Kod Leonardo Da Vinci. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kod Leonardo Da Vinci - Дэн Браун страница 4

Название: Kod Leonardo Da Vinci

Автор: Дэн Браун

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-000-7

isbn:

СКАЧАТЬ jest dobry – szeptał.

      Rozdział 3

      Rześkie kwietniowe powietrze wpadało z łopotem przez otwarte okno citroena ZX, kiedy samochód przejeżdżał obok budynku Opery Paryskiej i przecinał na ukos plac Vendôme. Robert Langdon, siedząc na fotelu pasażera, czuł, jak miasto przemyka obok niego, a on próbował zebrać myśli. Dzięki szybkiemu prysznicowi i goleniu zdołał odzyskać jako taki wygląd, ale nie udało mu się uciszyć lęków. Wciąż miał w pamięci przerażający obraz ciała kustosza Luwru.

      Jacques Saunière nie żyje.

      Langdona opanowało głębokie poczucie straty po śmierci kustosza. Saunière miał wprawdzie opinię odludka, lecz cieszył się powszechnym uznaniem i szacunkiem za bezgraniczne oddanie sztuce i Langdon z radością myślał o dzisiejszym spotkaniu

      Miasto szykowało się do snu – uliczni sprzedawcy popychali wózki z kandyzowanymi owocami, kelnerzy wynosili worki ze śmieciami na krawężniki, para spóźnionych kochanków obejmowała się i przytulała, żeby nie zmarznąć w podmuchach wiatru, w których czuło się zapach kwitnącego jaśminu. Citroen władczo przepływał przez ten chaos, a podwójny dźwięk syreny przecinał ruch uliczny jak ostry nóż.

      – Le capitaine był zadowolony, kiedy się dowiedział, że wciąż jeszcze jest pan w Paryżu – powiedział agent, przerywając milczenie po raz pierwszy od chwili, kiedy wyszli z hotelu. – Szczęśliwy zbieg okoliczności – stwierdził, kierując radiowóz ku północnemu wjazdowi do słynnych ogrodów Tuileries, które Langdon zawsze uważał za ziemię uświęconą. Były to ogrody, w których malarz Claude Monet, prekursor impresjonizmu, eksperymentował z formą i z kolorem.

      Agent wyłączył wyjącą syrenę i Langdon odetchnął, rozkoszując się nagłą ciszą. Citroen skręcił ostro w lewo, zmierzając w kierunku zachodnim, ku głównemu bulwarowi parku. Objechawszy okrągły staw, przejechał przez opuszczoną drogę i znalazł się na szerokim prostokącie trawy tuż za nią. Widzieli teraz koniec ogrodów Tuileries, wyjazd z nich akcentował ogromny kamienny łuk.

      Arc du Carrousel.

      Fanatycy sztuki oddawali cześć temu miejscu. Z esplanady na końcu Tuileries można było bowiem zobaczyć cztery największe muzea sztuki… po jednym w każdym punkcie wyznaczonym przez kompas. Z prawych okien samochodu, wyglądając na południe przez Sekwanę i Quai Voltaire, Langdon widział ostro oświetloną fasadę starego dworca kolejowego – teraz czcigodne Musée d’Orsay. Patrząc w lewo, widział szczyt dachu ultramodernistycznego Centrum Pompidou, w którym mieściło się muzeum sztuki nowoczesnej. Z tyłu za nim, na zachód, wyrastał nad linią drzew starożytny obelisk Ramzesa, który wskazuje na Musée du Jeu de Paume.

      Prosto przed nim, w kierunku wschodnim, pod kamiennym łukiem, Langdon widział teraz monolit renesansowego pałacu, który stał się najsłynniejszym muzeum sztuki na świecie.

      Musée du Louvre.

      Luwr, który ma kształt ogromnej podkowy, jest najdłuższym budynkiem w Europie, dłuższym niż trzy wieże Eiffla, gdyby je położyć na ziemi jedną za drugą. Budynek wyrastał jak cytadela na tle paryskiego nieba, zapierając dech w piersiach, a ponad dziewięćdziesiąt tysięcy metrów kwadratowych otwartej przestrzeni między skrzydłami budowli nie robiło takiego wrażenia jak majestat szerokości jej fasady. Langdon przeszedł kiedyś wzdłuż całej długości murów Luwru, pokonując prawie pięć kilometrów.

      Mimo że według szacunków turyście, który chciałby dokładnie obejrzeć wszystkie sześćdziesiąt pięć tysięcy trzysta dzieł sztuki znajdujących się w tym budynku, zajęłoby to jakieś pięć tygodni, większość zwiedzających wybiera skróconą wersję, którą Langdon nazywał „Sprintem przez Luwr” – biegiem przez muzeum, żeby zobaczyć trzy najsłynniejsze dzieła – Mona Lizę i marmurowe rzeźby Wenus z MiloNike.

      Kierowca podjechał i trzymając w dłoni małą krótkofalówkę, wypowiedział po francusku kilka słów, co brzmiało jak wystrzały z karabinu maszynowego.

      Monsieur Langdon est arrivé. Deux minutes.

      Agent zwrócił się do Langdona:

      – Spotka się pan z kapitanem przy głównym wejściu.

      Kierowca ryknął silnikiem i przejechał przez krawężnik. Główne wejście do Luwru górowało w oddali.

      La pyramide.

      Wejście – modernistyczna szklana piramida wysokości dwudziestu jeden metrów, zaprojektowana przez urodzonego w Ameryce chińskiego architekta I. M. Pei, stała się niemal tak sławna, jak samo muzeum, choć była bardzo kontrowersyjna.

      – Podoba się panu nasza piramida? – spytał agent.

      Langdon zmarszczył brwi. Było to oczywiście pytanie podchwytliwe. Jeżeli się powiedziało, że piramida się podoba, zyskiwało się uznanie pozbawionego gustu prowincjusza, a jeżeli się mówiło, że nie, dotknięci czuli się Francuzi.

      – Mitterrand był bardzo odważnym człowiekiem – odparł Langdon wymijająco.

      Nieżyjący już prezydent Francji, który zamówił budowlę, cierpiał, jak mówiono, na „kompleks faraona”, i zapełniał Paryż egipskimi obeliskami, sztuką starożytną i dziełami sztuki znad Nilu.

      – Jak się nazywa kapitan? – spytał Langdon, zmieniając temat.

      – Bezu Fache – odparł kierowca, podjeżdżając pod główne wejście do piramidy. – My nazywamy go le Taureau.

      Langdon spojrzał na niego, zastanawiając się, czy każdy Francuz nosi przedziwne przezwisko wzięte ze świata zwierząt.

      – Nazywacie waszego zwierzchnika Byk?

      Agent, zdziwiony, uniósł brwi.

      – Mówi pan po francusku lepiej, niż się pan do tego przyznaje, monsieur Langdon.

      Mój francuski jest do niczego, pomyślał Langdon, ale moja wiedza na temat zodiaku jest całkiem niezła. Taurus zawsze był Bykiem. Astrologia jest wszędzie taka sama.

      Agent zatrzymał samochód między dwoma fontannami, przed olbrzymimi obrotowymi drzwiami z boku piramidy.

      – Miałem rozkaz zostawić pana tutaj. Mam inne sprawy do załatwienia.

      Langdon westchnął ciężko, wysiadł z samochodu i podszedł do głównego wejścia, gdy tymczasem samochód ruszył z piskiem opon i odjechał. Następnie podniósł dłoń, żeby wybić ręką szybę, ale gdzieś z ciemności poniżej wyłoniła się sylwetka człowieka, który zaczął wchodzić po kręconych schodach. Mężczyzna był potężnie zbudowany, zwalisty, ciemnowłosy, poruszał się na potężnie umięśnionych nogach. Dał Langdonowi znak, żeby wszedł do środka.

      – Nazywam się Bezu Fache – oznajmił, kiedy Langdon przepchnął się przez obrotowe drzwi. – Jestem kapitanem policji i pracuję w Centralnym Biurze Śledczym. – Jego gardłowy, niski głos współgrał z sylwetką… przypominał pomruki nadciągającej burzy.

      Langdon СКАЧАТЬ