Название: Karaluchy
Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788324593323
isbn:
– Chyba nie dla policji?
– Oszalałeś? Dla nas to było jak zdobycie mistrzostwa świata w piłce nożnej i Oscara jednocześnie. Premier przysłał telegram z gratulacjami, minister turystyki wpadł w ekstazę, a odznaczenia posypały się jak grad. Takie akcje podnoszą wiarygodność policji w oczach ludzi. Sam wiesz.
– Może więc zacząć od tego?
– Nie sądzę. Po pierwsze, wszyscy członkowie tej siatki albo siedzą za kratkami, albo zostali odesłani do ojczyzny. Po drugie, wcale nie jestem pewna, czy te zdjęcia mają jakikolwiek związek z zabójstwem.
Crumley zjechała na parking, na którym strażnik wskazał jej niemożliwie wąskie miejsce między dwoma samochodami. Wcisnęła guzik, elektronika zaszumiała, kiedy obie duże boczne szyby jeepa zaczęły opadać. Wrzuciła automatyczny bieg na wsteczny i dodała gazu.
– Wydaje mi się… – zaczął Harry, ale Liz zdążyła już zaparkować. Boczne lusterka po obu stronach wciąż były całe i tylko lekko drżały. – A jak wyjdziemy? – spytał.
– Niedobrze jest tak się wszystkim zamartwiać, detektywie.
Przytrzymując się obiema rękami dachu, wysunęła się do połowy przez boczne okno, postawiła nogę na desce rozdzielczej, odbiła się i wyskoczyła na maskę jeepa. Harry ze sporym wysiłkiem zdołał wykonać podobne ćwiczenie.
– Z czasem się tego nauczysz – powiedziała Liz. – W Bangkoku jest ciasno.
– A co z radiem? – spytał Harry. – Liczysz, że jak wrócimy, wciąż tam będzie?
Crumley mignęła policyjnym identyfikatorem przed oczami strażnika, który natychmiast wyprężył się na baczność.
– Tak.
– Żadnych odcisków palców na nożu – oświadczyła Crumley i cmoknęła z zadowoleniem.
Sôm-tam, coś w rodzaju sałatki z zielonej papai, smakowało wcale nie tak dziwacznie, jak Harry przypuszczał. Prawdę mówiąc, było całkiem niezłe. I ostre.
Crumley głośno siorbała pianę z piwa. Harry spojrzał na innych gości, ale chyba nikt nie zwracał na to uwagi, prawdopodobnie dlatego, że panią komisarz zagłuszała grająca polkę orkiestra smyczkowa na podeście w głębi restauracji, orkiestrę zaś z kolei zagłuszały odgłosy z ulicy. Harry zdecydował się na dwa piwa. Potem stop. Po drodze do mieszkania mógł sobie jeszcze kupić sześciopak.
– A zdobienia na rękojeści noża? Coś znaczą?
– Nho uważa, że nóż może pochodzić z północy, być wytworem któregoś z górskich plemion w prowincji Chiang Rai lub gdzieś w pobliżu. Miałaby na to wskazywać inkrustacja z kawałeczków kolorowego szkła. Nie był pewien, ale w każdym razie nie jest to zwyczajny nóż, jaki można kupić w tutejszych sklepach, więc jutro wyślemy go profesorowi historii sztuki z Muzeum Narodowego Benchamabophit. On wie wszystko o starych nożach.
Liz dała znak kelnerowi, który zaraz podszedł z wazą i nalał im parującej zupy z mleczka kokosowego.
– Uważaj na te małe białe. I na te małe czerwone. One cię spalą. – Pokazała Harry’emu łyżką. – Na zielone zresztą też.
Harry nieufnie przyglądał się rozmaitym cząstkom pływającym w jego misce.
– Czy wobec tego mogę zjeść cokolwiek?
– Kłącza galangi są w porządku.
– Macie jakieś teorie? – spytał, żeby zagłuszyć siorbanie Liz.
– Na temat zabójcy? Oczywiście. Mamy wiele teorii. Przede wszystkim mogła to zrobić ta prostytutka. Albo właściciel motelu. Albo oboje. Takie jest moje wstępne założenie.
– A jaki mieliby mieć motyw?
– Pieniądze.
– W portfelu Molnesa było pięćset bahtów.
– Jeśli ambasador wyjął portfel w recepcji i nasz przyjaciel Wang zobaczył, że Molnes ma w nim dużo pieniędzy, co wcale nie jest takie nieprawdopodobne, pokusa mogła stać się zbyt silna. Wang nie mógł wiedzieć, że to dyplomata i że wyniknie z tego taka awantura.
– A jak by się to miało odbyć?
Crumley uniosła widelec do góry i pochyliła się podekscytowana.
– Czekają, aż ambasador wejdzie do pokoju, pukają do drzwi i wbijają mu nóż w plecy, kiedy odwraca się tyłem. Molnes pada na łóżko, oni opróżniają portfel, zostawiając pięćset bahtów, żeby nie wyglądało na rabunek. Odczekują trzy godziny i dzwonią na policję. Wang z całą pewnością ma w policji jakichś przyjaciół, którzy zatroszczą się o to, żeby nie było problemów. Brak motywu, brak podejrzanych, wszyscy chcą zamieść pod dywan sprawę, która ma związek z prostytucją – i następny, proszę.
Harry’emu nagle oczy zaczęły wychodzić z orbit. Natychmiast sięgnął po szklankę z piwem i przyłożył ją do ust.
– To te czerwone? – uśmiechnęła się Crumley.
Harry zdołał w końcu odzyskać oddech.
– Niezła teoria. Myślę jednak, że pani komisarz się myli – wydusił zachrypniętym głosem.
Crumley zmarszczyła czoło.
– Dlaczego?
– Po pierwsze, czy jesteśmy zgodni co do tego, że kobieta nie mogła popełnić zabójstwa bez współpracy z Wangiem?
Zastanowiła się.
– Zaraz zobaczymy. Jeżeli Wang nie brał w tym udziału, to musimy przyjąć, że nie kłamie. A więc nie mogła go zabić, zanim poszła tam sama o wpół do dwunastej. A lekarz stwierdził, że śmierć nastąpiła najpóźniej o dziesiątej. Zgadzam się, Hole. Nie mogła tego zrobić solo.
Para przy sąsiednim stoliku zaczęła się gapić na komisarz Crumley.
– Dobrze. Po drugie, zakładasz, że Wang w chwili zabójstwa nie wiedział, że Molnes jest pracownikiem ambasady, bo w takim razie nie zdecydowałby się na morderstwo – ze względu na wiążące się z tym dużo większe zamieszanie niż w wypadku śmierci zwykłego turysty. Mam rację?
– No tak…
– Rzecz w tym, że facet prowadzi prywatną książkę gości. Na pewno naszpikowaną nazwiskami polityków i pracowników administracji państwowej. Odnotowuje daty i godziny każdej wizyty. Zabezpiecza się, na wypadek gdyby ktoś chciał robić mu trudności w prowadzeniu interesu. Ale jeśli zjawia się ktoś, czyjej СКАЧАТЬ