Krew to włóczęga. James Ellroy
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew to włóczęga - James Ellroy страница 15

Название: Krew to włóczęga

Автор: James Ellroy

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Полицейские детективы

Серия: Underworld USA

isbn: 978-83-8110-914-7

isbn:

СКАЧАТЬ co? Co to ma być? Nieźle się zapowiada.

      Imiona trzech mężczyzn: Lew, Al, Chuck. Pełno telefonów z prośbą o oddzwonienie do Gretchen – wszystkie numery z LA.

      Du-32758/„Nie poda nazwiska”. Sal/No-52808. On znał nazwisko i ten numer: aktor, kumpel Clyde’a.

      Crutch wyjął notes i przepisał wszystko. Spocił się jak na włamie. Opary środka na karaluchy drażniły mu nos. Od pieprzonej latarki bolały go zęby.

      Bar Klondike, róg Ósmej i La Brea. Grecki drągal i różowy magnetyt dla zniewieściałych gości.

      Crutch zadzwonił do Buzza z budki na zewnątrz. Chodnik był wielkim castingiem dla kowbojów z Kentucky. Crutch sprawdził Du-32758 przez Buzza i kazał mu poszukać w notesie. Buzz przejrzał notes i powiedział do Crutcha: „Zero wyników”. Crutch kazał mu zadzwonić do P.C. Bella i sprawdzić lewy numer.

      Akcja na chodniku stała się zbyt zmysłowa. Crutch siedział w samochodzie i obserwował drzwi. Lincoln Sala stał na parkingu z tyłu. Sal w zasadzie mieszkał w Klondike. Wyjdzie wcześniej lub później, sam lub z kimś.

      Sal Mineo. Płatny informator Clyde’a i Freda Otasha. Dwie nominacje do Oscara. Jeden kłopotliwy pedalski wybryk.

      Crutch się zastanowił. Od deksedryny miał odloty. Toho Theatre był kawałek na południe. Przytulone pary stały w kolejce po bilety na debilne kino. Dziewczęta miały długie, proste włosy. Każdy najmniejszy ruch głowy powodował iskry.

      Ktoś zastukał palcami w przednią szybę. Crutch zobaczył Sala Minea – przylizane loczki, obcisłe dżinsy. Otworzył drzwi. Sal wsiadł. Miał to pełne zachwytu spojrzenie pedalskiego makaroniarza.

      Crutch przejechał za róg i zaparkował.

      – Mogłeś wejść do środka – powiedział Sal. – Nie musiałeś się tu czaić cały wieczór.

      – Nie czaiłem się.

      – Zawsze się czaisz.

      – Kurde, facet. Czekałem.

      – Czaiłeś się.

      Crutch się roześmiał.

      – Dobra, czaiłem się.

      Sal się roześmiał.

      – Clyde coś chce, tak? Gdybyś robił coś na własny rachunek, czaiłbyś się pod oknem jakiejś laseczki.

      Crutch mocno zacisnął dłonie na kierownicy. Sal podniósł ręce – hej, nie miałem na myśli nic złego.

      – Dobra, zacznę jeszcze raz. W czym mógłbym pomóc tobie i Clyde’owi?

      – Gretchen Farr. Obrobiła z kasy jednego z klientów Clyde’a, a ja wiem, że ty ją znasz.

      Sal zapalił papierosa.

      – Pewnie, znam ją. Wiem, że rutynowo dyma na kopy facetów i zmywa się z ich kasą, ale nie wiem, jak po niej do mnie trafiłeś. Jeśli wyjaśnisz mi to przekonująco, powiem ci, co chcesz wiedzieć.

      To wydęcie warg, ten uliz Italiańca – Crutch zacisnął dłonie w pięści.

      – Sprawdziłem telefony. Dwa tygodnie temu do niej dzwoniłeś.

      Sal otworzył okno i wywietrzył w samochodzie. Sal podwinął nogi pod siebie i zrobił cielęce oczy.

      – Powiedziałbym, że Gretchen Farr to pseudonim. Nie pytaj mnie, skąd to wiem, po prostu wiem. Nie mam pojęcia, gdzie ją znaleźć, bo nigdy nie mówi ludziom, gdzie mieszka. Jak powiedziałem, dyma mnóstwo facetów, okrada ich albo od nich pożycza kasę i znika. Dzwoniłem do niej, bo ona dzwoniła do mnie. W zasadzie nie rozmawialiśmy. Wcześniej naprowadzałem ją na facetów, ale zwykle chodziła swoją drogą. Jest bardzo, bardzo ostrożna, ta nasza Gretch. Zawsze pilnuje, żeby jej faceci byli z różnych parafii.

      Dymanie, pieprzenie, ruchanie…

      – Zdjęcia?

      Sal pokręcił głową.

      – Nie. W życiu nie widziałem dziewczyny, która by tak unikała aparatu.

      – Ci faceci. Daj mi jakieś nazwiska.

      – Nie. Naprawdę nie mam szczęścia, a Gretch zapłaciła mi za namiary i obiecałem, że jej nie wydam, jak boni dydy.

      Crutch walnął dłonią w kierownicę. Crutch walnął dłonią w deskę rozdzielczą. Sal dalej patrzył maślanym wzrokiem i ani mrugnął.

      – Lepiej ci, kochanie?

      Crutch zacisnął dłonie. Bolały go palce. Sal zawinął włosy na palcu i westchnął.

      – Dlaczego myślisz, że Gretchen Farr to pseudo? – spytał Crutch.

      – Za bardzo wyglądała na Latynoskę, żeby się nazywać Farr. Już prędzej by się nazywała Spanglo.

      – I nie mieszka w LA?

      – Nie, tylko przejeżdża, pracuje i jedzie dalej.

      – Jakieś powiązania? Znasz kogoś, kto ją zna?

      Sal spojrzał wzrokiem łani.

      – Wydajesz się zrezygnowany, więc coś ci dam. Umawiałem Gretchie z jednym pośrednikiem od nieruchomości, Arniem Moffettem, straszliwym kolesiem, który kiedyś naganiał dla Howarda Hughesa. Kupił mnóstwo starych dymalni Hughesa, więc może Gretchie mieszka w jednej z nich.

      Crutch strzelił stawami palców. Głowa go bolała. Nie mógł się rozeznać. Myśli mu się plątały.

      – Czekam na ten dzień, skarbie – powiedział Sal.

      – Jaki dzień?

      – Dzień, kiedy skumasz, że wcale nie jesteś taki twardy.

      Te imiona dzwoniących: Al, Lew i Chuck. To mogli być klienci Gretchen. Mogli mu pomóc. Mogli mu podsunąć jakiś trop.

      Crutch odkręcił deksę anielskim pyłem i old crowem. Przespał się i przed południem zadzwonił do trzech kolesi. Rzucił nazwisko Gretchen. Nastraszył ich. Umówił się w Carolina Pines – trzy spotkania z klientami w godzinnych odstępach. Dotarł do Pines wcześniej i zajął boks w głębi. Wciągnął naleśniki i kawę i przejaśniło mu się w głowie.

      Al przybył o czasie. Był wkurzony. Kurwa, jestem żonaty. Zwabiłeś mnie tu, żeby mnie przemaglować o jakiś potajemny numerek. Crutch zasypał Ala pytaniami. Al powiedział mu co następuje:

      Poznał Gretch w Trader Vic’s. Zaliczyli kilka numerków w ciągu dnia u niej i u niego. Miała metę w Beachwood Canyon. Nie pytaj gdzie, zawsze jechałem tam strasznie nawalony.

      Gretchie powiedziała, że ma zasoby. Wspomniała o jakimś interesie СКАЧАТЬ