Czerń i purpura. Wojciech Dutka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerń i purpura - Wojciech Dutka страница 6

Название: Czerń i purpura

Автор: Wojciech Dutka

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги о войне

Серия:

isbn: 978-83-8125-641-4

isbn:

СКАЧАТЬ ton, mój drogi, jest nie do przyjęcia – zauważyła babka. Użycie formuły „mój drogi” oznaczało, że jest bardzo przejęta i że stanowczo nie zgodzi się na żaden opór syna. Jej wola była święta, tak jak wola Pana Boga w niebie.

      – Ja też uważam, że nie powinieneś tak mówić do matki, Josef – odezwała się jego żona, krojąc w kuchni świeżą cielęcą wątróbkę.

      Josef Weimert już się nie odezwał, przypieczętowując tym samym los syna. Gdyby ostro się sprzeciwił, ryzykując awanturę, być może życie Franza pobiegłoby innym torem. A tak babcia mogła wypełnić swoją wolę.

      – Czy chciałbyś być członkiem Hitlerjugend? – zapytała, ale zaraz potem przeszła w typowy dla siebie słowotok skierowany pośrednio do wszystkich członków rodziny. Argumentowała, że wstąpienie Franza do Hitlerjugend byłoby korzystne dla rodziny: – Wy nie jesteście w partii jak Schillingowie i inni sąsiedzi. Lorenz mieszka w Wiedniu i na pewno się do partii nie zapisał, nie mówiąc już o tym nicponiu Friedrichu, skaranie boskie z tym chłopakiem, z jakimiś socjalistami się skumał, mój Boże, takie bezbożne lektury czyta, a ja się tak codziennie modlę, żeby został dobrym katolikiem i służył naszej wielkiej ojczyźnie.

      – A jaką mama ojczyznę ma na myśli? – zapytała matka Franza, wrzucając pokrojoną wątróbkę wraz z talarkami cebuli na skwierczące masło.

      Babka odwróciła głowę.

      – Oczywiście naszą wielką niemiecką ojczyznę.

      Powiedziała to najspokojniej w świecie, świadoma, że matka Franza nigdy się jej nie sprzeciwi. Tydzień później Franz został członkiem Hitlerjugend.

      Rozdział 3

      POKUTA

      Słowacja, 1939

      – Nie mogę znaleźć pracy – poskarżył się któregoś dnia mecenas Zinger. – Wszyscy klienci, z którymi teraz rozmawiam, bardzo mi współczują. Mówią, że gdyby były bardziej spokojne czasy… Nikt nie chce mi powierzyć sprawy.

      – Ile mamy oszczędności? – zapytała go żona.

      – Na rok. Może na półtora – odparł.

      – Na dwa. Będziemy oszczędzali na wszystkim. – Wypowiedziawszy to niewyobrażalnie trudne zdanie, pani Zinger zaniosła się płaczem. Mąż zaczął pocieszać żonę. Konieczność oszczędzania była dla niej bardzo nieprzyjemna. Pani Zinger, mając za męża prawnika o wysokich dochodach, nigdy nie martwiła się o dom ani o jego potrzeby. Na zakupy zawsze starczało. I zawsze rodzinę było stać na to, by raz lub dwa razy do roku pojechać do Pragi lub do Wiednia. Teatr, eleganckie ubrania, wyrafinowane słodycze, dobry alkohol były w zasięgu ręki. Nikt nie musiał sobie niczego odmawiać. Pani Zinger z trudem przystosowywała się teraz do nowej sytuacji, w której musieli liczyć się z każdym groszem, żeby przeżyć. Co innego, gdy prowadzi się dom, mając gosposię, która posprząta i ugotuje, a co innego, gdy trzeba to robić samemu. Twardsza okazała się Milena, która powiedziała:

      – Jesteśmy w lepszej sytuacji niż inni Żydzi. Rodzina rabina Majzelsa musi pożyczać na jedzenie.

      Na Słowacji formalnie Żydom nie działo się nic złego. Nikt nie kazał im mieszkać w gettach, nie skazywał ich na izolację. Jednak stopniowo wznosił się wokół nich niewidzialny mur oddzielający ich od reszty społeczeństwa. W ramach oszczędności Zingerowie musieli zwolnić gosposię. Nieopodal kamienicy, w której mieszkali, znajdował się sklep prowadzony przez dawną znajomą pani Zinger – Semotanovą, matkę Dawida, skrycie kochającego się w Milenie latem zeszłego roku. I w tym sklepie, odwiedzanym przez matkę Mileny przez wiele lat, doszło do następnej sceny, która dała Zingerom wiele do myślenia.

      Pani Zinger chciała kupić cukier. Semotanova odpowiedziała po głębokim namyśle:

      – Pani Zinger, nie sprzedam pani cukru ani jajek, ani mąki, ani nic innego. Po prostu nic pani już nie sprzedam.

      – Ależ, pani Semotanova, nie rozumiem. My zawsze płaciliśmy.

      Kupcowa przybrała smutny wyraz twarzy i powiedziała:

      – Pani Zinger, ja do pani nic nie mam. Pani i szanowny mąż byliście zawsze mile widzianymi klientami. Mój Dawid mi zabronił, dlatego, kochana, nie sprzedam, choćbym chciała.

      – Jak to zabronił? Czego konkretnie?

      – Powiedział, że nie mogę sprzedawać Żydom. Niech pani mnie zrozumie, nawet gdybym ja chciała pani sprzedać, to Gwardia Hlinkowa zabrania. Mój syn jest gwardzistą. Powiedział też, że sklepy prowadzone przez katolików mogą sprzedawać tylko katolikom. A jak nie, to mają być bojkotowane. Ja się na tej całej polityce nie znam, ale towaru pani nie sprzedam.

      Matka Mileny nie była przyzwyczajona do tonu, z jakim Semotanova z nią rozmawiała. Zazwyczaj dostawała to, co chciała. W tej jednej chwili poczuła tak wielką odrazę do właścicielki, że mogła zrobić tylko jedno: natychmiast wyjść ze sklepu. Semotanova, widząc ogromne zdenerwowanie pani Zinger, powiedziała na odchodnym, że na targu nie ma ograniczeń w handlu i że na pewno jest tam taniej.

      Gdy matka Mileny opuściła sklep, pani Semotanova zwróciła się z rozbrajającą szczerością do obecnych kobiet:

      – Mój Dawid mówił, że Żydzi Pana Jezusa ukrzyżowali. A ja głupia nie wiedziałam, że ci Zingerowie to są tacy źli ludzie.

*

      Sytuacja rodziny uległa chwilowej poprawie, gdy do Bratysławy przybyła Róża, starsza siostra Mileny. Razem z mężem do marca tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku mieszkała w Czechach. W Protektoracie Czech i Moraw ustanowione przez Niemców ustawodawstwo przeciw Żydom było jeszcze bardziej bezwzględne. Dlatego postanowili wrócić do rodzinnej Bratysławy. Rodzina męża Róży przebywała od jakiegoś czasu na emigracji w Budapeszcie.

      Niespodziewana wizyta starszej córki tylko na moment rozluźniła napiętą atmosferę. Przysporzyła natomiast innych problemów. Do trzech pokoi zajmowanych przez Milenę, ojca oraz matkę wprowadziły się kolejne cztery osoby. Róża miała syna, sześcioletniego Natana, oraz trzyletnią córkę Miriam. Jej mąż Chaim był nauczycielem rysunku. Pochodził z żydowskiej rodziny, której korzenie sięgały zarówno Słowacji, jak i Węgier.

      – Dobrze, że przyjechaliście – cieszył się ojciec. – Choć nie uważam, żeby żydowskiemu nauczycielowi rysunku było łatwiej niż żydowskiemu prawnikowi.

      – Jakoś sobie poradzę, tato – powiedział Chaim.

      – Jesteś nieznośny, Eliasie – odrzekła natychmiast matka, próbująca odnaleźć jakiś pozytywny element; choćby spotkania z córką i dawno niewidzianymi wnukami. – Żeby tak od razu mówić o rzeczach nieprzyjemnych.

      Jednak cieszyła się z tej wizyty tylko połowicznie. Róża i jej mąż nie mieli prawie żadnych oszczędności. Wszystko musieli „zdeponować” w banku przed opuszczeniem Protektoratu Czech i Moraw.

      – Niemcy was okradli – powiedział wstrząśnięty ojciec, słysząc opowieść СКАЧАТЬ