Название: Zemsta i przebaczenie Tom 2 Otchłań nienawiści
Автор: Joanna Jax
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-7835-585-4
isbn:
Wszedł za bramkę posesji i rozejrzał się dookoła. Następnie obszedł dom, zajrzał do salonu, jedynego pomieszczenia, w którym paliło się światło. Nic nie wydało mu się podejrzane. Ojciec z fajką w ustach siedział w fotelu i czytał gazetę, a matka przeglądała albumy. Uśmiechnął się, patrząc na ten widok. Przeszedł na tyły budynku i odnalazł kuchenne drzwi. Wspiął się na palce i przesunął dłonią po wąskim daszku znajdującym się nad wejściem. Chwilę potem natrafił na klucz. Otworzył cicho drzwi i przeszedł do holu, a następnie stanął w progu salonu. Matka podniosła głowę znad albumu i jęknęła:
– Matko Przenajświętsza! Igorek…
Ojciec zerwał się z fotela, podszedł do Igora i uściskał go, po czym odsunął się dyskretnie pod wpływem smrodu, jaki roztaczał jego syn. Matka także się z nim przywitała i obściskiwała tak długo, aż Igor delikatnie wyswobodził się z jej objęć. Ona zdawała się nie czuć odoru, nie widzieć zmęczonej twarzy i nieogolonej brody syna. Śmiała się i łkała na zmianę. W końcu pozwoliła mu, aby się umył i przebrał.
Gdy zszedł z piętra, czekała na niego gorąca kolacja.
– Szukają cię, Igor – powiedział grobowym tonem Fiodor.
– Wiem, tato. Ale musiałem przyjechać…
– Do tej kobiety… Igor, to przez nas. Byli tutaj, szukali cię. Pelagia powiedziała im o Bocianowie. Modliłem się, żeby ciebie tam nie było. Bóg mnie wysłuchał, ale Lewinównę zabrali… – Ojciec jąkał się, bo wiedział, że ta wiadomość może zdruzgotać jego syna.
– Wiem, tato… Wiem, że Hankę zamknęli, ale nie wiem, co teraz się z nią dzieje. To nie wasza wina, tylko moja. I to, że przyleźli do was, to także moja wina. Zachowałem się jak nieodpowiedzialny gówniarz – stanowczo stwierdził Igor.
– Jesteś naszym jedynym synem, do kogo miałeś pójść, jak nie do rodziców? – Maria pogłaskała syna po dłoni.
– Słuchajcie… – Igor przyjął rzeczowy ton. – Niedługo wybuchnie wojna.
– Synku, już jest wojna – zganiła go matka.
– Igor mówi o wojnie na wschodzie… – mruknął ojciec.
– Myślisz, że to może mieć dla nas jakieś konsekwencje? – naiwnie zapytała Maria.
Ojciec i syn wymienili spojrzenia. Fiodor, podobnie jak Igor, miał świadomość, że jeśli Hitler napadnie na Związek Radziecki, Łyszkinowie z dnia na dzień mogą stać się w Warszawie persona non grata. A chcąc dopaść komunistę Igora Łyszkina, Niemcy nie będą mieli oporów, by posunąć się do najgorszego.
– Jak myślisz, Igor, ile mamy czasu? – zapytał ojciec.
– Kilka tygodni? Może mniej… Przeze mnie siedzicie na beczce prochu, dlatego zróbcie to możliwie najszybciej. Póki co przenieście się gdzieś na prowincję, a potem… byle jak najdalej stąd – niepewnie odpowiedział Igor.
– Co nam radzisz, synku? – zaniepokoiła się Maria.
– Mamusiu, to najtrudniejsze słowa, jakie kiedykolwiek przyszło mi do was mówić, bo może to oznaczać, że nie będziemy się widzieli bardzo długo. Spieniężcie co się da i uciekajcie za ocean. Tutaj wkrótce będzie piekło. Nawet Szwajcaria i Portugalia wydają się kiepskim azylem. Ameryka, nie wiem, może Stany Zjednoczone, może Argentyna. Byle jak najdalej stąd…
Matka zakryła twarz rękoma.
– Boże… Przecież to koniec świata. A co z tobą? Wyjedziesz z nami? – Popatrzyła na swojego syna błagalnym wzrokiem.
Pokręcił przecząco głową.
W salonie Łyszkinów zapadła niemal grobowa cisza. Nie widzieli syna od tak dawna, a i wcześniej ich spotkania można było nazwać rzadkimi, jeśli nie sporadycznymi, ale w tym momencie poczuli, jakby to było pożegnanie. Taka odległość po prostu przerastała ich wyobraźnię. Wiedzieli jednak, że Igor ma rację. Nie byli tu bezpieczni, a powrót do Związku Radzieckiego nie wchodził w rachubę. Siedzieli więc w milczeniu, dopóki Igor nie zasnął na ogromnej kanapie. Maria okryła go pledem i siedziała przy nim aż do rana, kiedy to jej syn opuścił willę na Mokotowie.
10. Warszawa, 1941
– Powtórz jeszcze raz. Minuta po minucie. Kiedy po raz pierwszy zwróciłaś uwagę na tego człowieka? – „Sokół” już od godziny zamęczał Alicję pytaniami.
Był bardzo zaniepokojony faktem, że ktoś poznał ich kanał przerzutu pieniędzy z Rzeszy do Polski.
– Wsiadł w Berlinie. Tak… Na pewno. Wszedł do przedziału zaraz po kobiecie z dzieckiem – niepewnie powiedziała Alicja, bo odpowiadanie wciąż na te same pytania spowodowało, że zaczynała powoli tracić zaufanie do stanu swojej pamięci.
– Myślisz, że się znali? – ciągnął „Sokół”.
– Nie sądzę. Ona była Niemką i cały czas świergotała do swojego syna, który już kilkadziesiąt kilometrów za Berlinem zaczął się niecierpliwić.
– A ten starszy mężczyzna?
– Czytał przez cały czas i właściwie się nie odzywał.
– Właściwie? Przypomnij sobie, może jednak coś mówił? Może miał dziwny akcent?
– Kilka kurtuazyjnych zdań… Nie wydawał mi się podejrzany.
– Ten, który cię napadł również nie wydał ci się podejrzany – mruknął „Sokół”.
– W rzeczy samej. Nie rozglądał się nerwowo, nie zerkał co chwilę na moją walizkę ani nie trzęsły mu się ręce – zdenerwowała się Alicja.
– Proszę się nie dziwić tym pytaniom. Ktoś musiał zdradzić. Nie wiemy tylko, czy mamy zdrajcę w naszych szeregach, czy to bankowiec z Dresdner Banku. Myślę jednak, że to musiał być ktoś od nas… – głośno myślał „Sokół”.
– A ile osób wiedziało o moim wyjeździe? – zapytała Alicja, bo ona także zastanawiała się, skąd wiedziano o jej misji. Na pewno wiedzieli „Sokół”, Julian i Wiktor. Kto, u licha, jeszcze, jeśli oni wszyscy byli poza podejrzeniami.
– Bardzo wąskie grono – mruknął СКАЧАТЬ