Название: Czerń i purpura
Автор: Wojciech Dutka
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Книги о войне
isbn: 978-83-8125-641-4
isbn:
Jasna aluzja do zachowania Mileny w wyższej szkole muzycznej nie pozostawiła cienia wątpliwości, jaki był powód ataku. Najście nie trwało więcej jak piętnaście minut. Hlinkowcy zakomunikowali policjantowi, że nie znaleziono żadnych nielegalnych materiałów. Funkcjonariusz przeprosił za „uzasadnione naruszenie miru domowego”. Wyszli, trzaskając drzwiami.
Milena płakała w objęciach matki. Nikt wcześniej nie zakłócił spokoju jej domu i intymności w tak brutalny sposób. Mimo bólu i upokorzenia Elias Zinger postanowił działać. Nie zamierzał puszczać tego gwardzistom płazem. Nikt przecież nie pozbawił ich praw publicznych, a w normalnym kraju nie nachodzi się ludzi w ich własnych domach. Napisał ostry protest do naczelnika policji, a do prokuratora skierował zawiadomienie o dokonaniu przestępstwa. Nikt jednak nie przyszedł, aby dokonać oględzin mieszkania. Prokurator znał Zingera i zwlekał z odpowiedzią.
Policja przysłała list po dwóch tygodniach. Stwierdzono w nim, że przeszukania dokonano zgodnie z obowiązującym prawem, cytując przy tym odpowiedni dekret prezydenta Słowacji księdza Tiso, i że z powodu szkód nie należy się Zingerom żadne odszkodowanie. Bratysławski komendant policji wyraził natomiast ubolewanie z powodu formy, w jakiej przeszukanie się odbyło. Po przeczytaniu tego listu Zingerowie zdali sobie sprawę, że stali się obywatelami drugiej kategorii. Pożałowali decyzji o pozostaniu na Słowacji, ale ojciec wciąż chciał udowadniać, że jest przydatnym członkiem społeczeństwa, nawet wtedy, gdy wprost pokazywano im drzwi.
Proboszcz podszedł do Franza po mszy. Wyraz smutku na twarzy starego księdza zwiastował jakąś smutną wiadomość.
– Synu – rzekł – jutro odbędzie się msza pogrzebowa.
Franz nie krył zaskoczenia. Proboszcz nie miał w zwyczaju informować go o pogrzebach, co najwyżej wyrażał pragnienie, aby Franz oraz inni ministranci stawili się na nich jako służba liturgiczna.
– Manfred Schilling nie żyje – dodał ksiądz.
Franz poczuł lodowaty skurcz w sercu. Pamiętał przecież niedawną rozmowę z Bastianem. Manfred pojechał do szpitala. Bastian zdradzał mu w sekrecie obawy o brata. Ale w najgorszym koszmarze Franz nie mógłby sobie wyobrazić, aby Manfred zmarł po niecałym miesiącu pobytu w tym ośrodku. Chłopak pomyślał, że musiał wydarzyć się jakiś straszny i nieprzewidziany wypadek.
– Jak to się stało? – zapytał Franz.
– Podobno umarł na serce – odrzekł ksiądz. – Wiem to od ojca Manfreda, który godzinę temu przyszedł do mnie, aby zamówić mszę. Nie zwlekaj i idź do kolegi ze słowem pocieszenia. Tam dzieje się coś niedobrego.
Franz pospieszył do Schillingów. Drasenhofen nie jest rozległe. Z jednego krańca na drugi można przejść w dziesięć minut. Franz miał jednak kłopoty, aby w ogóle pomówić z Bastianem. Ojciec zabraniał rodzinie rozmawiać o śmierci Manfreda. Chłopak nie dał jednak za wygraną. Poczekał do zmroku i umówionym wcześniej znakiem, rzucając kamyczkiem w okno pokoju przyjaciela, wywołał go na zewnątrz. Bastian był w strasznym stanie. Bez przerwy płakał.
– Manfred był taki bezbronny – powtarzał.
W końcu Franzowi udało się wydobyć od kolegi nieskładną opowieść, z której sam mógł wyciągnąć wnioski. Ojciec Bastiana zabraniał w ogóle mówić o młodszym synu, gdy ten wyjechał do Saksonii. Matka próbowała przerwać tę zmowę milczenia, ale była bezradna wobec zatwardziałości starego Schillinga, „pana i męża”, jak kazał siebie nazywać.
– Jak twój ojciec może się tak zachowywać? – pytał Franz.
– Może, jak widzisz. Tylko awantura z matką sprawiła, że poszedł do proboszcza dać na mszę.
– Jak się dowiedzieliście o jego śmierci?
– Ze szpitala w Saksonii przyszła paczka z urną i krótki urzędowy list z informacją, że Manfred zmarł na ciężką i nieuleczalną wadę serca.
– Proboszcz mówił to samo.
– Wiem to od ojca, ale – tutaj Bastian ściszył głos, jak gdyby wstydził się tego, co powie, lub chciał powierzyć przyjacielowi największej wagi tajemnicę – ja nie wierzę, żeby Manfred miał wadę serca. W tym szpitalu mieli go zabić i ojciec wiedział, co się stanie, gdy odda go na leczenie w Saksonii. Nienawidzę tego skurwiela.
– To twój ojciec.
– Fakt, spłodził mnie – powiedział ordynarnie Bastian. – Ale odtąd nie jest już moim ojcem.
Od pogrzebu Manfreda minęły dwa tygodnie. Uroczystość była nader skromna, co kontrastowało z możliwościami finansowymi rodziny Schillingów. Urnę z prochami chłopczyka pochowano w rodzinnym grobowcu. Manfred stał się absolutnym tabu. Jak gdyby nie był członkiem rodziny, jak gdyby jego ułomność nie dawała bliskim odmiennego, ale równie wartościowego dobra, wrażliwości i ciepła. Po prostu wymazano go z pamięci, jak gdyby nigdy nie istniał.
Po pogrzebie huczało od plotek. Krążyły różne wersje historii śmierci młodszego syna Schillingów. Przeważały jednak opinie, że jego ułomność intelektualna była wynikiem niedorozwoju ogólnego. Chłopiec miał po prostu bardzo słabe serce, które pewnego dnia nie wytrzymało. Ludzie doszli do wniosku, że była to naturalna śmierć. Gdyby rodzice nie wysłali go na leczenie do Saksonii, to umarłby w domu. Franz nikomu nie zdradził tajemnicy powierzonej przez Bastiana. Zachowywał milczenie nawet w domu, kiedy nestorka rodu, wszechwładna babka, powtarzała wszystkie te opowieści, niemające zbyt wiele wspólnego z prawdą.
Rumiana i żywotna babcia bardzo lubiła wieczorami wygrzewać się w fotelu. Ojciec siedział z kuflem piwa w ręce i zimą lubił patrzeć na drwa płonące w kominku. Wiosną i latem siadywał na werandzie i czytał jakąś powieść przygodową. Najważniejsze decyzje w domu Weimertów podejmowały kobiety.
– Franz – rzekła pewnego wieczoru babcia – masz już szesnaście lat. Powinieneś pomyśleć o swojej przyszłości.
To oznaczało, że babka miała jasny plan co do przyszłości swego wnuka. Franz był przekonany, że zaraz zacznie się pogawędka o kościele oraz o tym, że ma zostać księdzem. Zawiódł się jednak srodze.
– Dobry, grzeczny chłopiec – stwierdziła babcia. – Zawsze pragnęłam, aby twój ojciec został sługą bożym. Życie jednak samo pisze scenariusze dla ludzkiego losu. Twój ojciec nie chciał być księdzem.
– Do rzeczy, mamo – wtrącił nerwowo ojciec, siedząc na werandzie i cały czas śledząc rozmowy w domu.
– Nie przerywa się starej matce – ofuknęła babka swego syna Josefa. – Słuchałam wczoraj w radiu przemówienia Führera na dorocznym zjeździe młodzieży. Pomyślałam sobie wtedy, że byłoby rozsądnie, aby Franz zapisał się do Hitlerjugend.
Cisza. Żadnej reakcji. Ojciec dalej siedział na werandzie, a matka krzątała się po kuchni, szykując kolację.
– Co o tym sądzisz, moje dziecko? – spytała babka Franza.
– Bastian jest w Hitlerjugend. СКАЧАТЬ