Przejęcie. Wojciech Chmielarz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przejęcie - Wojciech Chmielarz страница 14

Название: Przejęcie

Автор: Wojciech Chmielarz

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия: Ze Strachem

isbn: 9788375368888

isbn:

СКАЧАТЬ Wiesz, jedna z tych, co mają zęby w piździe.

      Rozcapierzył palce obu dłoni, a potem zaczął je składać, udając, że to szczęki.

      – A ty co tam masz? – zapytał Mortka, kończąc ścieranie kurzu.

      – Samobój – odpowiedział Kochan, kończąc zabawę.

      Komisarz obszedł biurka i podniósł jeden z dokumentów Kochana. Magdalena Zawada. Lat trzydzieści trzy. Zamężna, bez dzieci. Adwokat. Mortka zastanawiał się przez chwilę, czy Ola ją znała. Były w podobnym wieku. Mogły się gdzieś zetknąć pomiędzy studiami, stażami, aplikacjami. Magdalena Zawada podcięła sobie żyły podczas kąpieli w wannie. Domniemana przyczyna – problemy osobiste. W mieszkaniu znaleziono na wpół pustą butelkę wódki, wypalone papierosy. Żadnego listu pożegnalnego, ale w tym akurat nie było nic dziwnego, niewielu samobójców je pozostawiało. W chwili zdarzenia męża nie było w mieszkaniu. Wyjechał na ryby.

      – Dlaczego się tym w ogóle zajmujesz? – zapytał Mortka, odkładając sprawozdanie.

      Kochan dał palcem znać, że komisarz musi chwilę poczekać, i dokończył pisać linijkę tekstu. Odłożył długopis i odgiął się do tyłu na krześle, zakładając ręce za głowę.

      – Bo sezon wakacyjny. Niewiele się dzieje, więc wrzucają nam takie rzeczy. Przecież wiesz. Do tego rodzina klientki robi zamieszanie i wciska ten sam kit, co zawsze. – Kochan wykrzywił twarz, a jego głos zrobił się piskliwy. – Madzia nigdy by tego nie zrobiła. Nie, to niemożliwe, żeby ona sama. To musiał być ktoś inny. Madzia miała przecież tyle planów.

      Wykonał gest dłońmi, jakby pękała mu czaszka.

      – Kogoś podejrzewali?

      – Kto?

      – Ci, którzy mówili, że to niemożliwe, żeby to ona sama. Stawiam na rodziców.

      – I trafiłeś. Niestety. Co za pierdolona parka. Ona jebnięta na punkcie córeczki, on był kiedyś kimś ważnym i wydawało mu się, że dalej jest.

      – To kogo podejrzewali?

      – Męża oczywiście. Ta Madzia i jej koleś mieli problemy małżeńskie. Awantury, kłótnie, pieniądze i długi. Bo jej mężulo to taki niewydarzony przedsiębiorca. Zresztą nieważne.

      – I to nie był on?

      – Ma twarde alibi. Weekendowy wyjazd z kolegami na ryby. Sprawdzałem to na wszystkie strony. Nie ma szans, żeby to był on.

      – Może mógł kogoś wynająć?

      Kochan wyprostował się na krześle, a po jego twarzy przemknął cień wyrzutu.

      – Ty też? Kubuś, zajmij się, kurwa, tym swoim wisielcem może, co?

      – Tak tylko pytałem.

      – Jasne.

      Podkomisarz zaczął przewracać leżące na biurku kartki w odrobinę zbyt demonstracyjnym geście poszukiwania odłożonego przed chwilą długopisu. Mortka zrozumiał, że rozmowa jest skończona. Wrócił do siebie. Upił łyk kawy. Z szuflady wyciągnął zeszyt w kratkę i ołówek. Odetchnął głęboko. Musiał przygotować plan śledztwa. Napisał wielką jedynkę na pierwszej stronie, a zaraz obok postawił wielką czarną kropkę.

      – Był goły – odezwał się Kochan.

      – Słucham?

      – Jej mąż. Nie szło mu w interesach. Jedyne, co mieli, to długi i kredyt mieszkaniowy do spłacenia.

      – Rozumiem.

      – Poza tym drzwi były zamknięte od środka. Musieli wzywać ślusarza, żeby je otworzyć.

      – Kto taki?

      – Jej mąż i ojciec tej kobiety. Mężulek wrócił z ryb, nie mógł otworzyć drzwi i zadzwonił do teścia, żeby się dowiedzieć, czy teściu czegoś nie wie. Zaniepokojony ojczulek przyjechał do córeczki. Razem wezwali ślusarza. Dopiero jak on pomajstrował przy zamku, weszli do środka. I w łazience, w wannie, znaleźli panią Magdę. Masz jeszcze jakieś wątpliwości?

      – Nie.

      Kochan chrząknął, jakby miał zaraz splunąć.

      – Słuchaj, Kubuś. Tutaj chodzi o moją trzecią gwiazdkę. Naprawdę wszystko sprawdziłem.

      Mortka kiwnął głową. Wierzył koledze, ale wiedział też, jak jest. Rzetelność rzetelnością, rzeka papierów musi jednak płynąć. Sprawy trzeba zamykać. Im szybciej, tym lepiej. Z drugiej strony dlaczego właściwie się tym interesował? Samobój jak samobój. Kochan miał rację, Mortka powinien wrócić do swojego wisielca.

      Przyłożył ołówek do kartki i zaczął pisać.

      Sucha obserwowała, jak dwóch techników kryminalnych ostrożnie znosi ciało z kolejowego mostu i kładzie na rozłożonej poniżej foliowej płachcie. Stężenie pośmiertne spowodowało, że ciało grubasa było sztywne jak deska. Ponieważ wisiało głową w dół, ta resztka krwi, która w nim pozostała, sprawiła, że jego górna połowa miała lekko różowy kolor, podczas gdy dolna była upiornie blada. Gdyby krwi było więcej, grubas wyglądałby jak flaga Indonezji. Oczywiście nie licząc brunatnych plam po tym, co się z niego wylało w momencie, kiedy morderca rozpruł mu brzuch.

      Teraz przyszedł czas na Jankowskiego, który do tej pory nadzorował całą operację. Technik po raz kolejny obfotografował dokładnie zwłoki. Pracował spokojnie, metodycznie, nie pomijając żadnego kawałka ciała. Kiedy skończył, oddał aparat jednemu ze swoich pomocników. Kucnął przy ciele. Sucha zajęła miejsce tuż obok niego. Policjantka wyciągnęła głowę i zajrzała do wnętrza rany na brzuchu.

      – I co, widzisz tam coś ciekawego? – zapytał Jankowski.

      – Mocne cięcie ostrym narzędziem. Prawdopodobnie jedno. Morderca wbił nóż w ofiarę i pociągnął zdecydowanie w dół. Nie wahał się. Od razu wiedział, co zrobi i czego chce. A co do treści żołądka, to wybacz, ale tam w środku jest taki bałagan, że trudno mi cokolwiek wypatrzeć.

      W oczach Jankowskiego pojawiło się coś na kształt uznania.

      – Nieźle – mruknął. – Nie porzygałaś się. Większość z was pewnie by puściła pawia. Nie mówiąc o tym prokuratorku. Nawet się tutaj nie zbliżył.

      Rzeczywiście. Szydłoń ciągle siedział w swoim samochodzie, pracując na laptopie.

      – A Mortka? – zapytała Sucha. – Porzygałby się?

      – On? Nie. Trupy nigdy go nie ruszały. Za to powinnaś go zobaczyć w szpitalu. – Jankowski szybko sprawdził, czy nikt ich nie podsłuchuje, i ściszył głos. – Cały jest biały, poci się, a do tego co chwila trzęsie, jakby miał zaraz dostać ataku epilepsji. I chyba sam już tego nie zauważa. Prześmieszne.

      – A jaki СКАЧАТЬ