Karaluchy. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Karaluchy - Ю Несбё страница 7

Название: Karaluchy

Автор: Ю Несбё

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788324593323

isbn:

СКАЧАТЬ Jakby ludzie nie robili nic innego, tylko krwawili.

      Møller energicznie pokręcił głową.

      – Sorry. Dostałeś już szansę, żeby to udowodnić, Harry.

      – Za małą, szefie. Niewystarczającą.

      – Zawsze będzie za mała. W którymś miejscu trzeba postawić kropkę. Przy takich zasobach, jakie mamy…

      – No to daj mi przynajmniej wolną rękę. Przez miesiąc.

      Møller gwałtownie uniósł głowę, mrużąc jedno oko. Harry wiedział, że szef go przejrzał.

      – Ty przebiegły draniu, przez cały czas miałeś chęć na tę robotę, prawda? Tylko najpierw musiałeś trochę ponegocjować.

      Harry wysunął dolną wargę i lekko kiwnął głową. Møller spojrzał w okno. W końcu westchnął.

      – Okej, Harry. Zobaczę, co się da zrobić. Ale jeśli zawalisz, będę musiał podjąć parę decyzji, które w opinii kilku osób z szefostwa powinienem był podjąć już dawno temu. Wiesz, co to oznacza?

      – Wywalisz mnie na zbity pysk, szefie – uśmiechnął się Harry. – Co to za robota?

      – Mam nadzieję, że zdążyłeś już odebrać z pralni letni garnitur. I pamiętasz, gdzie schowałeś paszport. Twój samolot odlatuje za dwanaście godzin. Lecisz daleko.

      – Im dalej, tym lepiej, szefie.

      Harry siedział na krześle w ciasnym mieszkaniu socjalnym na Sogn. Jego siostra obserwowała przez okno płatki śniegu wirujące w świetle latarni. Kilka razy pociągnęła nosem. Ponieważ siedziała do niego tyłem, nie wiedział, czy to przeziębienie, czy pożegnanie. Sio mieszkała tu już od dwóch lat i zważywszy na możliwości, radziła sobie dobrze. Wkrótce po gwałcie i aborcji Harry spakował trochę ubrań, przyborów toaletowych i przeniósł się do niej, ale już po kilku dniach siostra oświadczyła, że wystarczy. Że jest już dużą dziewczynką.

      – Niedługo wrócę, Sio.

      – Kiedy?

      Siedziała tak blisko szyby, że za każdym razem, gdy się odzywała, para z jej oddechu malowała na szkle różę.

      Harry przysunął się do niej i położył rękę na jej plecach. Po ich lekkim drżeniu poznał, że Sio zaraz się rozpłacze.

      – Kiedy złapię tych złych ludzi. Wtedy od razu wrócę do domu.

      – Czy to…

      – Nie, to nie on. Za niego wezmę się później. Rozmawiałaś dzisiaj z tatą?

      Pokręciła głową. Harry westchnął.

      – Jeśli do ciebie nie zadzwoni, to chciałbym, żebyś ty zadzwoniła do niego. Możesz to dla mnie zrobić, Sio?

      – Tata nigdy nic nie mówi.

      – Tacie jest przykro, bo mama nie żyje, Sio.

      – Ale to już tak dawno.

      – Dlatego najwyższa pora namówić go, żeby znów zaczął się odzywać. Musisz mi w tym pomóc. Dobrze, Sio? Zgadzasz się?

      Odwróciła się bez słowa, zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła głowę w jego pierś.

      Gładząc ją po włosach, czuł, że koszulę ma coraz bardziej wilgotną.

      Walizka była spakowana. Harry zadzwonił do Aunego i poinformował go, że wyjeżdża służbowo do Bangkoku. Psycholog niewiele miał na ten temat do powiedzenia i Harry właściwie nie bardzo wiedział, dlaczego do niego zatelefonował. Czyżby przyjemnie było dzwonić do kogoś, kto może zacząłby się zastanawiać, gdzie Harry się podział? Do obsługi U Schrødera raczej nie wypadało dzwonić.

      – Weź ze sobą te zastrzyki z witaminą B, które ci dałem – poradził Aune.

      – Po co?

      – Trochę ci pomogą, jeśli zechcesz wytrzeźwieć. Nowe otoczenie, Harry, to może być niezła okazja.

      – Zastanowię się.

      – Zastanawianie się nie wystarczy, Harry.

      – Wiem. Dlatego nie muszę zabierać tych zastrzyków.

      Aune zaburczał. To była jego wersja śmiechu.

      – Powinieneś być komikiem, Harry.

      – Jestem już na dobrej drodze.

      Jeden z chłopaków ze schroniska znajdującego się kawałek dalej na tej samej ulicy trząsł się pod ścianą domu w obcisłej dżinsowej kurtce, gorączkowo zaciągając się dymem z papierosa, kiedy Harry ładował walizkę do bagażnika taksówki.

      – Wyjeżdżasz gdzieś? – spytał.

      – No właśnie.

      – Na południe czy gdzie indziej?

      – Do Bangkoku.

      – Sam?

      – No.

      – Say no more

      Podniósł do góry kciuk i puścił do Harry’ego oko.

      Harry odebrał bilet od kobiety na stanowisku odprawy i odwrócił się.

      – Harry Hole? – Mężczyzna nosił okulary w stalowych oprawkach i przyglądał mu się ze smutnym uśmiechem.

      – A pan to…

      – Dagfinn Torhus z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Chcieliśmy tylko życzyć panu powodzenia. No i upewnić się, że rozumie pan… delikatną naturę tego zlecenia. Wszystko przecież potoczyło się tak szybko.

      – Dziękuję za troskę. Zrozumiałem, że moja praca polega na wyłowieniu zabójcy bez zbędnego głośnego pluskania w wodzie. Møller mnie poinstruował.

      – To dobrze. Dyskrecja jest ważna. Proszę nikomu nie ufać. Nawet ludziom, którzy podają się za przedstawicieli MSZ-etu. Może się okazać, że są na przykład z… hm… „Dagbladet”.

      Torhus otworzył usta jak do śmiechu, a Harry zrozumiał, że ten człowiek mówi poważnie.

      – Dziennikarze z „Dagbladet” nie chodzą ze znaczkiem MSZ-etu w klapie marynarki, panie Torhus. Ani nie noszą prochowca w styczniu. W dokumentach sprawy przeczytałem zresztą, że to pan jest tą osobą w ministerstwie, z którą mam się kontaktować.

      Torhus kiwnął głową, głównie do siebie. Potem wysunął СКАЧАТЬ