Kod Leonardo Da Vinci. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kod Leonardo Da Vinci - Дэн Браун страница 3

Название: Kod Leonardo Da Vinci

Автор: Дэн Браун

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-000-7

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Niemal natychmiast ktoś zaczął walić ciężką pięścią w drzwi.

      Langdon niepewnie zsunął się z łóżka, poczuł, że jego stopy toną głęboko w pluszowym dywanie. Włożył szlafrok i podszedł do drzwi.

      – Kto tam?

      – Pan Langdon? Muszę z panem porozmawiać. – W angielszczyźnie człowieka stojącego za drzwiami słychać było silny francuski akcent, głos był zdecydowany i władczy. – Porucznik Jérôme Collet. Direction Centrale Police Judiciaire.

      Langdon stanął jak wryty. Centralne Biuro Śledcze? Dlaczego DCPJ, we Francji mniej więcej to, czym w Stanach Zjednoczonych jest FBI, miałoby do niego jakiś interes?

      Nie zdejmując łańcucha, Langdon uchylił lekko drzwi. Twarz patrząca na niego z drugiej strony należała do szczupłego mężczyzny o nieokreślonych rysach. Był wysoki, miał na sobie mundur.

      – Mogę wejść? – spytał agent.

      Langdon wahał się chwilę, niepewny, co ma zrobić, podczas gdy nieruchome oczy nieznajomego przyglądały mu się badawczo.

      – A o co właściwie chodzi?

      – Mój przełożony chciałby skorzystać z pańskiej wiedzy.

      – Teraz? – wydusił Langdon. – Jest już po północy.

      – Czy to prawda, że dziś wieczorem miał pan umówione spotkanie z kustoszem Luwru?

      Langdon się zaniepokoił. Rzeczywiście, miał się spotkać z niezwykle cenionym w świecie historyków sztuki Jacques’em Saunière’em, umówili się na drinka wieczorem po wykładzie, lecz Saunière się nie pojawił.

      – Tak. Skąd pan o tym wie?

      – Znaleźliśmy pańskie nazwisko w jego kalendarzu.

      – Mam nadzieję, że nie stało się nic złego.

      Agent westchnął złowieszczo i wsunął przez uchylone drzwi zdjęcie. Kiedy Langdon je zobaczył, poczuł, że cały sztywnieje.

      – Zrobiono je mniej niż godzinę temu. W Luwrze.

      Kiedy Langdon przyglądał się temu dziwacznemu obrazowi, jego pierwsze uczucia – wstręt i wstrząs – ustąpiły miejsca wzbierającej fali gniewu.

      – Mieliśmy nadzieję, że pan nam pomoże odpowiedzieć na pytanie, kto mógł to zrobić, zważywszy na pańską wiedzę z dziedziny symboli i na planowane na dziś wieczór spotkanie.

      Langdon przyglądał się zdjęciu, jego przerażenie mieszało się ze strachem.

      – Ten symbol i sposób, w jaki ciało jest tak dziwnie…

      – …ułożone – podsunął agent.

      Langdon przytaknął i oderwawszy oczy od fotografii, poczuł chłód na całym ciele.

      – Nie potrafię sobie wyobrazić, kto mógł mu zrobić coś takiego.

      – Pan nie rozumie, panie Langdon – powiedział agent z ponurym wyrazem twarzy. – To, co widać na zdjęciu… – urwał. – Monsieur Saunière sam to sobie zrobił.

      Rozdział 2

      Niecałe dwa kilometry dalej olbrzymi albinos o imieniu Sylas, kulejąc, wchodził przez frontową bramę do luksusowej rezydencji z piaskowca przy rue la Bruyère. Na udzie miał zaciśnięty kolczasty pas cilice. Wszyscy prawdziwi wyznawcy Drogi go nosili – skórzany pas nabijany ostrymi metalowymi kolcami, które wcinając się w skórę, powodują ból – to nieustające przypomnienie cierpienia Chrystusa na krzyżu. Kolce wbijały się w ciało Sylasa, lecz jego dusza śpiewała z radością dla Pana.

      Sylas wszedł cicho po schodach, nie chcąc nikogo obudzić. Drzwi do jego sypialni były otwarte – tutaj nie używa się kluczy. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

      Pokój miał spartański wystrój – drewniana podłoga, sosnowa toaletka, w rogu materac, który służył mu za łóżko. W tym tygodniu był tu gościem, ale przez wiele lat, dzięki błogosławieństwu Pana, miał swój kąt w podobnym sanktuarium w Nowym Jorku.

      Pan dał mi schronienie i cel w życiu.

      Dziś wieczór Sylas nareszcie poczuł, że zaczął spłacać swój dług. Pospiesznie podszedł do toaletki, znalazł telefon komórkowy w dolnej szufladzie i wybrał numer.

      – Tak? – odezwał się w słuchawce męski głos.

      – Wróciłem, Nauczycielu.

      – Mów – rozkazał głos, w którym było słychać zadowolenie, że są jakieś wiadomości.

      – Całej czwórki już nie ma. Trzech seneszalów… i wielkiego mistrza.

      Nastąpiła chwila ciszy, jakby przerwa na modlitwę.

      – W takim razie rozumiem, że masz tę informację?

      – Cała czwórka była zgodna. Niezależnie od siebie. – Sylas zawiesił głos, wiedząc, że informacja, którą wydobył ze swoich ofiar, będzie zaskakująca.

      Cała czwórka potwierdziła istnienie clef de voûte… Legendarnego zwornika, klucza sklepienia.

      Rozmówca na chwilę wstrzymał oddech, a kiedy znów się odezwał, w jego głosie wyczuwało się oczekiwanie.

      Klucz sklepienia…

      Zgodnie z legendą bractwo jest w posiadaniu kamiennej mapy – clef de voûte… czyli zwornika lub klucza sklepienia. Jest to rzeźbiona kamienna tablica, która wskazuje ostatnie miejsce ukrycia największej tajemnicy bractwa… Informacji o takim znaczeniu, że dla jej ochrony istnieje całe bractwo.

      – Kiedy już zdobędziemy klucz – powiedział Nauczyciel – będziemy tylko o krok od sukcesu.

      – Jesteśmy bliżej, niż się wydaje, Nauczycielu. Klucz jest tutaj, w Paryżu.

      – W Paryżu? To nie do wiary. To byłoby zbyt proste.

      Sylas opowiedział o wydarzeniach tego wieczoru… O tym, jak jego cztery ofiary na chwilę przed śmiercią w desperackim wysiłku odkupienia swojego bezbożnego życia wyznały mu tajemnicę. Wszyscy powiedzieli dokładnie to samo – że klucz jest przemyślnie ukryty w pewnym konkretnym miejscu w jednym z najstarszych kościołów Paryża – w kościele Saint-Sulpice.

      – Pośród murów domu Bożego – oburzył się Nauczyciel. – Jakże nas przedrzeźniają.

      – I tak było przez wieki.

      Nauczyciel umilkł, jakby chciał przez chwilę nacieszyć się triumfem. W końcu odezwał się znowu:

      – Oddałeś wielką posługę Bogu. Czekaliśmy СКАЧАТЬ