Название: Krew to włóczęga
Автор: James Ellroy
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Полицейские детективы
Серия: Underworld USA
isbn: 978-83-8110-914-7
isbn:
22
(Las Vegas, 26.08.1968)
Freddy O. opisywał Grapevine.
Wsiuńska speluna z atmosferą lasów północy przesyconą ultraprawicową nutą. Jaskrawe neony piwa Hamm. Obite poliestrem jodły. Zdjęcie bobra przyklejone nad pisuarami. Wszędzie poupychane kubki z cynglem w uchu. Serwetki z rasistowskimi komiksami – Wara, bambusie.
Dwight i Freddy unosili się na wodzie w basenie w Złotej Pieczarze. Woda była zimna jak w fiordzie. Mieli dla siebie najgłębszą część. Freddy relacjonował plotki.
Emitowało je sześć szumowin: Brundage, Kling, DeJohn, Currie, Pierce, Luce. Faceci, którzy robią napady z bronią w ręku i handlują narkotykami, z upodobaniem do prawicowych ubawów. Totalne moczymordy i ćpuny. Trzymali się razem. Co wieczór zamykali Grapevine i zostawali w środku, żeby pierdolić bez sensu. Mieli klucze do speluny. Właściciele ufali im, że zostawią kasę za gorzałę i zamkną przybytek, wychodząc. To nie oni byli obiektami inwigilacji BAT. To dobrze. BAT nie poprowadzi śledztwa w sprawie ich zbiorowego zabójstwa.
Kelner przyniósł Freddy’emu cuba libre, a Dwightowi mrożoną herbatę. Unosili się na wodzie i gadali. Freddy powiedział, że to robota na trzech ludzi. Dwight, że nie, że na czterech. Wayne zna francusko-korsykańskiego najemnika. Prezentuje się doskonale. Weźmy go.
Freddy się zgodził. Przemknęła apetyczna blondynka i rozproszyła uwagę. Dwight dosmarował sobie olejku do opalania. Omawiali spotkanie trzydziestego. Więc będziemy mieli Wayne’a i najemnika. Damy radę.
– Nie możemy przekroczyć planu – powiedział Dwight. – Tych sześciu debili i nikt więcej. Jest późno, oni są sami, wygadują te polityczne pojebstwa i nagle jebut.
– Jasne – dodał Freddy. – Przyjeżdża policja z St. Louis, pracuje na miejscu zajścia, robi testy i mówi „To i to”. Wszystkie elementy pasują do siebie.
– Musimy strzelać bez tłumików. Chcemy, żeby usłyszano i zauważono liczne wystrzały. Nie możemy użyć tłumików, bo znajdą ślady na łuskach.
– Jasne – powiedział Freddy. – Wszyscy z zasady noszą przy sobie spluwy, ale nie będziemy mieli czasu rozbroić ich i zabić z ich własnej broni. Będziemy musieli zabrać ze sobą broń z wykrywalnym pochodzeniem z St. Louis.
– Jasne, i to twoje zadanie. Ty będziesz teraz chłopcem z St. Louis, więc zrobisz włam do kilku sklepów z bronią i lombardów i zajumasz kilka sztuk, żeby śledczy je potem namierzyli. I rewolwery, Freddy. Nie chcę, żeby nam się blokowały żadne automaty.
Freddy upił cuba libre.
– Jasne. Sprzątamy ich, podkładamy spluwy tak, jakby strzelali do siebie nawzajem, wyciągamy ich prawdziwe spluwy i przemieszczamy ciała, tak żeby dopasować plamy krwi. W tej części wszystko jest jasne i proste.
Dwight upił herbaty mrożonej.
– Wchodzimy i wychodzimy w ciągu czterech minut. Mówiłeś, że oni zawsze walą na maksa z szafy grającej, tak?
– Tak. Najgorsza na świecie oklahomska muza. I głośna.
– To dobrze. To po części zagłuszy wystrzały, a sąsiedzi są przyzwyczajeni do harmidru o każdej porze. Przy wyjściu podkręcimy muzę, co zwiększy szanse, że któryś ziom zadzwoni ze skargą na hałas i jakiś patrol głupków zareaguje i znajdzie ciała.
Freddy unosił się za deską.
– Jeszcze jeden zasadniczy szczegół.
– Kokaina – powiedział Dwight. – Dostali trochę czystego szajsu i odjechali. Zostawimy kilka kresek na blacie. Wayne wytopi porcyjkę. Weźmiemy parę cienkich igieł do insuliny i naszprycujemy ich koką post mortem. Możemy im się wkłuć między palcami od nóg, ślady będą za małe, żeby je zauważyć przy autopsji.
– To konkretne i nie pozostawia wątpliwości – rzekł Freddy. – Od razu zostanie skategoryzowane jako wielokrotne zabójstwo białej biedoty wszech-kurwa-czasów i góra po dwunastu godzinach sprawa będzie zamknięta.
Dwight kiwnął głową.
– Zrobimy to przekonująco. I nie martw się o Wayne’a. On jest solidny.
Freddy się roześmiał.
– Martwimy się o niego, a to zimnokrwisty zabójca.
Dwight się roześmiał.
– A my mamy po prostu farta, że wsioki są białe.
Podszedł kelner z mrugającym telefonem. Freddy wyszedł z basenu i zawalczył z kablem i słuchawką. Dwight zamknął oczy i odwrócił się do słońca.
– To do ciebie – powiedział Freddy. – Ten twój Bowen jest w areszcie w Chicago.
23
(Chicago, 26.08.1968)
Żabojad podał Crutchowi ciasteczko haszyszowe. Ich kierowca był gliną. Na służbie. Przejazd przez strefę rozruchów w Chicago wróżył nieustanny odlot.
To był pomysł Mesplède’a. Wpadł na Crutcha w holu. Crutch opowiedział się za. Bowen siedział w areszcie. Buzz pracował na podsłuchu. Pooglądać Historię, pewnie.
Mesplède kazał mu się trzymać z dala od Wayne’a Tedrowa – „Powinieneś nie żyć, mon ami”. Crutch się zgodził. Mesplède ponownie podkreślił swoje zasługi: „Może pewnego dnia cię poproszę, żebyś podsłuchał Wayne’a”. Crutch się zgodził. Historia ciągle go odnajdywała: „Najpierw Miami, teraz to”.
Chłopcy z czerwonymi flagami. Dziewczęta bez staników. Gliniarze z kipami. Nimfowate laski rzucające bukiety na Gwardię Narodową.
Gliniarz za kierownicą sunął Old Crow. Radiowóz miał klimę. Mieli pokaz, a unikali nocnego upału.
Uliczne burdy. Ciskane kamienie/pałowanie. Długowłose dzieciaki całe zakrwawione. Dzieciak bez oka. Dzieciak trzymający w ręku zęby.
– Przyznam, że wojna jest niepopularna – powiedział Mesplède. – Przyznam, że z natury się przeciąga, ale nigdy nie przyznam, że jest absolutnie konieczna.
Crutch wyglądał przez okno. Hipis pokazał mu fucka. Hipiska błysnęła cyckami.
– Donald – odezwał się Mesplède. – Wierzysz w wolną Kubę?
– Tak, szefie, wierzę.
– Wierzysz, że perfidia Zatoki Świń domaga się ciągłej reakcji?
– Tak, szefie, wierzę.
– Wierzysz, że Fidela należy obalić i że piąta kolumna, która wspiera reżim, powinna ponieść najsroższą karę?
СКАЧАТЬ