Przejęcie. Wojciech Chmielarz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przejęcie - Wojciech Chmielarz страница 12

Название: Przejęcie

Автор: Wojciech Chmielarz

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия: Ze Strachem

isbn: 9788375368888

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – To szybko znajdź tego, kto to zrobił, i jeszcze szybciej ściągnijcie tego typka, zanim zbyt wielu wyborców go zobaczy.

      – Tak jest.

      – No to teraz zostawię ciebie i pana prokuratora razem. Panowie wiecie, co macie robić.

      Zostali sami z Szydłoniem. Stali obok siebie, w milczeniu obserwując pracę Jankowskiego, który biegał po terenie z aparatem fotograficznym, co chwila wrzeszcząc wściekle na przeszkadzających mu policjantów albo poganiając swojego pomocnika.

      – To jak to robimy? – zapytał Szydłoń.

      – Trzeba przesłuchać tę dwójkę – komisarz wskazał na bezdomnych – sprawdzić nagrania z monitoringu, pogonić Jankowskiego i prosektorium i przede wszystkim dowiedzieć się, kim jest nasz wisielec. A potem liczyć na to, że się nam to ułoży w sensowną całość.

      – Jezu – jęknął Szydłoń – żeby to tylko nie był jakiś świr.

      – To był świr, bo tylko świr jest w stanie zrobić coś takiego – stwierdził komisarz. – Pytanie tylko, czy zrobi to po raz kolejny.

      Mortka przeprosił prokuratora i zabrał się do pracy. Wysłał kilka osób, żeby sprawdziły brzeg rzeki i pobliskie krzaki w poszukiwaniu ubrań lub dokumentów. Nic nie znaleziono. Jednego policjanta poprosił, żeby odwiózł bezdomnych na komendę. Planował ich przesłuchać później. Szydłoń przez pewien czas mu towarzyszył, ale po półgodzinie zrezygnował, żeby porozmawiać z kimś przez telefon. Potem prokurator poszedł do swojego samochodu, wyciągnął laptop i zaczął coś pisać. Prawdopodobnie pracował już nad protokołem. Sucha przez cały czas stała przy swoim samochodzie, oparta pośladkami o maskę, i obserwowała okolicę.

      Wreszcie Mortka podszedł do Jankowskiego, który przeglądał zdjęcia w aparacie cyfrowym.

      – Szukasz najlepszego ujęcia?

      – Ojejku! Panie komisarzu, jakie to śmieszne! Boki zrywać – odparował technik.

      Mortka wzruszył ramionami.

      – Można już wchodzić na most?

      – Tak. Ale na wszelki wypadek nie dotykaj za dużo.

      – Znaleźliście coś ciekawego?

      – Niewiele. Ślady krwi, kawałki skóry, prawdopodobnie ofiary. Sprawca pewnie ciągnął ją po ziemi. Lina, na oko nic specjalnego, do kupienia w każdym sklepie dla majsterkowiczów. Wątpię, żebyśmy cokolwiek tutaj znaleźli.

      – A jak on? – Mortka wskazał na wciąż zwisające z mostu zwłoki.

      – Słabo. Teoretycznie powinienem go dokładnie zmierzyć i zbadać, zanim go w ogóle ruszymy, ale jak mam to zrobić, jak on wisi sobie nad Wisłą? Oglądam go więc z daleka. Ile się da, to zapisałem.

      – Czyli można wciągać?

      Jankowski zawahał się, a potem kiwnął głową.

      – Dobra – mruknął Mortka. – Zaraz to zrobimy. Wcześniej chcę tam wejść i sam wszystko zobaczyć.

      Technik odłożył aparat i sięgnął do stojącej nieopodal torby. Wyciągnął parę gumowych rękawiczek i wręczył policjantowi.

      – Pracujesz z Suchą? – zapytał Jankowski.

      – Tak.

      – Przejebane masz. To lesba.

      Mortka założył rękawiczkę i spojrzał w stronę wciąż opartej o maskę samochodu policjantki.

      – I co z tego? – zapytał wreszcie.

      – No jak to… Pójdzie do piekła.

      Komisarz nie był pewien, czy technik mówi poważnie czy żartuje.

      – Sucha! – krzyknął i machnął na policjantkę. Ta jakby go nie usłyszała. – Sucha! – krzyknął po raz kolejny. Policjantka wreszcie niechętnie oderwała się od samochodu i podeszła do Mortki leniwym, nonszalanckim krokiem.

      – Weź rękawiczki i chodź ze mną.

      – Przeszliśmy na ty? – zapytała.

      – Słucham?

      – Pytam, czy przeszliśmy na ty, panie komisarzu.

      Jankowski wzniósł znacząco oczy w górę, jakby chciał powiedzieć: „A nie mówiłem”.

      – Dobrze – stwierdził Mortka. – Pani aspirant, proszę…

      – Panno – poprawiła go szybko. – I aspirantko. To się odmienia.

      Komisarz zamrugał dwa razy, zanim zorientował się, że musi wyglądać idiotycznie z na wpół otwartymi ustami. Nie potrafił uwierzyć w absurdalność tej sytuacji. Był w pracy, na miejscu brutalnego zabójstwa, a jego podwładna zaczęła właśnie coś, co najwyraźniej było wstępem do wykładu na temat feministycznej teorii społeczeństwa. Już miał powiedzieć jej kilka ostrych słów, przypomnieć, że policja to służba mundurowa z wyraźnym podziałem na stopnie, kiedy zorientował się, że w przypadku Suchej prawdopodobnie będzie to równie skuteczne, jak próba przebicia muru głową. Westchnął i wyciągnął przed siebie dłoń.

      – Kuba Mortka.

      – Anna Suchocka. Możesz mi mówić Sucha. Przepraszam, ale nie uścisnę ci dłoni, nie chciałabym zostawić śladów biologicznych na twojej rękawiczce.

      – Słusznie. Załóż parę i chodź ze mną.

      Tym razem bez szemrania wykonała polecenie. Weszli na most. Technik zrobił im wtedy zdjęcie.

      – Chciałabym coś powiedzieć, zanim pójdziemy dalej – odezwała się Sucha.

      Mortka przymknął powieki i policzył do pięciu, żeby się uspokoić.

      – Tak?

      – Kiedy rozmawiałeś z Jankowskim, zerkałeś w moją stronę. Pewnie mówiliście o mnie. Mam rację?

      – Tak.

      – Chciałabym więc od razu wytłumaczyć, że nie jestem lesbijką. Nie zostałam też zgwałcona, bo i takie pomysły krążą. Nie nienawidzę mężczyzn. Lubię ich. Nienawidzę debili.

      – Skończyłaś?

      – Tak.

      Mortka ruszył dalej. Niepewnie się czuł na tym moście. Chodził po metalowej kracie, solidnej i mocnej, ale doskonale widział pod stopami nadbrzeże, a potem płynącą leniwie zielonkawą Wisłę i tworzące się na niej niewielkie wiry. Nogi robiły mu się od tego miękkie, a w głowie lekko się kręciło. Pomagało, kiedy patrzył przed siebie, na drugi brzeg. Dotarł СКАЧАТЬ