Krew to włóczęga. James Ellroy
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew to włóczęga - James Ellroy страница 5

Название: Krew to włóczęga

Автор: James Ellroy

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Полицейские детективы

Серия: Underworld USA

isbn: 978-83-8110-914-7

isbn:

СКАЧАТЬ wstał za szybko. Niby rzymski świat zawirował. Carlos wstał. Koszulę miał tak spryskaną, że aż mokrą.

      – Dopilnuję, żeby był pan na bieżąco.

      Janice zajmowała w Wydmach apartament à la kasba. Wayne zapewniał całodobową opiekę pielęgniarską. Janice nie opuszczała teraz hotelu.

      Popołudniowa pielęgniarka paliła na tarasie. Widok w połowie składał się z pokazu świateł, w połowie z pustynnej mgiełki. Janice leżała zwinięta na łóżku, klimatyzacja huczała. Jej system schizował. Albo niemal zamarzała, albo się niemal gotowała.

      Wayne usiadł z nią.

      – Jest jakiś golf w telewizji.

      – Na jakiś czas mam chyba dość golfa.

      Wayne się uśmiechnął.

      – Touché!

      – Spotkanie z Hughesem. Nie jest jakoś niedługo?

      – Za kilka dni.

      – Najmie cię. Wykuma, że jesteś mormonem i że ojciec nauczył cię paru rzeczy.

      – No bo nauczył.

      Janice się uśmiechnęła.

      – Z kim się spotykasz? Z kim od Hughesa, znaczy się?

      – Nazywa się Farlan Brown.

      – Znam go. Jego żona była mistrzynią klubową we Frontierze, ale jak z nią grałam, to wygrałam dziewięć osiem.

      Wayne się roześmiał.

      – Coś jeszcze?

      Janice się roześmiała. Od śmiechu rozkaszlała się i spociła. Zrzuciła kołdrę. Koszula jej się zadarła. Wayne zobaczył nowe obwisłe miejsca i wgłębienia.

      Wytarł jej czoło rękawem. Trąciła nosem jego ramię i połaskotała je. Wayne zrobił minę, że niby auć.

      – Miałam powiedzieć, że pije i gania za babami, jak wszyscy porządni mormoni. Tacy mężczyźni mają świętą trójcę. Tancerki, barmanki i burdele.

      W pokoju było lodowato. Od zwykłej rozmowy Janice spociła się jak mysz. Zagryzła wargę. Skronie jej pulsowały. Dotknęła swojego brzucha. Wayne rozpoznał atak bólu.

      – Kurwa – powiedziała Janice.

      Wayne otworzył walizkę i przygotował szprycę. Janice wyciągnęła ramię. Wayne znalazł żyłę, przetarł skórę i ręką zrobił opaskę uciskową. Igła i tłok, już.

      W jednej sekundzie…

      Napięła się i ucichła. Powieki jej zatrzepotały. Jedno ziewnięcie i bezwład.

      Wayne zbadał jej tętno. Słabe i równe. Jej ramię nie ważyło prawie nic.

      Na stoliku nocnym leżał otwarty „LA Times”. Prezentował fototryptyk: JFK, RFK, doktor King. Wayne złożył gazetę, westchnął i patrzył, jak Janice śpi.

      2

      Don Crutchfield

      (Los Angeles, 15.06.1968)

      KOBIETY:

      Dwa stadka przeszły koło parkingu. Pierwsza grupa wyglądała na ekspedientki. Miały na sobie ciuchy z godłem Ivy League i zmodyfikowany tapir. Drugą grupę stanowiły czyste hipiski. Nosiły łatane dżinsy, pacyfistyczny szajs i długie proste włosy, które wirowały.

      Przyszły i poszły. Najmici im pomachali. Ekspedientki odmachały. Hipiski pokazały im fucka. Najmici zawyli jak wilki.

      Parking przy stacji Shella, na rogu Beverly i Hayworth. Cztery dystrybutory i zatoka serwisowa/biuro. Trzej najmici rozwaleni w swoich brykach.

      Bobby Gallard miał oldsmobile’a rocketa. Phil Irwin chevy’ego 409. Crutch – pontiaca GTO rocznik ’65. On był najmitą nowicjuszem. Miał najlepszą brykę: silnik o pojemności 6,5 l, czterobiegowa skrzynia biegów, rdzawoczerwony lakier.

      Bobby i Phil zdążyli się już popołudniowo narąbać wysokooktanową wódką. Crutch wkurwił się na dziewczyny. Rozejrzał się w poszukiwaniu innych przechodniów. Zero – tylko jakieś stare żydówy zapierdzielające do synagogi.

      Z powrotem do gazety. Nudy – znowu gadka o Jamesie Rayu i Sirhanie Sirhanie. Chrapnięcie – „Ameryka pogrążona w rozpaczy”/„Kryjówka domniemanego zabójcy”. Ray wyglądał na cieniasa. Sirhan wyglądał na abdula. Ej, Ameryko, już ja cię rozruszam w tej rozpaczy.

      Crutch przerzucił kartki. Trafił na bokserów wagi muszej na Forum i szok – magazyn „Life” oferuje milion dolców za zdjęcia Howarda Hughesa! Przeszła ruda. Crutch jej pomachał. Spojrzała wzgardliwie, jakby na psie gówno. Najmici emitowali bardzo, bardzo złe fale. Byli tandetni i rdzennie chujowi. Wysiadywali na parkingu. Czekali na robotę od szmatławych prywatnych detektywów i prawników od rozwodów. Śledzili zdradzających małżonków, wpadali przez drzwi i robili zdjęcia głupków w trakcie pieprzenia. Była to robota wysoce ryzykowna, wysoce syfiasta, z potencjalnymi golaskami. Crutch był w tym nowy. Chciał zostać w tej robocie na zawsze.

      Gazeta nazywała Howarda Hughesa dzianym pustelnikiem. Crutch miał olśnienie. Mógł się zagłodzić do skóry i kości i wejść przez szyb wentylacyjny. Trzask – jeden polaroid i spadówa.

      Parking przysypiał. Bobby Gallard przerzucił gazetę z cipkami i siorbnął smirnoffa. Phil Irwin przetarł swojego chevy’ego giemzową szmatką. Phil śledził i podsłuchiwał dla Freddy’ego Otasha. Freddy O. był artystą wymuszeń i brutalem do wynajęcia. Kiedyś pracował w policji Los Angeles. Stracił licencję prywatnego detektywa za jakiś przekręt ze szprycowaniem koni. Phil był jego ulubionym najmitą/fagasem.

      Parking przysypiał. Zero roboty, zero przechodzących cipek, nuda stacji benzynowej.

      Było gorąco i wilgotno. Crutch ziewnął i wylot klimy skierował sobie na jaja. To go trochę orzeźwiło i ożywiło. Żegnaj, znużenie stacji benzynowej.

      Miał dwadzieścia trzy lata. Wygnano go z Liceum Hollywood za numery z ukrytą kamerą w damskiej szatni. Jego stary mieszkał w baraku przy Santa Anita. Crutch senior żebrał na ulicy, codziennie stawiał na wyścigach i jadł wyłącznie burito pastrami. Mama Crutcha zniknęła 18.06.1955. Miał dziesięć lat. Wstała, zwiała i nigdy nie wróciła. Co roku na Boże Narodzenie przysyłała kartkę i pięć dolców, z różnymi znaczkami, zawsze bez adresów zwrotnych. Stworzył własne akta osoby zaginionej. Wypełniły cztery kartony. Zabijał tym czas. Obdzwaniał cały kraj i sprawdzał posterunki policji, szpitale, kostnice. Zaczął poszukiwania w liceum.

      Nic – Margaret Woodard Crutchfield jak się zapadła pod ziemię, tak się nie pojawiła na powierzchni.

      Wpadła mu ta robota najmity. Tak to się stało:

      Trzymał СКАЧАТЬ