Krew to włóczęga. James Ellroy
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew to włóczęga - James Ellroy страница 16

Название: Krew to włóczęga

Автор: James Ellroy

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Полицейские детективы

Серия: Underworld USA

isbn: 978-83-8110-914-7

isbn:

СКАЧАТЬ Alowi odejść. Al odszedł. Przyszedł Lew. Był wkurzony. Fiucie, jestem żonaty. Zwabiłeś mnie tu, żeby mnie przemaglować o jakiś potajemny numerek. Crutch zasypał Lew pytaniami. Lew powiedział, co następuje:

      Poznał Gretchen w Stat’s Char-Broil. Zgadali się. Posuwał ją w hotelu Miramar i w jakiejś dziupli przy Beachwood Canyon. Wyłudziła od niego pięć tysięcy. Zmyła się. Próbował znaleźć tę metę w Canyon. Nie udało mu się. Był zalany w trupa za każdym razem, kiedy tam jechał. Nie mógł znaleźć tej cholernej mety.

      Jacyś znajomi? Paszporty? Tematy rozmów? Facet, ty nie kumasz, myśmy w zasadzie nie gadali.

      Crutch zobowiązał się do milczenia i kazał Lew odejść. Lew odszedł. Pojawił się Chuck. Był wkurzony. Ty ćwoku, jestem żonaty. Zwabiłeś mnie tu, żeby mnie przemaglować o jakiś potajemny numerek. Crutch zasypał Chucka pytaniami. Chuck powiedział, co następuje:

      Poznał Gretchie w Westward Ho Steak House. Puknął ją w domu milę na wschód od Beachwood Canyon. Wynajmowała go. Na meblach były nalepki z cenami – powinienem był się domyślić.

      Pożyczył jej pięć tysiaków. Uciekła mu. Dzwonił do tej Centrali Bev i próbował ją znaleźć. Stara Bev milczała jak grób. Kazała mu spadać. Następnego dnia dostał pocztą prezent.

      Zdjęcie zrobione polaroidem: Chuck i Gretchen Farr się dymają. Chuck skumał: odpuść sobie albo dostanie to twoja frau.

      Chuck odpuścił. Chuck gówno wiedział o paszportach i znajomych. O czym rozmawialiście. Stary, myśmy się tylko ruchali.

      Crutch zobowiązał się do milczenia i kazał Chuckowi odejść. Crutch poprosił kelnerkę o ołówek i papier. Przyniosła je. Crutch narysował kilka razy Gretchen Farr.

      Klienci dali mu nieco inne opisy. Angielka z latynoską krwią? Jasne, może, może nie. Bev słyszała, jak mówiła po hiszpańsku. Odbierała rozmowy z trzech konsulatów: Panamy, Nikaragui i Dominikany. Kraje latynoskie. Jest szalona, ciemnowłosa, blada, kiedy pracuje po ciemku, rysuj, rysuj.

      Narysował Gretchen sześć razy. Z różnymi fryzurami, uśmiechniętą i skrzywioną. Czuł, że kieruje nim jakiś szalony duch. Złamał mu się ołówek. Zatkało go i wkurwiło, kiedy zobaczył, do czego doszedł.

      Narysował Gretchen Farr jako Danę Lund, sześć razy. Gretchen była Daną zrobioną na ciemno.

      Avco Jewelers znajdowało się przy plaży. Na wystawie leżały eleganckie zegarki na aksamitnych poduszkach. Crutch schował się pod pasiastą markizą. Był pokrzepiony. Jechał na tłustych plackach i resztkach prochów.

      Wszedł. Za ladą stał jakiś maruda, coś tam marudził z perłami. Przyjrzał się Crutchowi. Granatowy blezer i szare spodnie – dobra, damy radę.

      – Słucham pana?

      – Mam kilka pytań, gdyby był pan tak miły.

      – Oczywiście. Czy ma pan na myśli coś konkretnego?

      – Coś – zaskoczmy go. – Gretchen Farr – rzucił prosto z mostu.

      Maruda pomarudził jeszcze z perłami.

      – A to się tyczy…?

      – To dochodzenie.

      – Tyle rozumiem, ale wydaje się pan zbyt młody jak na policyjnego detektywa.

      – Jestem prywatnym detektywem.

      – Wątpię, ale rozstrzygnę tę wątpliwość na pańską korzyść.

      Crutch zrobił się drażliwy.

      – Słuchaj pan, ktoś dzwonił na jej centralę z pańskiego numeru. Ja tylko próbuję…

      Rozbrzmiał dzwonek u wejścia. Tanecznym krokiem weszła do środka starsza pani tuląca do siebie chihuahua. Emanowała gorącą nadzieją na nowe perły.

      – Panna Farr – wyszeptał maruda – przyszła tu jakieś dwa tygodnie temu, pod moją nieobecność. Zostawiła dla mnie wiadomość, prośbę, żebym zadzwonił, co uczyniłem. Odbyliśmy rozmowę. Chciała porady co do pocięcia pewnej liczby cennych szmaragdów, które posiadała. Spytałem ją o pochodzenie kamieni. Nie była w stanie udzielić mi odpowiedzi, co uznałem za osobliwe.

      Starsza pani odstawiła pieska. Chihuahua spadł na ziemię, ujadając. Maruda wyszedł zza kontuaru i omdlał z zachwytu.

      Buzz nazywał robotę dla Hiltza sprawą. Crutch myślał o niej „moja sprawa”. Doktor Fred miał szmal, by rozruszać etatową robotę dla Clyde’a. Cherchez la femme – Król Nienawiści miał z Gretchie dużo do pogadania. Buzz zadzwonił do P.C. Bell i przekupił jakiegoś pracusia, żeby namierzyć ten lewy numer. Na razie bez skutku. Buzz wykorzystał policyjne kontakty Clyde’a, żeby znaleźć informacje o la belle Farr. Na razie bez skutku. Arnie Moffett był ich jedyną wskazówką. Buzz nazwał ją gorącą. Crutch nazwał ją petardą.

      Stali na dachu Vivian i rozpracowywali to wszystko. Zmierzchało. Było gorąco. Resztki słońca rozmazywały niebo w zieleń. Buzz jarał skręta i miał słowotok, głównie o brykach i dupach. Crutch grzebał przy teleskopie.

      Zobaczył w Paramount zgrabne tancerki. Zobaczył Lonniego Ecklunda pracującego nad mercem z 53. Zobaczył kilku pijaków wytaczających się z Nickodell. Zobaczył, jak Sandy Danner ukradkiem pali papierosa na tylnej werandzie matki. Lonnie/Sandy/Buzz/Crutch – Liceum Hollywood 1962.

      Dana Lund była poza zasięgiem. Crutch obrócił teleskop na zachód. Zobaczył Barb Cathcart grillującą hot dogi. Miała na sobie farbowaną nierównomiernie koszulkę i pacyfkę. Widać było piegowaty dekolt. Barb śpiewała z grupą o nazwie The Loveseekers. Przegrywali każdą Bitwę Kapel, w której brali udział. Barb pokazała mu cipę na balu w liceum wiosną 1958. Zmieniło się wtedy jego życie. Brat Barb był męską dziwką. Podobno miał fiuta o długości 35 centymetrów.

      Szmaragdy, garsoniery, klienci, pieprzenie…

      – Jesteś większym świrem niż ja – powiedział Buzz.

      – Przyciśnijmy Arniego – powiedział Crutch.

      Spid dawał ikrę. Cztery deksedryny, dwa anielskie pyły i jeden głębszy Jima Beama. Odlecieli. Crutch czuł, jak jego źrenice się rozszerzają.

      Nieruchomość Moffetta to była dziupla. Zaraz obok delikatesów Mamy Gordon, „Dom Żydowskiego Bohatera”. Drzwi były otwarte. Światła włączone. Przy jednym biurku rozwalał się chudy koleś. Na czerwonej koszuli z krótkim rękawem miał naszywkę „Arnie”.

      Był zajęty. Wgapiał się w obrotowe lusterko i wyciskał sobie wągry. Crutch odchrząknął. Buzz odchrząknął. Arnie się nie poruszył.

      – Hm, proszę pana? – powiedział Buzz. Crutch go uciszył.

      – Studenciaki, tak? – odezwał się Arnie. – Chcecie wynająć na imprezę jedną z moich dziupli i zwabić tam jakieś cipki.

      Pomieszczenie СКАЧАТЬ