Przejęcie. Wojciech Chmielarz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przejęcie - Wojciech Chmielarz страница 23

Название: Przejęcie

Автор: Wojciech Chmielarz

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия: Ze Strachem

isbn: 9788375368888

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – To dziękujemy i życzę miłej końcówki weekendu.

      Doktor Trymek zamarła w pół ruchu podczas ściągania rękawiczek i zmrużyła oczy.

      – Bardzo śmieszne, panie komisarzu.

      Mortka wzruszył ramionami. Po raz ostatni przyjrzał się leżącemu na stole sekcyjnym ciału i ruszył do wyjścia.

      Chwilę później byli już na dworze. Ruszyli w stronę skweru Grotowskiego, gdzie zaparkowali. Sucha odetchnęła głęboko, zatrzymała na moment powietrze w płucach, a potem wypuściła je ze świstem. Sięgnęła do kieszeni dżinsowej kurtki i wyciągnęła z niej paczkę papierosów. Grubych viceroyów, a nie cienkich, pachnących mentolem, w designerskich opakowaniach, które teraz kupowali nawet mężczyźni.

      – Nie wiedziałem, że palisz – powiedział Mortka.

      – Bo nie palę. Paskudny nałóg. Bardzo niezdrowy. Ale to taki zwyczaj, może głupi. Jedna fajka za jednego trupa – wytłumaczyła, wsadzając sobie papierosa do ust.

      Mortka spróbował szybko policzyć, ile papierosów zostało w paczce, ale Sucha już ją schowała. Zapaliła.

      – Człowiek się do tego przyzwyczaja. Do wizyt w prosektorium – rzucił Mortka pocieszająco. Bo chyba coś takiego powinien powiedzieć starszy kolega do młodszej koleżanki.

      – Ja już się przyzwyczaiłam – powiedziała, wypuszczając cienką strużkę dymu z ust. – A ty? Przyzwyczaiłeś się do wizyt w szpitalach? Bo tam też jesteśmy częstymi gośćmi, prawda?

      Mortka przystanął. Jego wzrok powędrował w kierunku gmachu pobliskiego Szpitala Dzieciątka Jezus. Nie lubił szpitali. Zwłoki go nie ruszały. Umierający to co innego. Ciekawe, skąd Sucha o tym wiedziała. I jakie jeszcze plotki na jego temat zebrała.

      – Szpital to szpital. Normalka – mruknął.

      Poczekał, aż skończy palić. Wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę pałacu Mostowskich.

      – Ciekawe, jakie miała plany weekendowe? – zaczęła Sucha.

      – Kto?

      – Doktor Trymek. Nasza patolog.

      – Niespecjalnie mnie to interesuje.

      Sucha podniosła w górę jedną brew.

      – Podobno swinguje.

      – Swinguje?

      – No, bierze udział w imprezach, na których ludzie się wymieniają partnerami. Wiesz, każdy z każdym. O ile masz ochotę, oczywiście. Jeśli to prawda, to pewnie ma mnóstwo zaproszeń.

      – Bo?

      – Bo to całkiem zadbana kobietka. Do tego samotna, co jest wielką zaletą. Na takich imprezach zawsze jest za dużo facetów, za mało babek.

      Sucha spojrzała na niego uważnie, jakby sprawdzała, czy przypadkiem nie czuje się nieswojo.

      – A ty miałeś jakieś plany weekendowe? – zapytała, zmieniając raptownie temat.

      – Nic wielkiego. A ty?

      – Chciałam sprawdzić safe house’y.

      – Co chciałaś sprawdzić?

      – Safe house’y. Miejsca, gdzie trzymam żelazne racje w pobliżu dróg ewakuacyjnych z Warszawy.

      – Mogę zapytać po co?

      – Na wypadek wojny. Gdyby trzeba było uciekać z Warszawy. Mam przygotowane trasy ucieczki, a na tych trasach skrytki z zapasami. Co jakiś czas trzeba sprawdzić, czy nikt ich nie znalazł i czy nic się nie zepsuło.

      Mortka zerknął na Suchą, żeby upewnić się, że policjantka nie żartuje. Ale nie, mówiła poważnie.

      – A kto miałby nas zaatakować?

      – Ruscy, Niemcy, Białorusini – wymieniła jednym tchem. – I nie jestem wariatką. Wiem, że teraz jest spokój. Ale co będzie za trzy lata, pięć, dziesięć? Trzeba być przygotowanym. Oni na pewno są.

      – To znaczy?

      – Myślisz, że w Moskwie czy Berlinie nie mają planów inwazji? Nie żeby chcieli z nich skorzystać, ale tak po prostu, na wszelki wypadek. Albo inna sprawa. W 1939 roku, kiedy Niemcy wkroczyli do Warszawy, mieli listy ludzi do likwidacji. Myślisz, że teraz takich nie mają?

      – Niemcy?

      – Albo Rosjanie. Wiesz, elita państwa albo ludzie szczególnie niebezpieczni. Byli wojskowi, oficerowie wywiadu, policjanci.

      Niemal się roześmiał.

      – I ty pewnie jesteś na takiej liście, co?

      – Ja? Nie, ja nie. Ale ty na pewno.

      Jezu, to wariatka – pomyślał Mortka i zatęsknił za Kochanem. Z jego strony mógł się spodziewać tylko serii żenujących dowcipów. A Sucha? Z czym jeszcze wyskoczy?

      Aż do samego pałacu Mostowskich nie odezwali się do siebie ani słowem.

      To miał być kolejny dzień, kiedy nic się nie wydarzy. Normalna, nudna niedziela spędzona nad książką i przed telewizorem. Wieczorem może zadzwoniłaby do Asi, spróbowałaby ją wyciągnąć na lampkę wina. Tylko że od kiedy Asia urodziła dziecko, trudno było ją wyrwać z domu. Bardziej prawdopodobny był więc kolejny samotny wieczór.

      Jak to się więc stało, że teraz Kaśka siedziała naprzeciwko najprzystojniejszego mężczyzny, jakiego widziała od co najmniej roku, a który do tego podawał jej kawę z ujmującym uśmiechem?

      – Na pewno nie chce pani ciastka? Lodów?

      Potrząsnęła głową i natychmiast poprawiła włosy. Jezu – pomyślała, dostrzegając swoje odbicie w szybie cukierni – jak ja wyglądam.

      Spotkali się w sklepie, osiedlowym markecie tuż pod jej blokiem. Poszła tam w dresie, zwykłym T-shircie i wytartej domowej bluzie z dużymi kieszeniami, gdzie mogła schować portfel. Zupełnie się nie przygotowała. Nie nakremowała, nie umalowała. Było jej widać wszystkie te cholerne drobne zmarszczki wokół oczu i ust. Zamiast ładnej fryzury miała zwykłą szopę na głowie. A biust… Nosiła do pracy staniki, dzięki którym jej piersi wyglądały fantastycznie, ale przez ten domowy niepokojąco przypominały dwa wymiona. Chciała się zapaść pod ziemię. Nie powinna się zgadzać na tę kawę, nie powinna tutaj przychodzić. Ale wziął ją z zaskoczenia.

      „Co za spotkanie – powiedział. – Jestem ojcem jednego z pani dzieci. Pójdziemy na kawę?”

      I uśmiechnął się tak, że zmiękły jej nogi. Potrafiła się tylko zgodzić.

      Wyglądał fantastycznie. Wysoki, wysportowany. Opalony.

      – Jest СКАЧАТЬ