T.T.. Piotr Kulpa
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу T.T. - Piotr Kulpa страница 8

Название: T.T.

Автор: Piotr Kulpa

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия:

isbn: 978-83-7835-634-9

isbn:

СКАЧАТЬ otacza. Trochę taki, jak ten tu, nad nami. Tylko że tamten nie odchodzi, ale się cały czas zbliża i aż mi się chce obrócić, żeby zobaczyć co to.

      Tomek rzucił do wody kilka kamyczków. Potarł nos.

      – A ja czuję zapach.

      – Nie widzisz nic?

      Tomek zaprzeczył ruchem głowy.

      – Tylko zapach. I też mam wrażenie, że się zbliża, a potem krąży dookoła, jak cuchnący pies.

      Tymek splunął.

      – Brzydki?

      – No raczej. Aż się chce rzygać. W końcu wydaje mi się, że wchodzi we mnie przez nos i staje się mną, częścią mnie.

      – Aha.

      Zamilkli. Czuli, że nie powiedzieli wszystkiego. Tymek przemilczał, docierające przez otaczający go huk, wołanie mamy. Tomek nie wspomniał, że przez napełniający go fetor czuje zapach męskich perfum.

      Tomek klasnął w dłonie i zerwał się nagle. Uderzył brata w plecy.

      – No! To jak z tym pedeżeterem? Jutro?

      Tymek skrzywił się z bólu. Nie lubił tych głupich zaczepek brata. Brakowało mu wyczucia. Chyba że nie brakowało, że zadawał mu ból celowo.

      – Jutro, na ostatniej.

      Tomek podniósł plecak i zarzucił na ramię.

      – Dawaj, idziemy. Mam pewien pomysł.

      Tymek, sapiąc, podniósł się i otrzepał spodnie i dłonie. Uśmiech wypełzł mu na pulchne usta. Lubił pomysły Tomka. Trochę się bał i trochę lubił. Złapał brata za rękaw.

      – Tomek, a czy ty od tamtej pory…? No, w tamtym roku, wiesz…?

      Tomek wyrwał się i ruszył żwawo w stronę krawędzi mostu. Jednak po kilku krokach stanął, ramiona mu opadły, a potem wrócił.

      – Tymek, posłuchaj. Umówmy się, że tego wszystkiego nie było, że nic się nie wydarzyło, dobra? Niczego nie widzieliśmy, to były co najwyżej zwidy po papierosach.

      – Ale ja przecież nie paliłem…

      – Nie słyszałeś o biernym paleniu? Nieważne. Więcej do tego nie zamierzam wracać, więc zapamiętaj raz na zawsze: NIC NIE BYŁO. Nic się nie stało, niczego nie spotkaliśmy, koniec. Słyszysz?

      Grubszy z braci skubał dolną wargę. Milczał, z uniesioną lekko głową zerkając na popękane sklepienie nad sobą. W jednej ze szczelin znikał właśnie wielki, włochaty pająk. Miał wrażenie, że macha mu łapką na pożegnanie. Westchnął, z trudem powstrzymując płacz. Nozdrza falowały mu przy gwałtownych oddechach. Skinął głową. Tomek złapał go za rękę.

      – No, to idziemy.

      Ale Tymek ani drgnął. Stał jak głaz i Tomek mógłby go teraz pchać, ile wlezie, a i tak by go nie ruszył.

      – No, to co to było?

      Chudy westchnął zrezygnowany. Odwrócił się i idąc spokojnie do wyjścia, oznajmił najgrubszym głosem, na jaki mógł się zdobyć:

      – Raczej kto.

      I wybuchnąwszy śmiechem, rzucił się dalej biegiem.

      – Tomek! Zaczekaj! – pisnął gruby i kolebiąc się z nogi na nogę, pognał za bratem. Uwielbiali te wygłupy w straszenie. Uwielbiali siebie. Byli coraz lepszą jednością.

4

      Uczniowie siedzieli wyjątkowo spokojnie. Nowego nauczyciela jeszcze nie było w klasie, choć dzwonek rozległ się już dwie minuty temu. Dziś na lekcję przysposobienia do życia w rodzinie przyszło piętnaście osób, w tym kilka niezapisanych. Fama o smutnym belfrze zrobiła swoje. Młodzież chciała zobaczyć tego dziwaka, który przesiedział całą lekcję na ławce, machając nogami i gapiąc się im w oczy, jakby nie słyszał zaczepek i nie obchodziło go, że kpią z niego coraz głośniej i rzucają papierowymi kulkami. Uznali, że chyba jest chory psychicznie i postanowili dopiec mu jeszcze bardziej, większą ekipą.

      W ostatniej ławce, obok okna, schowany za plecami dwójki dziewcząt, siedział Tomek. Mijały sekundy, a on czuł narastający niepokój. Tymka nie było. Czekał w ubikacji na sygnał do wejścia, dany telefonem. Ale coś było nie tak. Tomek czuł, że za ścianą, korytarzem, idzie nauczyciel. Miał dziennik pod lewym łokciem. W prawej trzymał telefon i przeglądał pocztę. Tomek wpatrywał się w ścianę, jakby widział przez cegłę i tynk, gdy nagle poczuł narastający ból w dłoniach. Jego palce! Całe były zwęglone i cuchnęły spalonym mięsem, dymiąc słodko i obrzydliwie! Poruszył nimi. Na blat spadły czarne okruchy, z których unosiły się szare smużki. Z pęknięć w zgięciach zwęglonych kikutów wyciekły krople żółtej mazi. Tomek zerwał się z wrzaskiem, aż krzesło uderzyło o ścianę. W tym momencie w drzwiach stanął nauczyciel. Zdumienie w jego oczach ustąpiło skupieniu, gdy rzucił na biurko dziennik, aż ten, wykonując dwa obroty, zjechał na podłogę, po czym podbiegł do drobnego chłopca w ostatniej ławce, unoszącego w górę czarne, spalone ręce i krzyczącego wniebogłosy.

      – Co ci jest?! – Paweł Lupka złapał chłopca za nadgarstki. – Co tu się stało?!

      Nie czekając na odpowiedź i pomoc uczniów, przykucnął i przerzucił sobie drobnego chłopca, osuwającego się właśnie na podłogę, przez ramię. Ruszył w stronę drzwi.

      – Czekajcie spokojnie! – krzyknął jeszcze i wybiegł z klasy.

      Kiedy zniknęli w korytarzu, ubrana na czarno dziewczyna, z kolczykami w uszach, w nosie, w łuku brwiowym i wargach, stanęła na środku klasy i rozkładając ręce w histerycznym geście, zapytała:

      – Ej! Widzieliście to? O co kaman?

      Łysy chłopak ze sterczącym z koszulki karkiem, Bazyl, wpatrując się z uwielbieniem w swój napinający się z niezwykłą częstotliwością biceps, odparł:

      – Prudle świrują! Normalka. Pojeby.

      Dwie dziewczyny w różowych bluzkach zerwały się i wybiegły na środek, obok czarnej. Jedna z nich unosiła w ręce telefon.

      – Okej! Mamy to! Chodźcie zobaczyć! Dajemy na Fejsa!

      Doskoczyło do nich kilka osób. Stanęli na ławce, na krzesłach, przepychając się i krzycząc. W ławce został Bazyl, zajęty próbą złożenia blatu w harmonijkę, delikatny chłopiec pod oknem, niepewnie zerkający na drzwi, i kolorowo ubrana dziewczyna z rudomiedzianymi, gęstymi lokami. Postukała się palcem w czoło i zatopiła nos w książce. Po chwili obok niej usiadła czarna, ta z kolczykami. Stuknęła koleżankę łokciem.

      – Kumasz coś z tego, Babu?

      Ruda ponownie popukała palcem w czoło i pokręciła głową.

      – Daj СКАЧАТЬ