Krew to włóczęga. James Ellroy
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew to włóczęga - James Ellroy страница 40

Название: Krew to włóczęga

Автор: James Ellroy

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Полицейские детективы

Серия: Underworld USA

isbn: 978-83-8110-914-7

isbn:

СКАЧАТЬ m/80 kg/ur. 18.05.1944. Nr prawa jazdy 08466. Poprzedni adres: 8418 South Budlong. Akta WK: weryfikacja przed przyjęciem do Akademii Policyjnej Los Angeles, 11.03.1967. Aktualny adres, bingo! Również 5662 South Denker.

      Nieprawidłowość. Niewłaściwość. Subskrybent nienawistnych traktatów przeciwko białej rasie, potencjalny gliniarz LA.

      Tak, i chyba jeszcze gdzieś widział to nazwisko.

      Dwight sięgnął po listy wywrotowców. I znowu bingo! Oto ponownie nazwisko Marshalla E. Bowena.

      Na spotkaniach czarnych muzułmanów. Na naradach Ligi Czarnego Węża. Uuuu, a to dopiero zły brat. Bardzo, bardzo zły brat!

      Dwight zadzwonił do Policji Los Angeles. Znał faceta w kadrach. Facet po cichu zapodawał poufne dane. Dwight poprosił go do telefonu i przedstawił sprawę Marshalla Bowena. Składał podanie do policji w marcu 1967. Dostał się?

      Facet powiedział, że sprawdzi. Dwight czekał przy telefonie sześć minut. Facet wrócił, cały podjarany. I bingo po raz trzeci: Marshall E. Bowen dostał się do Policji Los Angeles.

      Skończył akademię w czerwcu 1967. Przydzielony do służby patrolowej na Wilshire. Obecnie nadal na Wilshire. Sprawność fizyczna klasy A.

      Marshall, ty łobuzie.

      Albowiem:

      Subskrybowałeś nienawistną literaturę. Chodziłeś na komunistyczne spotkania. Brachu, to bardzo, bardzo brzydko. Mogliby ci się dobrać do czarnej dupy i wywalić cię z policji.

      Albowiem:

      Ci, którzy cię weryfikowali, spierdolili sprawę i pominęli twoją nienawistną przeszłość. Lewicowi wrogowie białych w trybie przyspieszonym wylatują z policji.

      Brzydki, brzydki chłopiec. Przydatny, szantażowalny, z-roboty-wywalalny. Już ja ci się dobiorę do tej czarnej dupy.

      Dziewięć sygnałów. Otash odebrał opryskliwie:

      – Kto tam?

      – Dwight, Freddie.

      – O kurwa – powiedział Otash. – Nie mów. Grapevine.

      Dwight się roześmiał.

      – BAT się zwija pierwszego. Myślę, że wtedy będziemy musieli pojechać.

      – A trzydziestego spotykamy się z Wayne’em?

      – Zgadza się. I myślę, że wcześniej powinniśmy się spotkać we dwóch, ty i ja.

      Otash westchnął.

      – Wayne jest na to gotowy?

      – Tak myślę – powiedział Dwight.

      – Jezu, Wayne junior. Nie możesz na niego liczyć, nigdy nie powinieneś na niego liczyć.

      Dwight zapalił papierosa.

      – Mam pytanie o policję z LA.

      – Słucham.

      – Proces weryfikacji. Patrzę na kolorowego dzieciaka o nazwisku Bowen. Chodził na spotkania komuchów i w zeszłym roku dostał się do Policji LA. Powiedz mi, jak to gówno z komuchami mogło się przecisnąć przez sito.

      Otash ziewnął.

      – Ja znam tego Bowena. On był wtyką Clyde’a Dubera. Clyde go spreparował i wpuścił do paru grup czerwonych.

      – Freddy, jesteś boski. Nie ma to jak biały człowiek.

      – Nie jestem biały – odparł Otash. – Jestem, kurwa, Libańczykiem.

      Marshall Bowen, jesteś zły, bardzo zły.

      Clyde wskazał na ścianę. Dwight obejrzał zdjęcia. Dotyczyły napadu na opancerzoną furgonetkę. Spalone ciała, poplamione atramentem banknoty, szmaragdy. Wielki gliniarz tarmoszący dwóch czarnych.

      Dwight kichnął. W biurze Clyde’a było arktycznie. Duże fotele wywoływały senność.

      – Tamta sprawa – powiedział Clyde. – To takie moje hobby. I tak właśnie poznałem Marsha.

      – Niewiele o tym wiem. Jack Leahy przez jakiś czas prowadził to z ramienia Biura.

      – Zgadza się. Sprawa wciąż nierozwiązana, a poplamione atramentem banknoty od czasu do czasu ciągle się pojawiają w getcie. Czasami policja zabiera się za ludzi obracających tymi banknotami, tak żeby nie wyjść z wprawy. Tak właśnie było z Marshem. Nieświadomie puścił dwie dychy, a tu ups, Scotty Bennett.

      Dwight ziewnął. Powieki mu opadały. Ten cholerny fotel był wymarzony do spania.

      – Nie przerywaj sobie.

      Clyde wypuścił kółka dymu.

      – Więc Scotty dopadł Marshalla i naciskał na niego, a Scotty B. naciskający to naprawdę niemiły widok. Marsh zadzwonił do kumpla, a ten kumpel do mnie. Wyciągnąłem Marsha z tego gówna ze Scottym i zrobiłem z niego infiltratora. Wpuściłem go w kilka poronionych lewicujących grup i grup kolorowych, a Marsh był cholernie dobrą wtyczką. Uwielbia akcję, więc złożył podanie do policji i dostał się pomimo protestów Scotty’ego.

      Dwight ziewnął.

      – Opowiedz mi o jego poglądach politycznych. Nie może być lewicowcem ani białofobem, bo policja by go nie przyjęła.

      Clyde odpalał papierosy jeden od drugiego.

      – Jakich poglądach politycznych? To gracz. Żyje, żeby grać, i tylko gra się liczy, a jedyne pojeby, które nie wiedzą, że to gra, to te bogate prawicowe świry, które płacą mi, żebym umieszczał wtyczki. To kopalnia złota. Ściągam siedemdziesiąt pięć tysięcy rocznie z Freda Hiltza i Charliego Torona.

      Dwight przetarł oczy.

      – Ja właśnie zrobiłem interes z doktorem Fredem.

      – Mój chłopak Don Crutchfield właśnie dla niego łazi teraz za jakimś mormońskim zasrańcem w Chicago.

      – Lewicowym mormonem?

      – Prawicowym mormonem, jebaką, który wsadzał jednej piździe, której wsadzał Fred. Jezu, nie pytaj. To już trwa całe lato i na razie jestem na tym zarobiony trzydzieści dwa tysie.

      Dwight podniósł słuchawkę telefonu na biurku. Clyde kiwnął głową zachęcająco. Dwight zadzwonił do kadrowego w Policji LA. Kadrowy ciągle miał pod ręką akta Marsha Bowena. Dwight poprosił o aktualną rozpiskę służby. Kadrowy powiedział, że Bowen jest w Chicago, gdzie odwiedza chorego ojca.

      Clyde wypuścił kółka dymu aż pod niebo. Dwight odłożył słuchawkę.

      – Jest w Chicago, a ja nie mogę się stąd wyrwać. Możesz tego swojego Crutchfielda poprosić, СКАЧАТЬ