Название: Policja
Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327150813
isbn:
– To nie jest wcale takie pewne. Badania wykazują, że on szybko dochodzi do siebie.
– I tak będziemy się spotykać.
Powiedział to żartobliwym tonem. Ale to wcale nie był żart. A ona chyba o tym wiedziała. Czy dlatego zesztywniała, a uśmiech zmienił się w grymas i wysunęła się z jego objęć, znów się oglądając, jakby chciała pokazać, że zrobiła to, ponieważ się boi, że ktoś ich zobaczy? Anton ją puścił.
– Jest teraz u niego naczelnik Wydziału Zabójstw.
– Co on tam robi?
– Rozmawia z nim.
– O czym?
– Tego nie mogę powiedzieć – odparł zamiast „nie wiem”. Na miłość boską, jaki jest żałosny.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi i Gunnar Hagen wyszedł. Zatrzymał się, spojrzał na Monę, przeniósł wzrok na Antona i z powrotem na Monę. Jakby mieli jakieś zakodowane informacje wypisane na twarzach. A policzki Mony pokryły się czerwienią, zanim pielęgniarka wemknęła się do środka, wymijając Hagena.
– I jak? – spytał Anton, próbując udawać nieporuszonego. W tej samej chwili pojął, że spojrzenie Hagena nie było spojrzeniem osoby, która rozumie, tylko takiej, która nie rozumie. Hagen gapił się na Antona, jakby zobaczył Marsjanina. To był zdezorientowany wzrok człowieka, którego wszelkie wyobrażenia o życiu właśnie przewróciły się do góry nogami.
– Tego tam… – Hagen wskazał kciukiem za siebie – …masz cholernie dobrze pilnować, Anton. Słyszysz? Cholernie dobrze.
Anton słyszał, że Hagen, szybko odchodząc korytarzem, w podnieceniu powtarza te same słowa do siebie.
10
W pierwszej chwili Katrine na widok kobiety w drzwiach pomyślała, że źle trafiły, bo staruszka z siwymi włosami i zapadniętą twarzą nie mogła przecież być Irją Jacobsen.
– Czego chcecie? – spytała kobieta, patrząc na nie podejrzliwie.
– To ja dzwoniłam – wyjaśniła Beate. – Chcemy porozmawiać o Valentinie.
Kobieta zatrzasnęła drzwi.
Beate odczekała, aż człapanie w środku się oddali, a potem nacisnęła klamkę.
Na haczykach w przedpokoju wisiały ubrania i torby plastikowe. Zawsze torby plastikowe. Z jakiego powodu ćpuny otaczają się tyloma torbami plastikowymi, zadała sobie pytanie Katrine. Dlaczego narkomani zawsze upierają się przy tym, by wszystko, co posiadają, magazynować, chronić i transportować w najkruchszym z możliwych, najmniej trwałym opakowaniu? Dlaczego kradną motorowery, wieszaki stojące i serwisy do herbaty, cokolwiek, a nigdy nie biorą takich rzeczy jak walizki i torby podróżne?
W mieszkaniu było brudno, ale mimo wszystko nie aż tak źle jak w większości narkomańskich nor, które miała okazję oglądać. Może to ta kobieta, Irja, pełniła obowiązki pani domu, dbając o wyznaczanie pewnych granic, i sama usiłowała coś robić. Katrine bowiem założyła, że Irja jest tu jedyną kobietą.
Poszła za Beate do pokoju. Na starej, ale jeszcze całej kanapie spał jakiś mężczyzna, bez wątpienia naćpany. Czuć było potem, dymem papierosowym, drewnem marynowanym w piwie i czymś słodkim, czego Katrine nie umiała ani nie chciała nazwać. Pod ścianą stały nieodłączne w takich miejscach łupy pochodzące z kradzieży – tym razem były to stosy dziecięcych desek do surfingu, opakowanych w przezroczysty plastik i ozdobionych rysunkiem białego rekina z rozwartą paszczą i czarnymi śladami zębów na końcu, co miało stwarzać iluzję, że rekin odgryzł kawałek deski. Bóg jeden wie, jak zamierzali to sprzedać.
Beate i Katrine przeszły dalej do kuchni, w której Irja siedziała przy niewielkim stole i skręcała sobie papierosa. Na stoliku leżała serwetka, a na parapecie w cukiernicy stały sztuczne kwiatki.
Katrine i Beate usiadły naprzeciwko niej.
– Nigdy nie przestają jeździć. – Irja wskazała ruchliwą Uelands gate za oknem. Jej głos miał w sobie zachrypniętą szorstkość, której Katrine już się spodziewała po zobaczeniu mieszkania i twarzy trzydziestokilkuletniej staruszki. – Jeżdżą i jeżdżą. Dokąd oni wszyscy jadą?
– Do domu – podsunęła Beate. – Albo z domu.
Irja wzruszyła ramionami.
– Ciebie też nie ma w domu – zauważyła Katrine. – Adres w Biurze Ewidencji Ludności…
– Sprzedałam dom – przerwała jej Irja. – Dostałam go w spadku. Był za duży. Za…
Wysunęła suchy, pokryty białym nalotem język i polizała bibułkę skręta, a Katrine w myśli dokończyła zdanie: „Za bardzo kusiło, żeby go sprzedać, kiedy zasiłek przestał wystarczać na prochy”.
– …dużo złych wspomnień.
– Jakich wspomnień? – spytała Beate, a Katrine przeszły ciarki. Beate nie była specjalistką od przesłuchań, tylko technikiem kryminalistycznym. W tym momencie posuwała się za daleko, prosiła o opowiedzenie tragedii całego życia, a przecież nikt nie potrafił rozwodzić się nad swoją historią dłużej i wolniej niż żalący się narkomani.
– Chodziło o Valentina.
Katrine podniosła głowę. A więc jednak Beate wiedziała, co robi.
– W jakim sensie?
Irja znów wzruszyła ramionami.
– Wynajmował mieszkanie w suterenie. On… tam był.
– Był?
– Wy nie znacie Valentina. On jest inny. On… – Kliknęła zapalniczką, ale nie udało jej się przypalić skręta. – On… – Klikała raz po raz.
– Był szaleńcem? – zniecierpliwiła się Katrine.
– Nie. – Irja z wściekłością rzuciła zapalniczką.
Katrine po cichu zaklęła. Teraz to ona okazała się amatorką zadającą sugerujące pytania, które ograniczały zakres odpowiedzi, jakie mogłyby uzyskać.
– Wszyscy mówią, że Valentin to wariat. Ale on wcale nie jest wariatem. Tyle tylko, że robi coś… – Irja wyjrzała przez okno na ulicę. Zniżyła głos. – …robi coś z powietrzem. Ludzie się boją.
– Bił cię? – spytała Beate. To również było sugerujące pytanie. Katrine spróbowała nawiązać z koleżanką kontakt wzrokowy.
– Nie – odparła Irja. – Nie bił. Dusił. Jeśli mu się sprzeciwiłam. Był taki silny, wystarczyło, że złapał mnie za szyję jedną ręką i ścisnął. Trzymał tak, dopóki cały świat nie zaczynał СКАЧАТЬ