Osiedle marzeń. Wojciech Chmielarz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Osiedle marzeń - Wojciech Chmielarz страница 7

Название: Osiedle marzeń

Автор: Wojciech Chmielarz

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Jakub Mortka

isbn: 9788380493827

isbn:

СКАЧАТЬ tłumaczyć ani w niczym pomagać. Niech się sami wykażą.

      Wrócił do ochroniarskiej kanciapy. Usiadł na kanapie. Oparł się z szeroko rozłożonymi ramionami. W głowie mu dudniło.

      – Sucha, zajmij się panem Lorenzem. Niech go ktoś zawiezie do Mostowskich. Potem go przesłuchamy.

      – Zrozumiałam.

      – Ale nie… – Lorenz chciał protestować, ale wystarczyło jedno spojrzenie Mortki, żeby zamilkł. Pozwolił się grzecznie wyprowadzić z pomieszczenia.

      Komisarz został sam na sam z ochroniarzem.

      – Co ma pan na tej koszulce? – zapytał Mortka po chwili milczenia. Ochroniarz drgnął, spojrzał na wciąż miętoszony w dłoniach T-shirt i próbował go nieudolnie schować za plecami.

      – A nic. To takie… cywilne.

      Mortka prychnął. Cywilne, dobre sobie. Facet pracował na umowę zlecenie w jakiejś bieda-firemce ochroniarskiej i już mu się wydawało, że mundur nosi. Ludzie robili wiele, żeby nadać swojej pracy chociaż trochę sensu i powagi. Komisarz zmarszczył brwi. Jeszcze przed chwilą ten sam ochroniarz nie chciał mu pokazać nagrań z monitoringu. Kto wie, może to on jest sprawcą, a na tej koszulce są ślady krwi dziewczyny. To byłby spory fart, a ochroniarz awansowałby wysoko w rankingu najgłupszych przestępców w Polsce, ale Mortka w swojej pracy widział już różne cuda.

      – To niech pan pokaże tę cywilną koszulkę.

      Ochroniarz z wahaniem rozprostował T-shirt. Na jego przedzie znajdowała się wielka biała tarcza z wpisanymi w nią dwiema literami – JP. Mortka pomyślał, że właśnie tego powinien się spodziewać.

      – Czyli jest pan wierzący – stwierdził pewnym siebie tonem i rozkoszował się wyrazem zaskoczenia malującym się na twarzy ochroniarza. – JP, to od Jan Paweł II. Pokolenia JPII – sprecyzował.

      – Eee… – Mężczyzna zaczął się nerwowo rozglądać dookoła, jakby szukał ukrytej kamery. – No tak.

      – Którą encyklikę najbardziej pan lubi?

      Ciszę, która zapadła, przerywało tylko ciche buczenie komputera.

      – Encyklikę? Tak konkretnie? Ja raczej ogólnie, przesłanie… – zaryzykował ochroniarz.

      Mortka pomyślał z żalem, że gdyby sam znał nazwy encyklik albo wiedział cokolwiek o Janie Pawle II poza tym, że obalił komunizm, to mógłby ciągnąć ten dowcip. Ale przynajmniej sprawił, że ochroniarz był skołowany i nie rozumiał, co się dzieje.

      – Znał pan tę dziewczynę? – zapytał nagle.

      – Tę zabitą?

      Komisarz skrzywił się mimowolnie. Nie powinien. Rozmawiając ze świadkiem, starał się nie okazywać emocji. Zwykle, nawet mimowolnie, świadkowie próbowali spełnić oczekiwania przesłuchującego. Wystarczył lekki grymas, a wtedy pomijali jakiś temat, błysk zainteresowania, a rozwijali nieistotne wątki. Na początek najlepiej było im się dać po prostu wygadać.

      – Tak. Tę zabitą – potwierdził.

      – Nie. Właściwie to nie.

      – Właściwie?

      – No… Jak się tutaj tyle pracuje, to się kojarzy ludzi.

      – I kojarzył ją pan?

      Skinął głową.

      – Wynajmowała pokój w mieszkaniu studenckim. Z paroma innymi laskami.

      – Kto mógł ją zabić?

      Ochroniarz drgnął przestraszony.

      – A skąd mam wiedzieć?

      – Spędzasz tu dużo czasu. Sam powiedziałeś, że kojarzysz ludzi. – Mortka specjalnie zrezygnował z formy „pan” i przeszedł na „ty”. To było drobne ukłucie w dumę ochroniarza, które miało sprawić, że będzie się czuł niewygodnie. – Na pewno dużo wiesz o tym osiedlu. Mów.

      – Ja nic nie wiem. Filmy tutaj oglądam. – Pokazał stojący nieopodal laptop.

      – Legalne?

      – Co?

      – Ściągasz je z internetu? Płacisz za nie czy piracisz?

      Ochroniarz roześmiał się chrapliwie i Mortka zorientował się, że przeholował.

      – Dobra ściema.

      Mortka wzruszył ramionami.

      – To kto?

      – Nie wiem. Może jej gospodarz? Może mu za mieszkanie nie płaciła i się wkurwił?

      Komisarz doszedł do wniosku, że teraz dowie się już niewiele. Trzeba będzie sprowadzić ochroniarza do komendy i porządnie przesłuchać w sterylnych, policyjnych warunkach.

      – Kto jest właścicielem mieszkania?

      – Ten… Jak mu szło… Celtycki. On ma tutaj parę mieszkań.

      Mortka sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki po notatnik. Zapisał sobie nazwisko i postawił przy nim dużą kropkę. Potem podkreślił całość. I nagle długopis zamarł mu w pół ruchu. Podniósł głowę.

      – Piotr Celtycki? – upewnił się.

      – No, chyba tak – potwierdził ochroniarz.

      Kurwa, zaklął w myślach Mortka, nie mogło być za łatwo. Po prostu nie mogło.

      – Gdzie mieszka pan Celtycki? – zapytał.

      Switłana odebrała kawę z rąk sprzedawczyni w McDonaldzie i usiadła przy stoliku w kącie lokalu, z dala od innych ludzi i okien. Rozważała, czy nie schować się za numerem „Metra”, który pozostawił jakiś wcześniejszy gość. Obawiała się jednak, że w ten sposób tylko zwróci na siebie uwagę. Już i tak zdradzał ją jej język, ten cholerny wschodni zaśpiew, ta ukraińska melodyjność, ruska miękkość. Dlatego tak mało mówiła. Przy kasie rzuciła tylko: „Kawy”, ale bała się, że i tyle wystarczyło. Ekspedientka tak dziwnie na nią spojrzała. Z ukosa i z pogardą. Tak jak zawsze Polki patrzyły na Ukrainki, bo pierwsze płaciły, a drugie sprzątały i można było z nimi zrobić wszystko: nawrzeszczeć, że fugi źle wymyte, wyszukać mikroskopijne drobinki kurzu i kazać myć ten sam fragment podłogi raz za razem, zapłacić połowę tego, co ustalone. I w ten sam sposób patrzyła na Switłanę ta kobieta za ladą w mundurku. Patrzyła tak, mimo że to Switłana była klientką, to ona kupowała i to ona powinna mieć zawsze rację.

      Nie zasługiwała na to spojrzenie.

      Pewnie ta lafirynda ją zapamiętała. I kiedy zaczną jej szukać, pierwsza poleci na policję. I opowie, jak to Switłana przyszła do McDonalda, СКАЧАТЬ