Kod Leonardo Da Vinci. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kod Leonardo Da Vinci - Дэн Браун страница 7

Название: Kod Leonardo Da Vinci

Автор: Дэн Браун

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-000-7

isbn:

СКАЧАТЬ prałat Opus Dei, biskup Aringarosa spędził ostatnie dziesięć lat swojego życia, niosąc dobrą nowinę Dzieła Bożego – Opus Dei. Kongregacja założona w 1928 roku przez hiszpańskiego księdza José Marię Escrivę de Balaguer propagowała powrót do tradycyjnych wartości opisanych w dziele Escrivy zatytułowanym Droga. Teraz, kiedy ponad cztery miliony egzemplarzy Drogi krąży po wszystkich kontynentach przetłumaczone na czterdzieści dwa języki, Opus Dei wyrasta na ruch ogólnoświatowy. Jego bursy, ośrodki naukowe, a nawet uniwersytety można odnaleźć niemal w każdym mieście. Papież, będący głową Kościoła katolickiego, wraz ze swoimi kardynałami dał organizacji pełne poparcie i błogosławieństwo. Bogactwo i potęga Opus Dei oznaczały jednak, że jak magnes ściągała na siebie podejrzliwość.

      – Dla wielu Opus Dei jest ideologicznym praniem mózgów – oskarżają często dziennikarze. – Dla innych ultrakonserwatywnym tajnym stowarzyszeniem katolickim. Kim właściwie jesteście?

      – Opus Dei nie jest ani jednym, ani drugim – tłumaczył cierpliwie biskup. – Należymy do Kościoła katolickiego. Jesteśmy zgromadzeniem katolików, którzy wybrali możliwie najbardziej rygorystyczne przestrzeganie doktryny katolickiej. Istnieją tysiące zwyczajnych członków Opus Dei, którzy są w związkach małżeńskich, mają rodziny i szerzą Dzieło Boże w swoich społecznościach. Inni wybierają życie w ascezie, w murach naszych domów zakonnych. Są to wybory osobiste, ale wszyscy w Opus Dei mamy jeden cel – ulepszanie świata poprzez czynienie Dzieła Bożego. Jest to z pewnością cel wzniosły.

      Rozsądek jednak rzadko brał górę. Media uwielbiały skandale, a Opus Dei, jak większość dużych stowarzyszeń, miała w swoich szeregach kilka zbłąkanych dusz, których działania rzucały cień na wszystkich. Media mówiły teraz, że Opus Dei to „mafia Boga” i „sekta Chrystusa”.

      Boimy się tego, czego nie rozumiemy, myślał Aringarosa. Pięć miesięcy temu zatrzęsły się podstawy władzy organizacji, a Aringarosa wciąż nie mógł się po tym ciosie podnieść.

      Nie wiedzą, z kim wszczynają wojnę – szeptał do siebie Aringarosa, wyglądając przez okno samolotu w nieprzeniknioną ciemność oceanu. Przez chwilę jego wzrok spoczął na powierzchni okna i ujrzał odbicie swojej twarzy – o ciemnej cerze, pociągłej, z wydatnym płaskim i krzywym nosem, który kiedyś, gdy był młodym misjonarzem, złamała w Hiszpanii brutalna pięść. Teraz jednak nikt nie zważał na jego fizyczne niedoskonałości. Aringarosa żył zanurzony w świecie ducha, a nie ciała.

      Kiedy odrzutowiec przeleciał nad wybrzeżem Portugalii, telefon komórkowy w kieszeni sutanny Aringarosy zaczął wibrować. Tylko jeden człowiek miał numer tego telefonu, ten sam człowiek, który go przesłał.

      Podekscytowany biskup odezwał się cicho:

      – Tak?

      – Sylas zlokalizował klucz sklepienia – powiedział jego rozmówca. – Jest w Paryżu. W murach kościoła Saint-Sulpice.

      Aringarosa uśmiechnął się.

      – Jesteśmy więc blisko.

      – Możemy go zdobyć natychmiast. Potrzebujemy jednak twoich wpływów, księże biskupie.

      – Oczywiście. Powiedz, co mam zrobić.

      Siedemset kilometrów dalej albinos o imieniu Sylas stał pochylony nad miednicą i zmywał plecy – jeszcze jeden z jego rytuałów. Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty, obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję1 – modlił się słowami psalmu.

      Przez ostatnie dziesięć lat wyznawał Drogę, oczyszczając się z grzechów… Odbudowując życie… Wymazując akty przemocy z poprzedniego życia.

      Słowo Jezusa to słowo pokoju… Nieuciekanie się do przemocy… słowo Miłości. Tego uczono Sylasa od początku i te nauki zachowywał w sercu. Lecz wrogowie Chrystusa próbują teraz zniszczyć właśnie te nauki i tę prawdę. Ci, którzy grożą Bogu siłą, będą siłą zwalczani. Niewzruszoną. Jak skała. Dziś Sylasa wezwano do boju.

      Rozdział 6

      Prześlizgnąwszy się pod stalową kratą, dostał się do Wielkiej Galerii mieszczącej najsłynniejsze zbiory sztuki włoskiej. Po obu stronach galerii nagie ściany wyrastały w górę na ponad dziesięć metrów i znikały gdzieś w ciemnościach. Rzednący blask czerwonych lampek rozpraszał się, pnąc ku sufitowi, a lampki rzucały nienaturalne, rudawe światło na imponującą kolekcję obrazów Leonarda da Vinci i innych wielkich mistrzów.

      Kiedy wzrok Langdona zaczął błądzić po intarsjowanej podłodze, która zdaniem znawców jest absolutnie zachwycająca, jego oczy nagle zatrzymały się na przedmiocie leżącym kilka metrów na lewo, otoczonym ze wszystkich stron taśmą policyjną, przedmiocie, którego nie powinno tam być. Odwrócił się do Fache’a.

      – Czy to jest… Caravaggio?

      Fache skinął głową, nawet nie patrząc.

      Obraz, jak oceniał Langdon, był wart powyżej dwóch milionów dolarów, a tu walał się na podłodze jak stary plakat.

      – A cóż to płótno robi na podłodze?

      Fache spojrzał na niego niechętnie, najwyraźniej nieporuszony tym faktem.

      – To jest miejsce zbrodni, panie Langdon. Niczego nie dotykaliśmy. Płótno zerwał ze ściany kustosz Luwru. Właśnie tak włączył system alarmowy. Sądzimy, że kustosza napadnięto w jego biurze, uciekł do Wielkiej Galerii i włączył system bezpieczeństwa, zrywając ten obraz ze ściany. Krata natychmiast opadła, odcinając tu wszelki dostęp. To jest jedyne wejście i wyjście z galerii.

      Langdon nie od razu zrozumiał.

      – To znaczy, że kustoszowi udało się uwięzić napastnika tutaj, w Wielkiej Galerii?

      Fache pokręcił głową.

      – Brama systemu alarmowego oddzieliła Saunière’a od napastnika. Zabójca był po jej drugiej stronie, w holu, i strzelił do Saunière’a przez kraty. – Fache wskazał palcem na pomarańczowe oznaczenie zwisające z jednego z prętów. – Saunière zmarł tutaj sam.

      Langdon wyjrzał na olbrzymi pawilon rozciągający się przed nimi.

      – Więc gdzie jest jego ciało?

      Fache poprawił spinkę do krawata w kształcie krzyżyka i ruszył do przodu.

      – Jak pan prawdopodobnie wie, Wielka Galeria jest dosyć długa.

      Jej długość, o ile Langdon dobrze pamiętał, wynosiła ponad czterysta metrów. Idąc korytarzem za Fache’em, miał wrażenie, że nie okazuje szacunku wielkiej sztuce, nie zatrzymując się i niemal przebiegając obok tylu arcydzieł. Wciąż jednak nie widział ciała.

      – Jacques Saunière dotarł aż tutaj?

      – Pan Saunière został trafiony w brzuch. Umierał bardzo powoli. Może piętnaście lub dwadzieścia minut. Bezsprzecznie był człowiekiem o wielkiej sile fizycznej i duchowej.

      Langdon СКАЧАТЬ



<p>1</p>

Księga Psalmów 51,9. Cytaty z Pisma Świętego według Biblii Tysiąclecia.