Название: Policja
Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327150813
isbn:
Nauczyciel chemii prowadził jedną z nawracających kłótni z żoną. Katrine włączyła szybkie przewijanie i zadzwoniła do Beate.
– Lønn.
Głos był jasny, niemal dziewczęcy, i nie ujawniał niczego więcej, niż to konieczne. Kiedy się odbierało telefon, podając samo nazwisko, czyż nie oznaczało to liczniejszego gospodarstwa domowego, tak aby należało doprecyzować, z kim z Lønnów chce się rozmawiać? Ale Lønn w tym wypadku oznaczało jedynie wdowę Beate Lønn i jej córkę.
– Mówi Katrine Bratt.
– Katrine! Dawno się nie słyszałyśmy. Co robisz?
– Oglądam telewizję, a ty?
– Przegrywam w Monopol ze Słonkiem. I pocieszam się pizzą.
Katrine się zamyśliła. Ile lat mogło mieć Słonko? Najwyraźniej dostatecznie dużo, żeby ograć mamę w Monopol. Kolejne przypomnienie o szokującym tempie, w jakim upływa czas. Katrine chciała już dodać, że ona pociesza się jedzeniem rybich łbów, ale uświadomiła sobie, że taka autoironiczna prezentacja własnego przygnębienia zamiast powiedzenia wprost, o co jej chodzi, stała się wśród singielek wytartym frazesem. A przecież wcale nie była pewna, czy potrafiłaby żyć bez takiej swobody, jaką miała. Od lat nachodziła ją niekiedy myśl o skontaktowaniu się z Beate tylko po to, żeby pogadać. Tak jak kiedyś dzwoniła do Harry’ego. Obie były już mocno dojrzałymi policjantkami bez mężczyzny, obie miały ojców policjantów, były ponadprzeciętnie inteligentnymi realistkami, pozbawionymi iluzji czy choćby marzeń o księciu na białym koniu. Możliwe, że z wyjątkiem konia, gdyby mógł je zabrać tam, dokąd chciały.
Miałyby o czym rozmawiać.
Ale do takiego telefonu nigdy nie doszło. Porozumiewały się wyłącznie w sprawach służbowych.
Pod tym względem prawdopodobnie również były do siebie podobne.
– Chodzi mi o Valentina Gjertsena – zaczęła Katrine. – Nieżyjącego sprawcę przestępstw na tle seksualnym. Wiesz coś o nim?
– Zaczekaj – odparła Beate.
Katrine usłyszała szybkie stukanie w klawisze i odnotowała jeszcze jedną ich wspólną cechę: stale zalogowane.
– Aha, ten – odezwała się po chwili Beate. – Widziałam go kilka razy. Katrine zrozumiała, że Beate dotarła do zdjęcia. Mówiono, że gyrus fusiformis, czyli ta część mózgu, która odpowiada za rozpoznawanie twarzy, u Beate Lønn mieści w sobie wszystkich ludzi, jakich kiedykolwiek w życiu spotkała. W jej wypadku stwierdzenie „nigdy nie zapominam twarzy” można było traktować zupełnie dosłownie. Podobno interesowali się nią naukowcy, ponieważ była jedną z trzydziestu kilku osób na świecie obdarzonych taką zdolnością.
– Przesłuchiwano go zarówno w związku ze sprawą w Tryvann, jak i z tą w Maridalen.
– Tak, coś mi się przypomina – powiedziała Beate. – Ale wydaje mi się, że w obu wypadkach miał alibi.
– Lokatorka z komuny, w której mieszkał, przysięgała, że cały ten wieczór spędził razem z nią w domu. Ale ciekawa jestem, czy pobraliście od niego DNA.
– Nie przypuszczam, skoro miał alibi. Wtedy analiza DNA była trudną i kosztowną procedurą, więc wykonywano ją najwyżej wobec głównych podejrzanych. I tylko wówczas, gdy nie było innych dowodów.
– Wiem, ale odkąd w Instytucie Medycyny Sądowej utworzono osobny wydział analiz DNA, to badaliście przecież DNA ze starych nierozwiązanych spraw, prawda?
– Tak. Ale w tych dwóch sprawach praktycznie nie było żadnych śladów biologicznych. Poza tym, jeśli dobrze pamiętam, Valentin Gjertsen poniósł zasłużoną karę. A może nawet surowszą.
– Tak?
– Został zabity.
– Wiedziałam, że nie żyje, ale nie…
– Tak było. Zginął podczas odsiadki w Ila. Znaleziono go w celi zmasakrowanego na miazgę. Więźniowie nie lubią tych, którzy obmacują małe dziewczynki. Winnego nie ujawniono. I nie jest pewne, że bardzo gorliwie go szukano.
Cisza.
– Żałuję, że nie mogłam ci pomóc – powiedziała Beate. – Ale wiesz, akurat trafiłam na „Spróbuj szczęścia” i…
– Miejmy nadzieję, że się odwróci – mruknęła Katrine.
– Co?
– Szczęście.
– No właśnie.
– Jeszcze jedna, ostatnia rzecz – powiedziała Katrine. – Chętnie porozmawiałabym z Irją Jacobsen, tą, która zapewniła Valentinowi alibi. Zgłoszono jej zaginięcie, ale poszperałam trochę w sieci.
– I?
– Żadnych zmian adresu, wpłaty podatku, wypłaty zasiłku czy zakupów na kredyt. Żadnych wyjazdów ani korzystania z komórki. Kiedy jakaś osoba wykazuje tak małą aktywność, z reguły można ją zaklasyfikować do jednej z dwóch kategorii. Większa grupa to osoby nieżyjące. Ale coś jednak znalazłam. Rejestrację kuponu w Lotto. Jeden zakład. Za dwadzieścia koron.
– Grała w Lotto?
– Pewnie ma nadzieję, że szczęście się odwróci. Nieważne. Ale to oznacza, że należy do tej drugiej kategorii.
– Czyli?
– Do osób, które aktywnie usiłują się ukrywać.
– A ty chcesz, żebym pomogła ci ją teraz znaleźć?
– Mam jej ostatni znany adres w Oslo i adres kiosku, w którym wypełniła kupon Lotto. Wiem też, że zażywała narkotyki.
– Okej – zgodziła się Beate. – Pogadam z naszymi wywiadowcami.
– Dzięki.
– Nie ma za co.
Pauza.
– Coś jeszcze?
– Nie. A właściwie tak. Co myślisz o Deszczowej piosence?
– Nie lubię musicali. A co?
СКАЧАТЬ