Osiedle marzeń. Wojciech Chmielarz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Osiedle marzeń - Wojciech Chmielarz страница 6

Название: Osiedle marzeń

Автор: Wojciech Chmielarz

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Jakub Mortka

isbn: 9788380493827

isbn:

СКАЧАТЬ nachylił się nad ekranem. Nic. Nikt nie wchodził, nikt nie wychodził.

      – To wszystko? – zapytał, kiedy nagranie się skończyło.

      – No – potwierdził ochroniarz.

      Mortka się wyprostował. Założył ręce za głowę. Nikt nie wchodził. Nikt nie wychodził. Czyli zabójstwo popełnił ktoś z mieszkańców. Albo ktoś, kto dostał się na osiedle niestrzeżonym wejściem. Trzeba się będzie dowiedzieć, czy takie istnieje.

      – Co mam z nim zrobić? – zapytała Sucha, wciąż klęcząca na administratorze.

      – Niech leży – mruknął Mortka.

      Ciało znajdowało się z dala od trasy ochroniarza, pomyślał komisarz. Co jeśli na poprzednich obchodach nie dostrzegł on walizki?

      – Pan pokaże wcześniejsze nagrania. Może być na podglądzie.

      – Ale po co? – zapytał ochroniarz i komisarz już wiedział, że trafił w sedno. Cokolwiek było na tym nagraniu, to właśnie tego nie chciał mu pokazać Lorenz. To tego obawiał się ochroniarz.

      – Pokazuj.

      Ochroniarz pokręcił głową. Mortka odsunął go na bok, a sam chwycił za myszkę i włączył odtwarzanie wstecz z dziesięciokrotnym przyśpieszeniem. W końcu znalazł to, czego szukał. Czwarta czterdzieści siedem. Z osiedla wychodzi kobieta. Szybko, śpieszyła się.

      – Kto to jest? – zapytał policjant.

      Ochroniarz nie odpowiedział.

      – Kto to jest?! – ryknął Mortka.

      – To pani Switłana. Sprząta tutaj. Nie myśleliśmy, że to ważne, nie? – wymamrotał ochroniarz.

      Komisarzowi opadły ręce. A potem usłyszał huk i dźwięk wyjącego autoalarmu. Alarmu jego toyoty.

      – Popilnuj ich obu – rzucił do Suchej i wybiegł na dwór.

      Akurat żeby zobaczyć, jak wielki czarny volkswagen touareg taranuje jego samochód.

      Podkomisarz Dariusz Kochan obudził się około godziny ósmej. Za późno, bo o tej porze powinien być już w pracy, ale mu się nie śpieszyło. Zresztą na komendzie nie czekało go nic dobrego. Co najwyżej mętne spojrzenia rzucane przez skurwieli, którzy mieli więcej na sumieniu niż on, ale że to jemu powinęła się noga, to można mu obsmarowywać dupsko za plecami. Oczywiście na pewną dozę pocieszających i wyrażających wsparcie poklepywań też mógł liczyć, ale ukradkiem i w tajemnicy.

      Dość. Nie chciał się tym przejmować, nie chciał się dać zgnoić i zglanować. Wstał z łóżka. Spał sam. Zresztą od dłuższego czasu tak było. Niby z Anią kładli się razem, ale zawsze znajdowała pretekst, żeby przenieść się do Janka. I leżeli we dwójkę, mały chłopiec i dorosła baba w dziecięcym łóżeczku. A że Janek często się budził z płaczem, to spędzali tak właściwie każdą noc. Podkomisarz martwił się, że z chłopaka zrobiła się taka beksa. Ania wywierała na niego zły wpływ. Pomyślał, że powinien zrobić coś wspólnie z synem. Wziąć go na ryby, do lasu budować szałas czy coś podobnego.

      Wysikał się, a potem umył zęby i przepłukał twarz w zimnej wodzie. Wyciągnął czyste ciuchy z szafy, ubrał się szybko i zaczął zastanawiać, co powinien zjeść. W pracy pewnie nie będzie mieć czasu. Wracał po długim przymusowym urlopie, podczas którego miał przemyśleć swoje postępowanie. I trochę przemyślał. Pochodził do psychologa. Słuchał dyrdymałów, opowiadał równie nudne historie z własnego życia, ale głównie nie robił nic. Wpatrywał się w sufit i zapadał się w sobie. A teraz z powrotem do roboty. Pewnie dostanie milion zaległych papierów do wypełnienia, formularzy do podpisania, pism do zredagowania.

      Chciało mu się rzygać.

      Usłyszał, że Ania i Janek już wstali. Tarmosili się w łóżku, tulili. Janek coś szeptał, Ania go uspokajała. Czekali, aż sobie pójdzie. Aż zostaną sami.

      – No to sobie poczekają – mruknął pod nosem.

      Sięgnął do szafki, wyciągnął kubek. Przygotował sobie kawę i trzy kanapki z wędliną, serem i pomidorem. I jeszcze coś do pracy.

      A potem bardzo powoli, nigdzie się nie śpiesząc, zjadł śniadanie.

      Rozdział 2

      Mortka z niedowierzaniem wpatrywał się we wgnieciony bok swojego samochodu. Volkswagen przesunął toyotę tak, że auto stało teraz pod kątem czterdziestu pięciu stopni w stosunku do krawężnika.

      Właściciel SUV-a wyskoczył z samochodu, zanim zdążyli go wyciągnąć z niego policjanci. Szpakowaty facet w sięgającym do kolan wełnianym płaszczu pędził w stronę Mortki i energicznie gestykulował. Na jego przegubie świecił zegarek ze stalowym paskiem, a na ustach lśniły kropelki śliny.

      – Teraz wyszedłeś?! Teraz?! – wrzeszczał do komisarza. – To zabieraj swojego gruchota! Spierdalaj z nim!

      – Co takiego?! Co tu się dzieje?!

      – Co się dzieje?! Co się dzieje, kurwa?! Przez ciebie mam zderzak porysowany! Zderzak se porysowałem przez ciebie. Wiesz, ile taki zderzak kosztuje?! Będziesz za to płacił, gnoju! Będziesz płacił! – krzyczał szpakowaty, wyrzucając ramiona w jedną i drugą stronę, jakby właśnie dyrygował orkiestrą. Komisarz zauważył, że uwaga zebranej na balkonach widowni przenosi się teraz z zasłoniętego już parawanem ciała na nich. Ktoś zagwizdał przeciągle, chcąc w ten sposób wyrazić poparcie dla szpakowatego.

      – Pan nie widzi, że ja tutaj pracuję? Że ktoś właśnie zabił panu sąsiadkę? – zapytał spokojnie Mortka.

      – Ja też pracuję! Na spotkanie się śpieszę, żeby zarabiać pieniądze. A wiesz, na co idą te pieniądze?! Na podatki, gnoju! A te podatki idą na twoją pensję! – Szpakowaty zaczął stukać palcem w swoją pierś. – To ja ci płacę! Ja ci pensję wypłacam z własnej ciężkiej pracy! I ja jestem twoim szefem! I jak ci mówię, że masz zabrać stąd samochód, to masz, kurwa, wypierdalać ze swoim pierdolonym samochodem! Zrozumiałeś?!

      Z kilku balkonów dało się słyszeć oklaski. Mortka zaczął się rozglądać, próbując zlokalizować ich źródło, ale klaszczący szybko się schowali we wnętrzach mieszkań.

      – Jestem z policji, jestem w pracy, właśnie zabito pańską sąsiadkę – spróbował jeszcze raz na spokojnie przemówić krzykaczowi do rozsądku.

      – W pracy? Z policji? A gdzie masz tam napisane, że jesteś z policji, co? – Szpakowaty wskazywał na toyotę Mortki. – Gdzie koguta masz? Takie autko to sobie każdy może tutaj postawić. A ile ja mam cię prosić, żebyś wóz przestawił?! Ile mam cię prosić, gnoju?! Kurwa, myślisz, że skoro masz odznakę, to możesz wszystko. A nie możesz. Skargę na ciebie złożę. I obciążę kosztami, jeśli przez ciebie mi klient fucka pokaże.

      Mortka zaczął się zastanawiać, czy staranowanie jego samochodu СКАЧАТЬ