Przejęcie. Wojciech Chmielarz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przejęcie - Wojciech Chmielarz страница 7

Название: Przejęcie

Автор: Wojciech Chmielarz

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия: Ze Strachem

isbn: 9788375368888

isbn:

СКАЧАТЬ do tej pory zajęty był czytaniem gazety, niechętnie odłożył czasopismo i wyszedł z budki.

      – Pan do kogo?

      – Adama Kellera.

      – Pan jest gościem?

      A niby kim miałbym być? – pomyślał komisarz ze złością.

      – Tak.

      – Nie mogę wpuścić. Goście parkują poza terenem osiedla. Dwie przecznice stąd jest parking.

      Mortka wyciągnął legitymację policyjną i pokazał ją strażnikowi.

      – Sprawa służbowa. Proszę nie utrudniać.

      Strażnik przyjrzał się dokumentowi i niemal stanął na baczność. Wrócił pędem do budki i po chwili szlaban uniósł się w górę. Mortka ruszył.

      To było jedno z tych drogich osiedli strzeżonych, do którego nie pasował ani on, ani jego wysłużona toyota. Z trudem znalazł miejsce pomiędzy czarnym mercedesem a nowiutką hondą civic w wersji sportowej. Z bagażnika wyjął płócienną siatkę, którą zarzucił sobie na ramię. Szybko odnalazł odpowiednią klatkę. Zadzwonił domofonem pod numer 14. Po chwili odezwało się ciche brzęczenie i wpuszczono go do środka. Windą wjechał na trzecie piętro.

      Adam i Ola czekali na niego w drzwiach.

      Na twarzy obojga naraz zobaczył najpierw zaskoczenie, potem zmieszanie i przez chwilę miał ochotę obrócić się i uciec. Ale to uczucie szybko ustąpiło rozbawieniu. Wyobraził sobie, jak przebiegała rozmowa, która doprowadziła do tej krępującej sytuacji. Ona i on: „Czy powinniśmy go zaprosić? To mój / twój były. Jest w końcu ojcem moich /twoich dzieci. Jeśli jesteśmy razem, to i tak będziemy się spotykać, więc trzeba się jakoś ułożyć”.

      Mortka zastanawiał się tylko, kto był za, a kto przeciw. Podejrzewał, że to Adam podjął decyzję, a Ola uległa.

      Przywitał się z nimi. Olę pocałował w policzek, uważając, żeby nie dotknąć jej ustami i żeby ona go też nie musnęła. Adam wyciągnął dłoń do powitania. Mortka zawahał się i podniósł w górę rękę w gipsie.

      – Sorry, zapomniałem – powiedział Adam.

      – Nie ma sprawy.

      – Boli jeszcze?

      – Nie, już prawie zagojona, ale lekarz wciąż każe mi nosić ten pancerz.

      W zachowaniu Mortki nie było złośliwości, tylko ostrożność. Może niepotrzebna, nawet głupia, ale nie miało to dla niego znaczenia. Wolał być pewien aż do chwili, kiedy wszystko się wyjaśni.

      – Fajnie, że wpadłeś.

      – Też się cieszę.

      – Co masz w siatce? – zapytała Ola.

      – Piwo.

      Adam roześmiał się.

      – Niepotrzebnie! Wszystko jest. Ale, kurczę, nie stójmy tak w progu. Zapraszam do środka.

      W tym momencie zadzwonił domofon.

      – Kotku, zajmij się nowymi gośćmi, a ja pokażę Kubie, gdzie jest kuchnia. Dobrze? – powiedziała Ola.

      – Jasne.

      Weszli do środka. Mortka chciał zdjąć buty, ale Adam powstrzymał go, chwytając za ramię.

      – Nie, no co ty. Nie wygłupiaj się.

      – Są brudne.

      – Nie szkodzi. Idź.

      Głupio się czuł, idąc w swoich codziennych butach po świeżo położonym parkiecie. Ola poprowadziła go do salonu, który sam w sobie był większy niż cała jego kawalerka, i pokazała kuchnię. Otworzyła lodówkę.

      – Dawaj to swoje piwo.

      Podał jej cztery butelki łomży. W salonie było już kilka osób. Trzy kobiety, dwóch mężczyzn. Siedzieli na skórzanych fotelach i kanapie. Rozmawiali, każde z lampką białego wina w dłoni. Kilkanaście otwartych butelek wraz z przekąskami stało pod ścianą.

      Upewniła się, że reszta gości jest wystarczająco daleko, żeby ich nie usłyszeć.

      – Dlaczego nie podałeś Adamowi ręki? – szepnęła.

      – Mam gips.

      – Na lewej ręce. Ty jesteś praworęczny.

      Nie wiedział, co ma powiedzieć. Prawdę? Nie, nie mógł tego zrobić. Wpatrywała się w niego natarczywie. Nie doczekawszy się odpowiedzi, prychnęła.

      – Po prostu się zachowuj, Kuba, dobrze? – syknęła.

      Adam wprowadził kolejnych gości i podszedł do Mortki.

      – Łatwo trafiłeś? – zapytał.

      – Żadnego problemu.

      – Jak przyjechałeś?

      – Samochodem.

      – A jak wrócisz? – wtrąciła się od razu Ola i znacząco spojrzała na lodówkę.

      – Night Riders – odpowiedział komisarz. – Wiszą koledze parę przysług za szybkie odnalezienie samochodu, więc mamy darmowe przejazdy.

      Adam uśmiechnął się.

      – Często macie takie dowody wdzięczności?

      – Nie. – Mortka poczuł na sobie ciężki wzrok Oli. – Wiesz, większość tych historii, z którymi ja mam do czynienia, nie kończy się dobrze. Ludzie… W najlepszym wypadku nie mają do nas pretensji.

      – Chyba rozumiem – powiedział Adam. – Zdarza mi się prowadzić sprawy cywilne z urzędu. Niby mógłbym się wywinąć, ale sam trochę wierzę, że my, adwokaci, mamy jednak jakąś misję do wypełnienia. Nie można tylko siedzieć w tych szklanych biurowcach i trzepać kolejnych korporacyjnych spraw. Trzeba czasami wyjść do ludzi. No więc te cywilne sprawy potrafią być straszne. To nie jest prawo karne, tutaj nic nie jest takie oczywiste. I jak potem się przegra, a się zdarza, to ludzie potrafią rzucić taką wiązankę w moim kierunku… Ale mniejsza z tym. Chodź, pokażę ci mieszkanie.

      Poprowadził go korytarzem i otworzył pierwsze drzwi.

      – To sypialnia.

      Biały pokój, na ścianie jakiś abstrakcyjny obraz, a właściwie oprawione w minimalistyczną ramę wymalowane grube pasy różnych odcieni pomarańczowego. Pod nim wielkie łoże, bo chyba już nie łóżko. Tutaj uprawiają seks – zdążył pomyśleć Mortka.

      – Łazienka.

      Lśniące СКАЧАТЬ