Kod Leonardo Da Vinci. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kod Leonardo Da Vinci - Дэн Браун страница 13

Название: Kod Leonardo Da Vinci

Автор: Дэн Браун

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-000-7

isbn:

СКАЧАТЬ dla ciebie Pismo Święte po francusku. Zaznaczyłem rozdział.

      Niepewny, Duch wziął Biblię i otworzył na rozdziale, który zaznaczył ksiądz.

      Dzieje Apostolskie 16.

      Wersety opowiadały o więźniu imieniem Sylas, który leżał nagi i pobity w celi, śpiewając hymn na chwałę Boga. Kiedy Duch doszedł do wersetu 26, ze zdumienia wstrzymał oddech.

      …Nagle powstało silne trzęsienie ziemi, tak że zachwiały się fundamenty więzienia. Natychmiast otwarły się wszystkie drzwi…

      Ksiądz uśmiechnął się ciepło.

      – Od teraz, mój przyjacielu, jeżeli nie masz innego imienia, będę cię nazywał Sylas.

      Duch przytaknął bezwiednie. Sylas. Znów dano mu ciało. Nazywam się Sylas.

      – Czas na śniadanie – powiedział ksiądz. – Będziesz potrzebował dużo siły, jeżeli masz mi pomagać zbudować ten kościół.

      Siedem tysięcy metrów powyżej poziomu Morza Śródziemnego samolot wpadł w turbulencję, ale biskup Aringarosa prawie tego nie zauważył. Myślami był w przeszłości i rozmyślał nad Opus Dei. Żałował, że nie może zadzwonić do Sylasa. Ale nie mógł.

      – To dla twojego własnego bezpieczeństwa, księże biskupie – wyjaśnił Nauczyciel, mówiąc po angielsku z francuskim akcentem. –Takie rozmowy można przechwytywać. A gdyby tak się stało, to mogłoby cię zniszczyć.

      Aringarosa wiedział, że Nauczyciel ma rację. Robił wrażenie człowieka szczególnie ostrożnego. Nie zdradził Aringarosie swojej tożsamości, ale warto być mu posłusznym. W końcu w jakiś sposób zdobył tajne informacje. Nazwiska czterech najwyższej rangi członków bractwa!

      – Księże biskupie – powiedział Nauczyciel – wszystko przygotowane. Aby mój plan się powiódł, musisz pozwolić, żeby Sylas przez kilka najbliższych dni odpowiadał tylko na moje telefony. Nie możecie z sobą rozmawiać. Robię to, aby chronić księdza tożsamość, tożsamość Sylasa… i moją inwestycję.

      Dwadzieścia milionów euro, pomyślał biskup, wyglądając przez okno samolotu. Drobiazg za coś tak wielkiego. Pozwolił sobie na uśmiech, co mu się rzadko zdarzało. Zaledwie pięć miesięcy temu obawiał się o przyszłość Wiary. Teraz, jakby z woli Boga, rozwiązanie pojawiło się samo. Jeśli wszystko dziś wieczorem pójdzie zgodnie z planem, Aringarosa wkrótce będzie w posiadaniu czegoś, co uczyni go najpotężniejszym człowiekiem Chrześcijaństwa.

      Poczuł pewność, że Nauczyciel i Sylas nie zawiodą. Nauczyciel robił to dla pieniędzy, a Sylas ze względu na wiarę. Pieniądze i wiara to potężne bodźce.

      Rozdział 11

      – Żart? – Bezu Fache był wściekły, patrzył na Sophie Neveu, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Żart liczbowy? – To jest pani profesjonalna ocena kodu Saunière’a? Jakiś matematyczny dowcip?

      – Ten kod jest tak prosty, że Jacques Saunière wiedział, że od razu to odkryjemy. – Wyciągnęła kartkę z kieszeni swetra i podała ją Fache’owi. – To jest odczyt.

      Fache spojrzał na papier.

1-1-2-3-5-8-13-21

      – Co to jest? – prychnął. – Pani tylko ustawiła te liczby w kolejności rosnącej!

      Sophie miała tyle tupetu, że uśmiechnęła się z satysfakcją.

      – Właśnie.

      Fache mówił teraz ciszej i głosem tak niskim, że przypominał grzmot wodospadu.

      – Agentko Neveu, nie mam pojęcia, dokąd pani zmierza, ale radzę, żeby się pani pospieszyła. – Rzucił zniecierpliwione spojrzenie na Langdona, który stał tuż obok z telefonem przyciśniętym do ucha, wciąż słuchając wiadomości z automatycznej sekretarki nagranej w ambasadzie amerykańskiej. Twarz Langdona poszarzała, z czego Fache wywnioskował, że wiadomości nie są dobre.

      – Panie kapitanie – powiedziała Sophie tonem niebezpiecznie wyzywającym. – Tak się składa, że sekwencja liczb, którą ma pan w ręku, jest jednym z najsłynniejszych ciągów rosnących w historii matematyki. To jest ciąg Fibonacciego – stwierdziła, wskazując brodą na kartkę w dłoni Fache’a. – Każdy wyraz jest równy sumie dwóch wyrazów poprzedzających.

      Fache przyjrzał się liczbom. Każdy wyraz rzeczywiście był sumą dwóch poprzednich, ale Fache wciąż nie mógł sobie wyobrazić, jakie by to mogło mieć znaczenie w kontekście śmierci Saunière’a.

      Matematyk Leonardo Fibonacci stworzył ten ciąg liczbowy w trzynastym wieku. Rzecz jasna, to nie może być przypadek, że wszystkie liczby, które Saunière napisał na podłodze, należą do tego ciągu.

      Fache przyglądał się dłuższą chwilę młodej kobiecie.

      – Dobrze. Jeżeli nie ma w tym żadnego przypadku, to może powiedziałaby mi pani, dlaczego Jacques Saunière postanowił tak postąpić. Co nam chce powiedzieć? Co to oznacza?

      Wzruszyła ramionami.

      – Absolutnie nic. O to właśnie chodzi. To jest zwykły żart kryptograficzny. Tak jakby wziąć słowa z jakiegoś słynnego wiersza i pomieszać je, żeby zobaczyć, czy ktoś się zorientuje, co te słowa mają ze sobą wspólnego.

      Fache zrobił krok naprzód, groźnie przybliżając twarz do twarzy Sophie.

      – Liczę, że ma pani jakieś bardziej przekonywające wyjaśnienie tej sprawy.

      Kiedy i Sophie zbliżyła się o pół kroku do niego, na jej twarzy malowała się powaga.

      – Panie kapitanie, ze względu na wagę sprawy mam nadzieję, że zainteresuje pana informacja, że Jacques Saunière zabawia się z panem. Najwyraźniej pan tego nie widzi. Poinformuję dyrektora Wydziału Kryptografii, że już nie potrzebuje pan naszych usług.

      Z tymi słowami odwróciła się na pięcie i odmaszerowała w tym samym kierunku, z którego przyszła.

      Fache, oniemiały, patrzył, jak Sophie znika w ciemności. Czy ona zwariowała? Fache zwrócił się do Langdona, który wciąż stał z telefonem przy uchu, z jeszcze większym niepokojem na twarzy, słuchając uważnie wiadomości.

      Kiedy Robert Langdon wyłączył telefon, wyglądał blado i niepewnie.

      – Wszystko w porządku? – spytał Fache.

      Langdon niepewnie pokręcił głową.

      Złe wiadomości z domu, wyczuł Fache, zauważywszy – odbierając z powrotem swój telefon – że Langdon się spocił.

      – Wypadek – mamrotał Langdon, patrząc na Fache’a z dziwnym wyrazem twarzy. – Przyjaciel… – zawahał się. – Muszę lecieć do domu pierwszym porannym samolotem.

      Fache nie miał wątpliwości, że szok na twarzy Langdona СКАЧАТЬ