Название: Fjällbacka
Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Saga o Fjallbace
isbn: 9788380156821
isbn:
W otwartych drzwiach stanęła Sanna. Padające z tyłu światło sprawiło, że włosy utworzyły wokół jej głowy aureolę.
– Mamo, znaleźli Stellę?
Nie była w stanie spojrzeć córce w oczy. Odwróciła się do jednego z policjantów.
– Znaleźliśmy państwa córkę. Ona… nie żyje. Bardzo nam przykro, wyrazy współczucia.
Wpatrywał się w czubki swoich butów i przełykał łzy. Był blady jak trup. Linda zastanawiała się, czy widział Stellę. Jej zwłoki.
– Mamo, przecież ona nie mogła umrzeć. Prawda, mamo? Tato?
Dobiegający zza pleców głos jej córki. Jej pytania. Nie miała dla niej odpowiedzi. Ani słów pocieszenia. Wiedziała, że powinna puścić Andersa, utulić córkę. Ale tylko Anders rozumiał ból, który odczuwała każdym nerwem swego ciała.
– Chcemy ją zobaczyć – powiedziała, kiedy już zebrała siły na tyle, żeby podnieść głowę z jego ramienia. – Musimy zobaczyć naszą córkę.
Wyższy policjant chrząknął.
– Oczywiście, zobaczycie. Ale najpierw musimy zrobić, co do nas należy. Trzeba ustalić, kto to zrobił.
– Jak to: zrobił? Przecież to był wypadek, prawda?
Anders uwolnił się z objęć Lindy i wstał.
– Nie, to nie był wypadek. Państwa córka została zamordowana.
Ziemia zbliżyła się tak szybko, że Linda nawet nie zdążyła się zdziwić. A potem zapadła w ciemność.
JESZCZE TYLKO DWADZIEŚCIA.
Robiąc ostatnie pompki, James Jensen nawet się nie zasapał. Codziennie to samo. Latem i zimą. W Wigilię i w noc świętojańską. Nieważne. Ważne, żeby się trzymać ustalonych reguł. Konsekwencja. Porządek.
Zostało dziesięć.
KG, ojciec Helen, doceniał znaczenie reguł. James właściwie nie pozwalał sobie na takie słabości jak tęsknota, ale nadal mu go brakowało. Prawie dziesięć lat temu KG umarł na zawał i nikt nie był w stanie go zastąpić.
Ostatnia. Podniósł się. Zrobił sto szybkich pompek. Lata służby w wojsku nauczyły go, że zawsze trzeba być w najwyższej formie.
Spojrzał na zegarek. Minuta po ósmej. Miał opóźnienie. W domu zawsze siadał do śniadania punktualnie o ósmej zero zero.
– Śniadanie czeka! – zawołała Helen, jakby słyszała jego myśli.
Zmarszczył czoło. Woła, czyli zauważyła, że się spóźnił.
Wytarł twarz ręcznikiem i z tarasu wszedł do salonu połączonego z kuchnią, z której dochodził zapach boczku. Zawsze jadł na śniadanie to samo. Jajecznicę z bekonem.
– Gdzie Sam? – spytał, kiedy już usiadł i zabrał się do jedzenia.
– Jeszcze śpi – odparła Helen, nakładając na talerz kruchy, idealnie wysmażony bekon.
– Ósma godzina, a on jeszcze śpi?
Zdenerwował się, poczuł mrowienie na całej skórze. Ostatnio zawsze tak miał, za każdym razem, kiedy pomyślał o Samie. Żeby o ósmej rano jeszcze spać! W młodości wstawał latem o szóstej i musiał ciężko pracować do późnego wieczora.
– Obudź go – zarządził i wypił duży łyk kawy. Natychmiast wypluł ją do filiżanki. – Co jest, kurwa, bez mleka?
– Ojej, przepraszam. – Wyjęła mu filiżankę z ręki, wylała kawę do zlewu i nalała świeżej, z dodatkiem trzyprocentowego mleka.
Teraz smakowała jak trzeba.
A potem szybko wyszła z kuchni. Doszły go raźne kroki na schodach i szmer głosów.
Rozdrażnienie wróciło. Takie samo jak wtedy, kiedy jechał ze swoim oddziałem i ktoś pozorował, że coś robi, albo robił uniki ze strachu. Nie miał dla takiego zachowania zrozumienia. Jeśli człowiek decyduje się pójść do wojska, a wyjazd do innego kraju, do strefy walk, może być tylko dobrowolny, to powinien wykonać zadanie, które mu przydzielono. Strach zostawia się w domu.
– O co ta panika? – mruknął Sam i wszedł do kuchni, powłócząc nogami. Ufarbowane na czarno włosy sterczały mu na wszystkie strony. – Po co mam wstawać o tej porze?
James zacisnął pięści.
– W tym domu nie przesypia się dnia – oznajmił.
– Nie dostałem żadnej pracy na lato, to co, kurwa, mam robić?
– Nie będziesz mi tu przeklinał!
Helen i Sam drgnęli. Billowi ze złości zrobiło się ciemno przed oczami. Zmusił się do kilku głębokich oddechów. Trzeba zapanować nad sobą. I nad tą rodziną.
– O dziewiątej zero zero widzimy się za domem na ćwiczeniach ze strzelania.
– Okej – odparł Sam, wpatrując się w stół.
Helen wciąż stała za nim przygarbiona.
Chodzili całą noc. Harald ze zmęczenia aż dostawał zeza, ale do głowy mu nie przyszło, żeby wracać do domu. To byłoby tak, jakby się poddał. Kiedy w końcu zmęczenie go przerosło, wrócił do gospodarstwa Bergów, żeby się ogrzać i napić kawy. Za każdym razem zastawał w kuchni Evę Berg. Twarz miała poszarzałą, niemą. Wystarczyło na nią spojrzeć i zaraz zbierał siły, żeby znów ruszyć na poszukiwania.
Ciekaw był, czy inni wiedzą, kim jest. Jaką rolę odegrał trzydzieści lat wcześniej. Że to on odnalazł tamtą dziewczynkę. Ci, co mieszkali tu od dawna, wiedzieli, ale nie przypuszczał, żeby wiedzieli Bergowie. Miał nadzieję, że nie.
Kiedy przydzielano sektory, specjalnie wziął ten z jeziorkiem, w którym znalazł Stellę. I tam skierował pierwsze kroki. Jeziorko od dawna było wyschnięte, został tylko las. I wielki powalony pień. Wiatr i burze zrobiły swoje, zrobił się łamliwy i suchszy niż trzydzieści lat wcześniej. Ale dziewczynki tam nie było. Złapał się na tym, że westchnął z ulgą.
W nocy cały czas się przegrupowywano, bo część poszukiwaczy szła do domu przespać się kilka godzin, a nowi przybywali, w miarę jak letnia noc przechodziła w świt. Byli i tacy, którzy nie pojechali odpocząć, wśród nich mężczyźni i chłopcy z ośrodka dla uchodźców. Chodząc po lesie, Harald trochę z nimi rozmawiał, posługując się swoją kulawą angielszczyzną. Oni próbowali mówić kulawą szwedczyzną. Jakoś się dogadywali.
W grupie był człowiek, który miał na imię Karim. I Johannes Klingsby, robotnik budowlany z okolicy, którego zatrudniał przy remontach swojej СКАЧАТЬ