Название: Kryminał
Автор: Zygmunt Zeydler-Zborowski
Издательство: PDW
Жанр: Исторические приключения
Серия: Kryminał
isbn: 9788375653700
isbn:
Orłowski zaśmiał się wesoło. Jego szarostalowe oczy zniknęły nieomal zupełnie w fałdach skóry.
– Nie mówmy o wdzięczności, panno Hanko. Dla lekarza najcenniejszą nagrodą jest zdrowy pacjent. Zresztą w tym wypadku nawet nie może być mowy i o tej nagrodzie, ponieważ nie uważam pani za osobę chorą. Przejściowe wyczerpanie nerwowe, które niebawem zniknie bez śladu. Chciałbym pani zadać jeszcze jedno pytanie. Czy pani ma jakąś rodzinę?
– Nie. Nie mam nikogo. W każdym razie nie wiem nic o mojej rodzinie.
– Nie próbowała pani szukać kogoś ze swojej rodziny, ze strony ojca czy ze strony matki?
– Nie. Nie szukałam. Po co? Za swoją rodzinę uważam Gardzielów i przyznam się panu szczerze, że byłabym w poważnym kłopocie, gdyby się nagle znalazł jakiś mój wujek, który byłby dla mnie zupełnie obcym człowiekiem.
Orłowski ze zrozumieniem pokiwał głową.
– Tak. Myślę, że pani ma rację. To są trudne i skomplikowane sprawy. No więc co? Mam wrażenie, żeśmy sobie mniej więcej wszystko ustalili. Proszę być ze mną w ścisłym kontakcie. Proszę się nie krępować i w razie potrzeby dać mi znać telefonicznie jak się pani czuje. I przypominam jeszcze raz, gdyby pani otrzymała taki anonim, to proszę natychmiast przyjechać z nim do mnie. Nie tracąc ani chwili czasu. Przyrzeka mi to pani?
– Przyrzekam.
– To bardzo się cieszę. Proszę być dobrej myśli. Zobaczy pani, że w niedługim czasie pozbędzie się pani wszystkich niepokojów. Jeszcze tylko chciałem panią zapytać, kto panią do mnie skierował?
Uśmiechnęła się. Był to pierwszy jej uśmiech od początku ich rozmowy.
– To trochę skomplikowana sprawa. Moja koleżanka biurowa jest pacjentką pańskiej siostry.
– Ach tak. Leczy zęby u Helenki.
– Właśnie. I Iga nasłuchała się tylu hymnów pochwalnych na pańską cześć, że nieomal siłą zaciągnęła mnie tutaj do pana.
– Ta Iga to pani przyjaciółka?
– Tak, chyba tak. Mogę ją nazwać przyjaciółką. To bardzo porządna dziewczyna. No, nie będę już dłużej zabierała czasu panu doktorowi. Dziękuję bardzo za wszystko i do widzenia.
Sięgnęła do torebki i wyjęła dwieście złotych.
– Ile jestem dłużna panu doktorowi?
Orłowski powstrzymał ją ruchem ręki.
– Nie, nie. Proszę niech pani zostawi. Na to będzie jeszcze czas.
– Ależ dlaczego…?
– Dlatego, że pani będzie miała różne wydatki. Trzeba kupić lekarstwa. Może trzeba będzie pomyśleć o jakimś wyjeździe. Jak wszystko pójdzie dobrze, to zaprosi mnie pani na dużą kawę z szarlotką. Przepadam za szarlotkami z kremem.
Schodząc ze schodów, Hanka doznawała dziwnego uczucia. Była najwyraźniej pod urokiem doktora Orłowskiego. I nie tylko jako lekarz zrobił na niej wrażenie. Nigdy jeszcze dotychczas żaden mężczyzna tak jej się nie podobał.
Iga czekała w „Niespodziance”. Była drobna i przeraźliwie chuda. Paliła papierosy bez munsztuków, a główne jej pożywienie stanowiła czarna kawa i kostki cukru. Pasjami lubiła dawać dobre rady, organizować życie swym bliźnim. Koło swoich spraw natomiast zupełnie nie umiała chodzić i co pewien czas popadała w jakieś straszliwe tarapaty, z których wyciągali ją przyjaciele z niemałym nakładem sił i pieniędzy. Za każdym razem Igusia solennie obiecywała, że na przyszłość będzie ostrożna i że się nie da nabrać, ale po pewnym czasie znowu zwyciężał niepoprawny jej optymizm i wiara w ludzi. Zapominała o niedawnej porażce życiowej i ruszała ku nowym kłopotom. Na widok Hanki poderwała się ze swego miejsca tak energicznie, że wylała kawę i zrzuciła ze stolika talerzyk z ciastkiem.
– Bój się Boga dziewczyno! Co się z tobą dzieje? Myślałam już, że postanowiłaś zanocować u tego eskulapa.
– Może nie miałabym nic przeciwko temu – uśmiechnęła się Hanka. Iga była wyraźnie zaskoczona. Powiedziała:
– No, no – i uważnie przyjrzała się przyjaciółce. – Taki interesujący?
– Niezwykle. Wspaniały mężczyzna. Co za kultura, co za wdzięk, jaka swoboda w sposobie bycia. No, powiadam ci, jestem oczarowana.
– Ile wziął?
– Nie chciał wziąć ani grosza.
Iga gwizdnęła cicho.
– No to rozumiem dlaczego jesteś nim tak zachwycona.
– Nie wygłupiaj się. Ja mówię zupełnie poważnie. To uroczy facet.
– Co ci powiedział?
– Poradził mi, żebym wyjechała na urlop.
– No widzisz. Przecież to samo ja ci mówię. Jesteś przemęczona. Potrzebny ci jest wypoczynek i to wszystko. A ty sobie wbijasz do głowy, że masz fioła. Bzdury.
– A jednak Zelman…
– Idiota, ten cały Zelman. To naukowiec. Tacy najgorsi. Wiecznie tylko teoretyzują. I żeby móc się popisać tymi swoimi teoretycznymi koncepcjami, w najzdrowszym СКАЧАТЬ