T.T.. Piotr Kulpa
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу T.T. - Piotr Kulpa страница 17

Название: T.T.

Автор: Piotr Kulpa

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия:

isbn: 978-83-7835-634-9

isbn:

СКАЧАТЬ rękę na kolanie i delikatnym ruchem prostuje nogawkę. – Ale musisz przychodzić tutaj raz w miesiącu i szorować podłogę, dobrze?

      Pawełek patrzy na wielką dłoń leżącą na jego nodze powyżej kolana, czuje ciepłe palce czule gładzące go po szyi. Przypomina mu się mechanik, silny i wesoły. Bardzo mu brakuje taty. Kiwa głową i zsuwa się z kolan Grucy.

      – Już bym poszedł.

      Kościelny wzdycha i podaje mu jabłko.

      – Idź, idź. Tylko pamiętaj.

      Pawełek wybiega z salki. Nie lubi siebie. Nie umie ocenić tej myśli, ale kiedy wyobraża sobie mamusię, jak miota się po domu, słyszy w głowie jedno: „Żeby umarła! Żeby umarła!”.

* * *

      Kilkanaście dni później, dokładnie trzynaście, bo trzynaście to ważna liczba, jak mówi Tidinek, idą na miejsce ich „zbrodni”. Wszystko jest sprzątnięte, a ze szczelin wyznaczających ramiona piętogramu wyrastają pierwsze pędy jakiejś rośliny o bladych liściach i sinych czepliwych pędach.

      – Łeee, tyle roboty na nic! – narzeka Tadanek i gryzie pączek oblepiony papierem. Siada na przewróconej ławce, ruchem ręki przywołując Pawełka rozglądającego się niepewnie po kościele.

      – Chcesz gryza? – woła, a jego głos odbija się od sklepienia i spada na nich dźwięcznym echem.

      Pawełek chowa głowę w ramionach. Biegnie do Tadanka, niech tylko nie krzyczy. Tidinek kuca w piętogramie i unosi z posadzki różne rzeczy, ogląda, wącha, rozciera między palcami, jakby czegoś szukał, czegoś konkretnego. Wreszcie wstaje, podchodzi do Pawełka i łapie go za ramiona. Patrzy mu w oczy z tym swoim uśmiechem, od którego Pawełkowi zawsze bije szybciej serce. To uśmiech-obietnica, to uśmiech-nadzieja, to uśmiech-zwiastun cudu.

      – Udało się! Pawełku, udało się! – entuzjastycznie szepcze Tidinek i wyrywa resztkę pączka z rąk bliźniaka, który patrzy na swoje puste palce, jakby zobaczył ducha.

      Tidinek wpycha sobie do buzi pączek, łapie za ręce Pawełka i zaczyna z nim tańczyć w kółko.

      – Udało se!!! – krzyczy z odrzuconą do tyłu głową. – Udało se nam!!!

      Okruchy pączka pryskają mu z buzi jak fajerwerki.

      III. Koszmar

1

      W pokoju numer siedemnaście pachniało trawką. Musieli dopiero co zgasić jointy.

      Paweł Lupka usiadł na brzegu tapczanu.

      – Mogę? – spytał nieco za późno.

      Tomek Prudel, wpatrzony w ekran telefonu, zerknął tylko i wzruszył ramionami. Z głośniczków samsunga dobiegały dźwięki muzyki. Paweł rozpoznał je błyskawicznie, a świadomość, czego słucha ten młody człowiek, sprawiła, że zapomniał, po co przyszedł i co zastał.

      – Słuchasz Pink Floydów?! Poważnie?! Ja pierniczę! – wyrwało mu się. Tomek popatrzył na niego zaskoczony. Tymek i Gerard, młody Ślązak, zachichotali, by po chwili zanieść się kaszlem. – To muzyka starych dziadków, takich jak ja, ale ty? Mogę?

      Paweł zerwał się i sięgnął po gitarę leżącą na szafie. Była zakurzona i nie miała jednej struny, najgrubszej. Czuł, że to dobry moment, że tak właśnie musi zrobić. Zdmuchnął warstwę kurzu, chyba najszybciej w życiu nastroił instrument i uderzył akord.

      – Hm, nieźle! – Uśmiechnął się do Tomka.

      A potem zaczął grać. I nagle go poniosło, jak zawsze, gdy wpadał w utwór, gdy odnajdywał piosenkę, która ni stąd, ni zowąd go pochłaniała. Nie wiedzieć czemu, jakby naprawdę istniało natchnienie i coś więcej niż trening i warsztat. To był poryw nagłego wspomnienia, skrytego nie w głowie, ale w palcach. Samo się grało, on tylko użyczał swoich rąk i ciała. Nie zauważył nawet, gdy Tomek wyłączył telefon, a zaczął nucić po angielsku tekst piosenki:

      Daddy’s flown across the ocean,

      Leaving just a memory,

      A snapshot in the family album.

      Daddy, what else did you leave for me?

      Daddy, what you leave behind for me?

      All in all it was just a brick in the wall.

      All in all it was all just bricks in the wall.

      Paweł roześmiał się szczerze, głośno. Jakże to lubił, tę chwilę, gdy wspólne granie jednoczy ludzi. Uderzył w struny mocniej, dynamiczniej. Kawałek był zmienny, miejscami jak łagodna ballada, a chwilami niczym gwałtowny rock. Tomek sięgnął pod poduszkę i wyjął harmonijkę. Przyłożył do ust i zagrał. Paweł poczuł ciarki biegnące od karku do krzyża, poczuł, jak stają mu włosy na rękach i piecze w oczach. Tak, to mogło odwrócić jego życie. Ten rodzaj uniesienia mógł pomóc mu zapomnieć o pustce, w którą wpadł, a której nie zdołał jak dotąd niczym wypełnić. Nawet pijaństwo nie przyniosło spodziewanego efektu, jedynie ciężkiego kaca, fizycznego i moralnego. I niejasne poczucie, że wtedy, w kuchence Sołdata, wydarzyło się coś więcej niż tylko picie wódki, że jakieś ważne informacje i myśli uleciały w kosmos razem z parującym alkoholem. A kiedy rano w niedzielę obudził się w swoim mieszkaniu na górze, wydawało mu się, że ktoś jeszcze powinien być obok niego, ktoś, kto odwiedził go w nocy, a może trochę wcześniej, gdy stracił świadomość, spity surowym, mocnym bimbrem. Wtedy, rano, zadrżał, że to może Joanna przyjechała znienacka, by spędzić z nim kilka chwil, i że zawalił wszystko, jak zawsze w swoim marnym życiu. Ale z rozmowy z Sołdatem wynikało, że „ten dom porządnej kobiety nie widział od półtorej roku”. Odetchnął z ulgą.

      A teraz, zaplątany w muzykę tworzoną na żywo razem z tym młodym chłopakiem, poczuł nagle, że nie wszystko upadło, a życie ma sens.

      Skończyli. Tymek i Gerard zaczęli bić brawo.

      – No, chopy! Ale szykownie! A ciebie, Tumek, to bych piznoł! Czamu ta gitara leży jak umrzik? Piyknie grosz i spiwosz, dawej na YouTube’a!

      Tomek uśmiechnął się i uderzył kilkakrotnie harmonijką o dłoń, by wytrząsnąć resztki śliny. Nie patrząc Pawłowi w oczy, spytał:

      – Zna pan angielski?

      Paweł roześmiał się znowu. Czuł się dobrze, na fali. Mógł znaleźć z nimi wspólny język i zbudować nowy, bogaty świat.

      – A to angielski? Umrzik? Nie, Tomek, ani angielskiego, ani śląskiej gwary.

      – Ślunskiej! – poprawił Gerard.

      Paweł skinął głową.

      – Tak jest! Ślunskiej! Właśnie! Tyle nocy spędziłem, słuchając Floydów i tej piosenki, a nie wiem, o czym śpiewają. Jakoś nigdy nie interesowały mnie teksty angielskich piosenek.

      Tomek wstał i podszedł do okna. Wsunął ręce w kieszenie dżinsów i zmrużył oczy, jakby wypatrywał czegoś za szybą. Lupka przyglądał СКАЧАТЬ