Policja. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Policja - Ю Несбё страница 29

Название: Policja

Автор: Ю Несбё

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788327150813

isbn:

СКАЧАТЬ – Sprzedałaś dom…

      – Nie chodziło mi wyłącznie o pieniądze – przerwała jej Irja. – Musiałam uciekać. Musiałam się przed nim ukryć. Wszelkie ślady, które mogły go doprowadzić do mnie, musiały zniknąć.

      – Przestałaś używać karty kredytowej, nie zgłosiłaś przeprowadzki. Nie odbierałaś nawet zasiłku.

      – Jasne.

      – Nawet po śmierci Valentina.

      Irja nie odpowiedziała. Nawet nie mrugnęła. Siedziała nieruchomo, tylko dym unosił się z wypalonego już peta w pożółkłych od nikotyny palcach. Katrine skojarzyła się ze zwierzęciem schwytanym w światło samochodowych reflektorów.

      – Musiało ci ulżyć, kiedy się o tym dowiedziałaś? – spytała ostrożnie Beate.

      Irja pokręciła głową, mechanicznie jak kukiełka.

      – On nie umarł.

      Katrine natychmiast zrozumiała, że Irja naprawdę tak myśli. Jakie było pierwsze zdanie, które powiedziała o Valentinie? „Wy nie znacie Valentina. On jest inny”. Nie „był”. Jest.

      – Jak myślicie, dlaczego wam o tym wszystkim mówię? – Irja zgasiła niedopałek na blacie stołu. – On się zbliża. Z każdym dniem. Wyczuwam to. Czasami rano budzę się i czuję jego rękę na szyi.

      Katrine już miała na końcu języka, że to się nazywa paranoja i jest nieodłączną towarzyszką heroiny. Ale nagle i ona nie była już taka pewna. A kiedy głos Irji zmienił się w cichy szept, a jej spojrzenie zaczęło tańczyć między ciemnymi kątami w pokoju, Katrine też to poczuła. Dłoń zaciskającą się na szyi.

      – Musicie go znaleźć. Proszę was. Znajdźcie go, zanim on znajdzie mnie.

* * *

      Anton Mittet spojrzał na zegarek. Wpół do siódmej. Ziewnął. Mona ze dwa razy zaglądała razem z lekarzem do pacjenta. Poza tym nic się nie działo. Przy takim siedzeniu człowiek ma dużo czasu na myślenie. Właściwie aż za dużo, bo myśli po jakimś czasie nabierały tendencji do koncentrowania się na przykrych rzeczach. Żeby chociaż były to rzeczy, na które można coś zaradzić. Ale przecież nie mógł już wpłynąć na tamtą sprawę z Drammen, zmienić decyzji o nieinformowaniu o pałce policyjnej, którą znalazł wtedy w lesie w okolicy miejsca zdarzenia. Nie mógł wycofać słów i czynów, którymi ranił Laurę. Nie mógł także wymazać pierwszej nocy z Moną. Drugiej też nie.

      Nagle drgnął. Co to było? Jakiś dźwięk? Zabrzmiało tak, jakby dochodziło gdzieś z głębi korytarza. Zaczął intensywnie nasłuchiwać. Teraz już znów panowała cisza. Ale to na pewno był jakiś dźwięk. A przecież oprócz regularnych pisków maszyny u pacjenta nie powinien tu docierać żaden inny odgłos.

      Podniósł się bezszelestnie, rozpiął kaburę służbowego pistoletu i wyjął broń. Odbezpieczył.

      Tego tam masz cholernie dobrze pilnować, Anton.

      Czekał, ale nikt nie przychodził, więc sam ruszył powoli korytarzem. Po drodze sprawdzał po kolei wszystkie drzwi, ale były zamknięte, tak jak powinny. Skręcił za róg, zobaczył ciągnący się przed nim następny korytarz. Cały oświetlony. I nikogo na nim nie było. Znów się zatrzymał, nasłuchując. Nic. Na pewno tylko się przesłyszał. Schował pistolet z powrotem do kabury.

      Nic nie było? Ależ tak. Coś wytworzyło w powietrzu fale, które wychwyciła wrażliwa membrana w jego uchu i zadrgała pod ich wpływem, ledwie zauważalnie, ale wystarczająco, by przesłać sygnał do mózgu. To był fakt, któremu nie dało się zaprzeczyć. Jednak ów ruch powietrza mogło wywołać tysiąc rzeczy. Mysz albo szczur. Psująca się żarówka. Drewno w konstrukcji budynku kurczące się pod wpływem spadającej wieczorem temperatury. Ptak, który uderzył w okno.

      Dopiero teraz, gdy już się uspokoił, Anton poczuł, jak szybki ma puls. Powinien znów zacząć trenować. Odzyskać formę. Odzyskać to ciało, które tak naprawdę należało do niego.

      Już miał wracać, kiedy pomyślał sobie, że skoro dotarł aż tutaj, to równie dobrze może sobie przynieść kawę. Podszedł do czerwonego ekspresu, obrócił podłużny karton. Wypadła z niego jedna zielona kapsułka z błyszczącym wieczkiem, na którym widniał napis Fortissio Lungo. Czy ten dźwięk mógł być odgłosem osoby, która wemknęła się tu, żeby ukraść kawę? Przecież to pudełko jeszcze wczoraj było pełne. Włożył kapsułkę do maszyny i dopiero wtedy uświadomił sobie, że w wieczku jest dziurka. Czyli kapsułka była używana. Ale nie, przecież używane kapsułki miały wgniecenia w kształcie szachownicy. Włączył maszynę. Zaczęła warczeć, a wtedy Anton zorientował się, że przez najbliższe dwadzieścia sekund ekspres zagłuszy wszelkie inne ciche odgłosy. Cofnął się o dwa kroki, żeby nie stać w najgorszym hałasie.

      Kiedy kubek już był pełen, Anton spojrzał na kawę. Normalna, czarna. A więc nikt nie użył tej kapsułki.

      W momencie, gdy ostatnia kropla spadała do kubka, wydało mu się, że znów usłyszał dźwięk. Taki sam. Ale tym razem od drugiej strony, tej, gdzie znajdował się pokój pacjenta. Czyżby przeoczył coś po drodze? Przełożył kubek z kawą do lewej ręki i znów wyjął pistolet. Ruszył z powrotem długimi, równymi krokami. Próbował balansować ciałem, nie patrząc na kubek, ale i tak czuł, jak niemal wrząca kawa parzy mu rękę. Okrążył róg. Nie było nikogo. Odetchnął z ulgą. Ruszył dalej do krzesła. Już miał usiąść, ale nagle zdrętwiał. Podszedł do drzwi pokoju pacjenta, otworzył. Chorego nie było widać, kołdra go zasłaniała.

      Ale dźwięk sonaru wciąż się rozlegał, widać też było linię przesuwającą się z lewa na prawo na zielonym ekranie i podskakującą za każdym razem, gdy rozlegał się pisk.

      Już miał zamknąć drzwi.

      Coś jednak kazało mu się zastanowić.

      Wszedł, zostawiając drzwi otwarte, okrążył łóżko. Zajrzał pacjentowi w twarz.

      To był on.

      Zmarszczył czoło. Nachylił się nad ustami chorego. Czyżby nie oddychał?

      Ale nie, poczuł lekki ruch powietrza i mdlący słodkawy zapach, być może lekarstw.

      Anton Mittet wyszedł z pokoju pacjenta. Zamknął drzwi za sobą. Spojrzał na zegarek. Wypił kawę. Znów popatrzył na zegarek. Zorientował się, że liczy minuty. Że pragnie, by akurat ten dyżur skończył się jak najszybciej.

      – Świetnie, że się zgodził na rozmowę ze mną – powiedziała Katrine.

      – Ze się zgodził? – powtórzył strażnik. – Większość chłopaków z tego oddziału dałaby sobie uciąć prawą rękę za możliwość spędzenia kilku minut sam na sam z kobietą. Rico Herrem to potencjalny gwałciciel. Jesteś pewna, że nie chcesz, żeby przy tej rozmowie był ktoś jeszcze?

      – Umiem się o siebie zatroszczyć.

      – Nasza dentystka też tak mówiła. Ale w porządku, przynajmniej masz na sobie spodnie.

      – Spodnie?

СКАЧАТЬ