Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 22

Название: Fjällbacka

Автор: Camilla Lackberg

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Saga o Fjallbace

isbn: 9788380156821

isbn:

СКАЧАТЬ w ramiona Gösty. Nie mogła złapać tchu. Gösta gładził ją po głowie. Pragnęła tylko jednego: żeby Nea była przy niej, żeby biegała wokół jej nóg, zaśmiewając się w głos. A potem żeby nigdy się nie urodziła, żeby nigdy nie urodziła dziecka, żeby je potem stracić.

      Wszystko przepadło, wszystko umarło wraz z Neą.

      – Zadzwoniłem po pastora – powiedział Gösta, prowadząc ją do krzesła.

      – Po co? – spytała zupełnie szczerze.

      Cóż takiego może dla niej zrobić pastor? Nigdy nie miała głębszej wiary. A dziecko powinno być z rodzicami, a nie z jakimś Bogiem w niebie. Co takiego może powiedzieć duchowny, co by ją i Petera choćby trochę pocieszyło?

      – Peter? – odezwała się ochrypłym, suchym głosem.

      Jej głos też umarł wraz z Neą.

      – Szukają go. Niedługo tu będzie.

      – Nie – powiedziała, kręcąc głową. – Nie róbcie tego. Nic mu nie mówcie.

      Dajcie mu zostać w lesie, pomyślała. Zostawcie mu nadzieję. On jeszcze żyje. Ona już umarła, z dzieckiem.

      – Przecież musi się dowiedzieć – stwierdził Gösta, obejmując ją. – Nie da się tego uniknąć.

      Kiwnęła głową. Oczywiście, Peter nie może chodzić po lesie jak duch. Trzeba mu powiedzieć, choćby też miał umrzeć.

      Wyswobodziła się z objęć Gösty i oparła głowę na stole. Poczuła drewno pod policzkiem. Nie spała ponad dobę, nadzieja i lęk nie pozwoliły jej spać. Teraz wolałaby zasnąć. Niechby to wszystko okazało się snem. Jej ciało się rozluźniło, drewniany blat wydał się miękki jak poduszka, odpływała coraz bardziej. Miękka ręka głaskała ją delikatnie po plecach. Ciepło ogarnęło całe jej ciało.

      Drzwi się otworzyły. Czuła, że nie chce podnieść powiek ani głowy, nie chce spojrzeć na stojącego w drzwiach Petera. Gösta ścisnął jej ramię i wtedy to zrobiła. Podniosła głowę, ich spojrzenia się spotkały. Był w nich ten sam nieskończony ból.

      Prowincja Bohuslän 1671

      Rankiem, kiedy Mały Jan zajrzał do obory, Stjärna była już zdrowa. Preben nie powiedział o tym Elin ani słowa, ale przyglądał jej się jakoś inaczej, z podziwem. Przygotowując śniadanie, czuła na sobie jego spojrzenie. Britta była w niezwykle jak na nią dobrym humorze, kiedy pomagała jej się wyszykować. Inna sprawa, że w niedzielę zawsze miała humor, bo podczas nabożeństwa uwielbiała siedzieć w pierwszej ławce, pięknie ubrana i uczesana. Za nią siedzieli parafianie jej męża.

      Z plebanii do kościoła było niedaleko, służba szła razem w jednej grupie. Preben i Britta wyjechali wcześniej wozem, żeby piękny strój Britty nie pobrudził się i nie ubłocił.

      Elin mocno trzymała Märtę za rękę. Dziewczynka szła, podskakując, jasne warkocze fruwały na jej okrytych wytartym paltem plecach. Było lodowato zimno, więc Elin wepchnęła do butów córki trochę papieru, żeby je ocieplić i uszczelnić, ale także wypełnić, bo Märta odziedziczyła je po jednej ze służących, która miała znacznie większe stopy. Dziewczynka nie narzekała, bo buty to buty. Już się nauczyła cieszyć tym, co dostawała.

      Na widok wznoszącego się przed nimi kościoła w Vinbäck Elin zrobiło się lżej na sercu. Był tak pięknie położony. Nowa wieża była wspaniała, a ołowiany dach lśnił w zimowym słońcu. Kościół wraz z przylegającym do niego cmentarzem był otoczony murem z drewnianym czerwonym daszkiem i trzema bramami z żelazną kratą, która miała chronić cmentarz przed krowami.

      Już kiedy przechodziła przez bramę, chciało jej się śpiewać, a kiedy weszła do kościoła, brała głęboki oddech i poddawała się atmosferze spokoju.

      Siadała z Märtą w tylnych ławkach. W kościele było ich czterdzieści osiem, ale już nie wszystkie się zapełniały. Wojny i głód wyludniły okolicę tak, że po gromadach ludzi, którzy przybyli na wybrzeże sto lat wcześniej, w okresie śledzia12, pozostały jedynie blade wspomnienia. Opowiadała jej o nich babcia, która słyszała o tym od swoich rodziców i dziadków. Wszystko było inaczej niż dziś. Śledzi było tyle, że nie wiadomo było, co robić z tą masą ryb, ludzie napływali z całego kraju, żeby się tu osiedlić. Ale śledzie się skończyły i przyszedł czas wojen. Zostały jedynie opowieści. I wiele pustych ławek w kościele. W pozostałych zasiedli apatyczni, bladzi i wychudzeni ludzie ze zgasłymi spojrzeniami. Wymęczony naród, pomyślała Elin, rozglądając się.

      Okna znajdowały się tylko w południowej ścianie kościoła, ale wpadające przez nie światło było tak piękne, że Elin aż się wzruszyła. Ambona również stała po południowej stronie. Kiedy wszedł na nią Preben, gwar umilkł.

      Zaczęli od psalmu. Elin jak zwykle nie oszczędzała głosu, bo wiedziała, że pięknie śpiewa. Pozwalała sobie na tę małą próżność, bo Märta uwielbiała jej słuchać.

      Starała się zrozumieć, co mówi pastor. W kościele wolno było mówić i wygłaszać kazania tylko po szwedzku. Parafianie uważali to za kłopotliwy wymysł, bo byli przyzwyczajeni raczej do duńskiego i norweskiego.

      Ale miał piękny głos. Elin zamknęła oczy i od razu przypomniało jej się ciepło bijące od jego dłoni. Otworzyła oczy i zmusiła się do patrzenia na kark siedzącej daleko z przodu Britty. Britta miała piękny warkocz – zaplotła go jej rano – i świeżo wykrochmalony biały kołnierz. Słuchała męża i kiwała głową.

      Elin odepchnęła od siebie myśli o głosie Prebena, o ciepłym dotyku jego dłoni. To mąż jej siostry, a ona pozwala sobie na grzeszne myśli, w dodatku w domu Bożym. Nie zdziwiłaby się, gdyby piorun uderzył w kościół i zabił ją za tę bezbożność na miejscu. Ścisnęła rękę Märty i zmusiła się do słuchania, chciała zrozumieć słowa padające z ambony. Preben mówił o wielkim zgiełku13 niosącym się po całym królestwie, również po ich prowincji, o tym, że ich rodacy toczą odważną walkę z diabłem, wyłapują jego wysłanników i stawiają przed sądem. Parafianie słuchali jak urzeczeni. Diabeł, podobnie jak Bóg, był nieodłączną częścią ich codziennego życia. Wszechobecną siłą starającą się rozplenić zło. Wszędzie czaiło się niebezpieczeństwo, w oku kota, w ciemnościach morza, w kruku na gałęzi. Szatan był równie rzeczywisty jak ojciec, brat czy najbliższy sąsiad. Nie widać go gołym okiem. Tym gorzej – należało stale się pilnować, strzec siebie i swoich bliskich.

      – Do tej pory było nam to oszczędzone – mówił Preben, a jego głos odbijał się pięknym echem od kamiennych ścian świątyni. – Ale jest tylko kwestią czasu, kiedy szatan wbije swoje szpony w dzieci i ladacznice z naszego zakątka świata. Zatem proszę was, bądźcie czujni. Bo będą znaki. Przypatrujcie się żonie, córce, dziewce służebnej i sąsiadce, teściowej i siostrze. Im wcześniej odkryjemy wśród nas oblubienice szatana, tym wcześniej uderzymy na niego i nie pozwolimy, żeby się wśród nas rozpanoszył.

      Słuchali, przytakując, z rozognionymi twarzami. Dzieci chichotały, ale СКАЧАТЬ



<p>12</p>

Stora sillperioden – trwający kilka dekad tzw. okres wielkich śledzi, gdy wielkie ławice śledzi atlantyckich podpływały blisko zachodnich wybrzeży Szwecji; tu lata 1556–1589.

<p>13</p>

Wielki zgiełk (szw.) – det stora oväsendet – fala zbiorowej histerii, która przetoczyła się przez Szwecję za panowania Karola XI w latach 1668–1676 i znalazła odzwierciedlenie w procesach o czary. W ich wyniku zginęło około trzystu osób.