Название: Przejęcie
Автор: Wojciech Chmielarz
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Ze Strachem
isbn: 9788375368888
isbn:
– Co nam to daje?
– Jeszcze nie wiem. Ale się dowiem.
Niewzruszona pewność siebie Suchej zaczęła działać Mortce na nerwy. Zastanawiał się, jak to możliwe, że nikt jej nie utemperował na niższych szczeblach policyjnej drabiny. Doszedł do wniosku, że albo jest wyjątkowo twarda, albo miała wyjątkowe szczęście.
Podszedł do tablicy. Starł wszystko, co wcześniej sam na niej napisał, i narysował długą linię – oś czasu. Na tej linii zaznaczył jedną pionową kreskę. Poniżej napisał „5.17”.
– O tej godzinie otrzymaliśmy zawiadomienie od pary bezdomnych. To jedyna pewna informacja, którą mamy. Co się wydarzyło wcześniej?
– Musiał zabić ofiarę, przewieźć ją na most. Zawiesić ciało. Potem odjechał.
– Pójdźmy w takim razie tropem samochodu. Tam nie ma kamer, prawda?
– Niestety.
– Ale w innych miejscach na Wisłostradzie już są. Trzeba sprawdzić zapisy w okolicy godziny piątej. Spisać wszystkie auta, które się pojawiają na monitoringu, i po kolei je sprawdzać.
– Mrówcza praca.
– Pogadam z Andrzejewskim. Kogoś do tego przydzieli.
– A co z billingami telefonu naszych lumpków?
– Wątpię, żebyśmy cokolwiek w nich znaleźli, ale tak, wystąpimy o nie.
Wziął kolejny łyk kawy i z trudem powstrzymał pełne zadowolenia westchnięcie.
– Zastanawiam się, dlaczego kazał im do nas zadzwonić – zaczęła Sucha.
– To znaczy?
– Ciało wisiało w dość widocznym miejscu. Prędzej czy później ktoś by się nim zainteresował. Po co więc zawracał sobie głowę naszymi lumpkami?
Znowu miała rację. Ale tym razem odpowiedź nasunęła się Mortce sama.
– To morderstwo to ostrzeżenie. Dla bardzo konkretnego adresata. My jesteśmy posłańcami. Mieliśmy tylko odebrać list i podstemplować odbiór. A nadawcy zależy na tym, by odbiorca go szybko dostał.
Mortka podniósł kubek z kawą i powoli obracał go w dłoni. Nie podobało mu się to, co sam przed chwilą powiedział. Ale wiedział, że ma rację.
Ktoś grał z nimi w bardzo niebezpieczną grę.
Rozdział 4
Knajpa na Chmielnej tonęła w gwarze. Zarezerwowany stolik, a właściwie złączone ze sobą dwie solidne ławy, które zajmowały sporą część pomieszczenia, Mortka odnalazł na pierwszym piętrze restauracji. Stanął z boku i przyglądał się ludziom, których do tej pory znał tylko jako nicki na forum internetowym. Wyglądali… zwyczajnie. Grupa facetów, najczęściej w zbliżonym do niego wieku, chociaż było kilku starszych i dwóch młodszych, schludnie ubranych, roześmianych i pijących piwo. Po prostu znajomi, którzy wspólnie wybrali się w weekend do knajpy. Zresztą, czego innego się spodziewał? Że będą tu siedzieć, ponurzy i cisi, i wzajemnie wysłuchiwać swoich łzawych historii o rozwalonych małżeństwach i popełnionych błędach? Nie. To byłoby straszne.
Podszedł do stolika, od którego wstał niemal łysy okularnik.
– Cześć. Widziałem, jak nam się przyglądałeś. Byłem ciekawy, kiedy podejdziesz – powiedział mężczyzna, wyciągając dłoń. Mortka uścisnął ją i przez moment miał wrażenie, jakby wsadził swoją rękę w imadło. Okularnik był zadziwiająco silny.
– Nie wiedziałem, czy to na pewno tutaj…
– Tutaj, tutaj. Macio jestem. Administruję naszym forum.
– Wiem.
– A ty to…?
– Komisarz… – ugryzł się w język. – Kuba Mortka.
– A na naszym forum?
– Pies – powiedział Mortka, chociaż to słowo z trudem przeszło mu przez gardło. Przedstawiać się tak w internecie, wpisując te cztery litery na klawiaturze, to jedno, wypowiedzieć je na głos, to zupełnie co innego.
– Słuchajcie wszyscy, oto Pies! – krzyknął okularnik, otaczając równocześnie Mortkę ramieniem. Rozmowy przy stole na chwilę ucichły i kilka osób skinęło komisarzowi głową na powitanie.
– Siadaj – kontynuował okularnik – i zamów sobie piwko. Mają dobre czeskie i ten syf z Kompanii Piwowarskiej, jeśli ci pasuje. Mam nadzieję, że lokal ci się podoba. Był pomysł, żeby zlot zrobić w jakimś fajnym klubie ze striptizem, ale niektórzy z nas ciągle są w trakcie spraw rozwodowych, opieka nad dziećmi i te rzeczy. To mogłoby kiepsko wyglądać na kolejnej rozprawie. Dlatego stwierdziliśmy, że nie chcemy robić naszym byłym najukochańszym takiego prezentu, i wybraliśmy to miejsce.
– Wygląda nieźle.
– Mają też całkiem dobre żarcie. Drogie, ale porcja jak dla drwala.
Okularnik klepnął Mortkę po ramieniu i wrócił do stolika. Komisarz przez chwilę stał, niepewny, gdzie właściwie ma siąść, aż wreszcie zajął miejsce obok brzuchatego brodacza, który właśnie próbował się uporać z litrowym kuflem piwa.
– Stefan5 – przedstawił się brodacz. Miał nieprzyjemny, tubalny i głęboki głos. – Siedem lat po rozwodzie.
– Pies.
Brodacz przesunął kilkakrotnie palcami po policzku, jakby chciał zmazać jakąś niewidzialną plamę.
– Pamiętam – stwierdził. – Dołączyłeś niedawno. Jeden z tych rozsądnych. To dobrze, bo nie ma nas wielu.
Mortka nie odpowiedział. Był nowy w tym towarzystwie, więc nie zamierzał wdawać się w dyskusje, kto jest rozsądny, a kto nie. Brodacz tymczasem dopił resztę piwa, starł rękawem pianę z ust i podniósł w górę ramię, równocześnie energicznie pstrykając palcami. Wkrótce znalazła się przy nim kelnerka z obrażoną miną i notatnikiem w dłoni.
– Dla mnie jeszcze raz to samo – wskazał na pusty kufel – a dla ciebie…
– Tyskie. Butelkowe – powiedział Mortka.
– Coś jeszcze? – zapytała kelnerka takim tonem, że Mortka był już niemal pewien, że napluje brodaczowi do piwa.
– Nie.
Kelnerka odeszła bez słowa, a brodacz śledził ją wzrokiem, aż znalazła się przy barze.
– Wiem, że to nieeleganckie. To pstrykanie. Ale dzisiaj jest taki tłok, że inaczej nawet by nie zwrócili na nas uwagi. СКАЧАТЬ