Название: Szkoła Bogów
Автор: Бернар Вербер
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-7999-412-0
isbn:
– O, proszę – mówi Freddy – ledwie wrócił do ludzkiej postaci, a już każdy pretekst jest dobry, by obmacywać moją żonę…
– Atena mówiła, że są tu wyłącznie Francuzi. Ale ty, Marilyn, o ile dobrze pamiętam, jesteś Amerykanką…
Freddy tłumaczy, że wychodząc za niego, mogła wybrać jedno obywatelstwo. Aby móc z nim pozostać, wybrała bycie Francuzką, na co zgodziła się niebiańska administracja. Moim zdaniem, władzom Olimpii musiało bardzo zależeć na obecności alzackiego rabina wśród tegorocznych uczniów, skoro zgodziły się na to nagięcie przepisów. A może pojęcie narodowości jest tu traktowane bardzo szeroko, bo przecież Mata Hari i Vincent van Gogh, chociaż zmarli we Francji, pochodzili jednak z Holandii…
Aktorka nadal robi ogromne wrażenie. Zadarty nosek, niebieskie oczy ocienione długimi, wypielęgnowanymi rzęsami, mleczna cera. Siła miesza się ze słabością, łagodność ze smutkiem. Wszystko to wzrusza mnie i rozczula.
Również Edmond Wells wychodzi z ciemności. Pomiędzy Raoulem i moim mistrzem istniała zawsze swego rodzaju nieufność, ale dziś wydaje się, że wzajemne żale poszły w zapomnienie.
– Z miłością do szpady, z humorem do tarczy! – woła Marilyn, przypominając nasze niegdysiejsze zawołanie.
Zgodnym chórem, nie przejmując się cherubinkami ani centaurami, powtarzamy nasze dawne hasło:
– Z miłością do szpady, z humorem do tarczy!
Chwytamy się za dłonie. Znów jesteśmy razem i dobrze nam z tym. Wraca tyle wspólnych wspomnień.
Kiedy byliśmy aniołami, wędrowaliśmy razem w kosmosie, poszukując planety zamieszkiwanej przez inteligentne istoty, a znaleźliśmy Czerwoną Planetę.
Wspólnie wypowiedzieliśmy wojnę upadłym aniołom i wygraliśmy ją „z miłością do szpady, z humorem do tarczy”.
– Kiedy wyruszaliśmy odkrywać kontynent umarłych, byliśmy tanatonautami – mówi Freddy Meyer. – Podczas odkrywania Imperium Aniołów byliśmy angelonautami. Teraz, gdy poznajemy królestwo bogów, przydałaby się nowa nazwa.
– Teonauci, z greckiego theo – bóg, gdyż będziemy eksploratorami boskości – powiedziałem.
– Niech będą teonauci – zgadzają się moi przyjaciele.
Raoul pokazuje, jak mam się posługiwać swoim ankh. Aby wytworzyć światło, należy przestawić kółko w pozycję D, a następnie nacisnąć na nie. Świecąc pod stopy zauważam, że moi towarzysze są pobrudzeni ziemią.
– Kopaliśmy tunel pod murem miasta, w miejscu, gdzie zarośla maskują wyjście – tłumaczy rabin. – Było nas troje, więc szło szybko.
– Chodźmy dalej razem – proponuje Edmond Wells.
Tak więc już w piątkę wspinamy się wśród drzew. Przekraczamy potoki, podążamy ścieżkami. Kiedy mijamy kolejne zarośla, naszym oczom ukazuje się niezwykły widok.
Jest to dolina przecięta turkusową rzeką, szeroką na kilkadziesiąt metrów, lśniącą i błyszczącą w ciemności jak ogromny, oświetlony od wewnątrz basen. Woda nie jest przejrzysta, ale miejscami widać nocoświetliki, wodną odmianę robaczków świętojańskich. To one oświetlają wodę.
Nigdy nie widziałem tak intensywnie niebieskiej barwy.
I. DZIEŁO W KOLORZE NIEBIESKIM
22. NIEBIESKA RZEKA
Niebieski.
Długo patrzymy w nurt rzeki. Świetliki wirują na powierzchni, jak plama światła na dziwnym obrazie.
Wiatr ustał. Żadnego centaura w zasięgu wzroku. Pewnie poszły spać. Ciekawe, jak one śpią? Czy tak jak konie, na stojąco, ze zwieszoną głową, czy może leżąc na boku, jak ludzie?
Z dołu dobiega dźwięk dzwonu, którego pojedyncze uderzenie oznajmia, że wybiła pierwsza w nocy gdy, ku naszemu ogromnemu zdziwieniu, na horyzoncie pojawia się intensywne światło. Jego snop, o wiele silniejszy od tego, który oświetla czasami szczyt Olimpu, przenika przez chmury. To tak jakby o pierwszej w nocy wstawał świt. Już wiem, to drugie słońce rozpoczyna swoją zmianę. Nie wschodzi tak wysoko, jak jego poprzednik i od razu staje się czerwone.
Nasze świetliki, już bezużyteczne, znikają. Turkusowa rzeka na tle beżowego piasku i gęstej zieleni lasu nabiera fiołkoworóżowej barwy.
Idziemy wzdłuż brzegu, szukając brodu, gdy nagle zagradza, nam drogę hałaśliwy wodospad, przypominając Marilyn Monroe plan filmowy Niagary. Nie przedostaniemy się. Niżej, w dole rzeki nurt jest nadal silny, lecz wydaje się mniej zdolny do tego, by nas porwać. Ryzykować przepłynięcie wpław, czy szukać dalej?
Dźwięk czyichś kroków przerywa nasze rozmyślania. Pospiesznie chowamy się w zaroślach. To samotny bóg-uczeń idzie w naszą stronę.
Raoul zrywa się nagle:
– Ojcze!
Francis Razorback wydaje się mniej poruszony tym nieoczekiwanym spotkaniem.
– Co ty tu robisz, Raoul?
– A co, sądziłeś, ojcze, że nie jestem zdolny zostać bogiem?
Z jego togi wypada książka. Raoul spieszy, by ją podnieść.
Francis Razorback, autor napisanego w ziemskim życiu dzieła Śmierć, rzeczywistość nieznana wyjaśnia, że przebywając w tym świecie, pisze Mitologię. Po przybyciu do Olimpu zanotował całą szeroką wiedzę z dziedziny greckiej filozofii i mitologii, którą posiadł w swym ostatnim ziemskim życiu. Liczy, że w czasie pobytu na wyspie uda mu się stopniowo zapełnić sto pustych stron swojej księgi.
Edmond Wells, wyraźnie zainteresowany tymi słowami, dodaje, że też nadal pisze swoją Encyklopedię. Byłby zachwycony, mogąc w niej umieścić wiedzę Francisa Razorbacka z zakresu mitologii, która z pewnością jest o wiele dokładniejsza od tej, jaką on posiada.
Słysząc to, Francis Razorback gwałtownie się cofa.
– Ktoś inny miałby korzystać z owoców moich badań? To byłoby zbyt proste! Niech każdy tworzy własne dzieło, zdążając własną drogą.
– Uważam, że wiedza nie jest niczyją własnością – twierdzi mój mistrz. – Każdy może z niej korzystać. O ile pamiętam, mitologię grecką znamy głównie dzięki Hezjodowi. Sami nie wymyśliliśmy nic nowego, nic nie stworzyliśmy, ograniczając się wyłącznie do zebrania wiedzy, która istniała przed nami.
Jego rozmówca milczy, niezbyt przekonany.
– Panie Razorback, to nie pan wymyślił mitologię grecką, tak samo jak ja nie jestem twórcą fizyki kwantowej. Żadna z tych dziedzin nie jest naszą własnością. Nasze dzieła to tylko СКАЧАТЬ