Przejęcie. Wojciech Chmielarz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przejęcie - Wojciech Chmielarz страница 20

Название: Przejęcie

Автор: Wojciech Chmielarz

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия: Ze Strachem

isbn: 9788375368888

isbn:

СКАЧАТЬ nie próbował ukryć zdziwienia. Brodacz wyglądał na człowieka, który nie jest w stanie znieść najmniejszego nawet sprzeciwu, a do tego ma potrzebę dominowania nad otoczeniem. Mortka nie wyobrażał go sobie w delikatnej pracy mediatora, gdzie przede wszystkim trzeba nauczyć się słuchać i pomagać mówić innym.

      – Mój rozwód był paskudny. Może nie tak jak Rejmona – wskazał na blondyna siedzącego po drugiej stronie stołu – którego żona wrabia w molestowanie dzieciaka, ale i tak było bardzo nieprzyjemnie. Powiedziałem i zrobiłem rzeczy, których mogę teraz tylko żałować. Moja eks zresztą nie była dużo lepsza. Na sali sądowej wykopaliśmy wtedy między sobą piekielnie głęboką przepaść. A sędzia z adwokatami to chyba jeszcze nas dopingowali. Przepracowanie tego, zbudowanie mostu nad tą przepaścią, zajęło nam lata. A i tak to bardzo chybotliwa konstrukcja.

      Przerwał na chwilę, żeby kelnerka, ciągle obrażona, mogła postawić przed nimi piwo.

      – Dlatego dwa lata temu postanowiłem, że zostanę mediatorem. Żeby pomóc ludziom. Uchronić ich przed wpadnięciem w to samo gówno, w które ja wpadłem. Tyle że… – zrobił przerwę, żeby wziąć łyk – oni sami się w nie radośnie pakują. Jak lemingi. Chociaż wiem, że lemingi wcale nie mają tego samobójczego fioła, tylko je Disney zrzucał ze skały. Chodzi mi o to, że po lekturze forum, po setkach rozmów mam wrażenie, że osiemdziesiąt, nie, dziewięćdziesiąt procent facetów przy tym stole postawiło sobie za punkt honoru jak najbardziej spaprać życie sobie, swoim żonom i dzieciom. Nie żeby babki były lepsze. Często są wredniejsze. Żebyś wiedział, jakie historie znam! Ale wracając do naszych forumowych kolegów, i tak dobrze, że większość z nich miała dość odwagi, żeby zdecydować się na rozwód. Najgorsi są ci, których małżeństwo trzyma się tylko na kredycie hipotecznym. Kiedy tacy do mnie wreszcie trafiają, to zastaję tylko spaloną ziemię i piach. Kiepski fundament, żeby cokolwiek na tym budować.

      Zawiesił wzrok na Mortce, najwyraźniej oczekując odpowiedzi. A komisarz coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że wybrał złe miejsce przy stole i to nie jest rozmowa, w której chce uczestniczyć. Nie zamierzał nikogo oceniać. Tego miał dość w pracy. Planował tylko napić się piwa i porozmawiać z ludźmi, którzy mają podobne problemy do niego.

      – Stefan jak zwykle opowiada, jakimi złymi ludźmi jesteśmy? – zapytał okularnik, włączając się do rozmowy i ratując trochę sytuację. Mortka spojrzał na niego z wdzięcznością.

      – Macio! – obruszył się trochę grubas i wyciągnął w jego stronę oskarżycielsko palec. – Wiesz, że zło i dobro to nie są kategorie, którymi powinniście się posługiwać. Dlatego potem…

      – Wiem, wiem – przerwał mu rozbawiony okularnik. – Rozmowa, wyrażanie swoich obaw, pretensji, słuchanie, współpraca. Ale Stefan, jak zawsze zapominasz o jednej rzeczy.

      – Jakiej?

      – Panowie! – krzyknął okularnik i poczekał, aż kilka osób zwróci na niego uwagę. Potem podniósł dłonie w górę, jakby dyrygował orkiestrą. – Bo to…

      – …zła kobieta była – odpowiedzieli mu chórem siedzący dookoła mężczyźni.

      Grubas żachnął się i machnął ręką.

      – Stare!

      – Ale ciągle prawdziwe.

      Mortka zorientował się, że szeroko się uśmiecha.

      – Stefan – kontynuował okularnik – ja wiem, że rozmowa, wspólne rozwiązywanie problemów i te wszystkie rzeczy są ważne. Dlatego pozwoliłem ci założyć i moderować twój dział. Zresztą sam tam ludzi często odsyłam. Ale naprawdę, nasze byłe, nie wszystkie oczywiście, z tego, co pamiętam, to Pies na swoją złego słowa nie powiedział, ale przynajmniej niektóre eks to są wściekłe suki. Po prostu. Przecież spójrz, co spotkało Rejmona.

      Blondyn po drugiej stronie stołu usłyszał swoją ksywę i odwrócił się w stronę Mortki. Komisarz po raz pierwszy przyjrzał mu się uważniej. Kilkudniowy zarost, ziemista cera, lekko nieobecne spojrzenie. Podobnie wyglądał sam komisarz podczas swojego rozwodu. Kiedy całe życie waliło mu się na głowę.

      – Co jest?

      – Rozmawiamy o twojej byłej. O tym, co trzeba z nią zrobić.

      – Uśpić – odpowiedział błyskawicznie Rejmon i wyszczerzył zęby w smutnym grymasie, który już nawet nie przypominał uśmiechu.

      Okularnik już otwierał usta, żeby spuentować rozmowę, ale jego wzrok powędrował na drugi koniec sali. Przeprosił i podszedł do stojącego tam mężczyzny, który najwyraźniej miał ochotę podejść do ich stolika, ale jakby się bał. Okularnik zaczął mu coś tłumaczyć. Mortka był pewien, że go zachęci, przyprowadzi do reszty, ale stało się coś odwrotnego. Macio chwycił nowo przybyłego pod ramię i wyprowadził z sali.

      – Pies?! – Mortka wyrwał się z zamyślenia i dopiero po chwili zorientował się, że chodzi właśnie o niego. To był Rejmon.

      – Tak?

      – Ty pracujesz w policji, tak?

      – Tak.

      – A mówili ci o mojej żonie? Bo wiesz, oskarżyła mnie… – przerwał. Reszta zdania nie mogła mu przejść przez gardło.

      – Mówili.

      – To co ja mam teraz zrobić?

      – Nie wiem – odpowiedział Mortka szczerze.

      Blondyn po drugiej stronie stołu zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się, czy Mortka mówi prawdę czy nie.

      – To był Brunek? – zapytał Rejmon wracającego do nich Macia. Ten potwierdził skinieniem.

      – Czemu do nas nie przyszedł?

      – Nie mógł. Śpieszył się. Chciał mi tylko oddać kasę – odpowiedział szybko okularnik, jakby chciał skończyć temat.

      Ten Brunek niczego mu nie dał i raczej nigdzie się nie śpieszył – pomyślał Mortka. Na usta już cisnęły mu się pytania, które chciał zadać, ale zdusił je w sobie. Psie nawyki. Przydają się w pracy, ale teraz miał wolne. Cokolwiek tam się zdarzyło, zresztą, pewnie nic istotnego, nie było jego sprawą. Teraz Mortka chciał się tylko napić. Spędzić miło czas.

      Sięgnął po piwo.

      Potem, już w domu, zadzwonił telefon. Było późno, a jemu przyjemnie szumiało w głowie po pobycie w tej knajpie, bo w końcu się tam rozluźnił – po prostu pił, śmiał się i rozmawiał o rzeczach mało istotnych. Sport, samochody, mechanicy. Nic ważnego, nic trudnego. Żadnych myśli o przeszłości, żadnych obaw o przyszłość.

      Odebrał, nawet nie patrząc na wyświetlacz.

      – Cześć, Kuba – usłyszał przyjazny i łagodny głos Oli. Mimowolnie spiął się, próbując brzmieć bardziej trzeźwo, niż był w rzeczywistości.

      – Cześć.

СКАЧАТЬ