyła pierwsza. Do kuchni wchodziło się z przedpokoju. Była jasna i przestronna, jedynym kolorowym akcentem były akwarele na ścianie. Erika, pełna podziwu, zatrzymała się przed jedną. Nie znała się na sztuce i nawet niespecjalnie się nią interesowała, ale patrząc na ten obrazek, czuła, że to dobre malarstwo, a motyw wręcz frapujący.
– Jakie piękne obrazy – powiedziała, oglądając je po kolei.
– Dziękuję – odparła Viola, czerwieniąc się. – To ja je namalowałam. Kiedyś było to tylko hobby, ale zaczęłam wystawiać i… wygląda na to, że się sprzedają. W piątek mam wernisaż w Stora Hotellet, proszę przyjść, jeśli ma pani ochotę.
– Postaram się. I nie dziwię się, że się sprzedają, są cudne – powiedziała Erika, siadając przy dużym białym stole przy olbrzymim starym oknie ze szprosami.
Uwielbiała takie okna: z nierównościami w szkle, dzięki którym wydawały się dużo żywsze od nowych, współczesnych okien wytwarzanych metodą przemysłową.
– Mleka? – spytała Viola.
– Odrobinę. – Erika skinęła głową.
Viola wzięła z blatu babkę piaskową i ukroiła kilka grubych kawałków. Erice pociekła ślinka.
– Przypuszczam, że chce pani rozmawiać o dochodzeniu, które mój ojciec prowadził w sprawie zabójstwa małej Stelli – zaczęła Viola, siadając po drugiej stronie stołu.
– Tak, zamierzam opisać tę sprawę, a pani ojciec był w niej ważną postacią.
– Mija prawie piętnaście lat od jego śmierci. Może pani już wie, że odebrał sobie życie. To był straszny szok, chociaż powinniśmy się byli domyślić, że może do tego dojść. Po tym, jak mama zmarła na raka płuc, był w głębokiej depresji. A po przejściu na emeryturę zrobiło się jeszcze gorzej. Mówił, że już nie ma po co żyć. Ale pamiętam, że aż do samej śmierci często mówił o tej sprawie.
– A pamięta pani, co mówił?
Erika ugryzła spory kęs ciasta. Musiała przemóc impuls, żeby zamknąć oczy. Roztapiało się w ustach.
– To było tak dawno. Szczegółów nie pamiętam, ale może sobie coś przypomnę, jeśli się chwilę zastanowię. Pamiętam tylko, że męczyła go ta sprawa. Miał wątpliwości.
– Co do czego?
– Że to te dziewczyny.
W zamyśleniu wypiła z białego ceramicznego kubka łyk kawy.
– Zwątpił, że to one zabiły?
Nigdy o tym nie słyszała. Słowa Violi wprawiły ją w podniecenie. Od wielu lat dzieliła życie z policjantem i wiedziała z doświadczenia, że ich przeczucia najczęściej się sprawdzają. Jeśli Leif nabrał wątpliwości co do winy dziewczyn, musiał mieć jakieś powody.
СКАЧАТЬ