Название: Vortex. Zbiór opowiadań science-fiction
Автор: Jarosław Prusiński
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Сказки
isbn: 978-83-7859-537-3
isbn:
– Może jest – rzuciła, poszukując w torebce swojej paczki, żeby pójść w jego ślady. W końcu ją znalazła i drżącymi dłońmi, będącymi jakby w opozycji do spokojnej twarzy i lekko sennego głosu, okiełznała zapalniczkę i zaciągnęła się dymem. – Takimi jak ten. Wszyscy ludzie i zwierzęta na Ziemi są ukształtowani przez z grubsza to samo środowisko. Wszystkie procesy życiowe są identyczne, oparte na tych samych zasadach. A co, jeśli obce formy życia są zupełnie niepodobne do naszych? Wyobraźcie sobie rozmowę bakterii z górą albo człowieka z cywilizacją inteligentnych owadów posiadających wspólną świadomość. Jak z nimi rozmawiać, skoro otrzymują i przetwarzają miliardy bodźców na raz? Nasze słowa stanowiłyby tak nieistotny promil ich bodźców, że trudno byłoby otrzymać odpowiedź, która byłaby dla nas zrozumiała. A jeśli jest cywilizacja rezydująca na którymś elektronie w kawałku jakiejś materii? Na przykład w pana brudzie za paznokciami, profesorze? Jak sobie z nią pogadamy? I o czym? Jeśli nasza minuta, to dla nich tysiąclecie?
– Rozumiem, co pani ma na myśli. – Griszin dyskretnie zerknął na paznokcie, po czym schował dłonie do kieszeni. – Możemy nawiązać kontakt z cywilizacją z grubsza podobną do naszej. Albo bardzo podobną do naszej, z taką samą mentalnością, używającej podobnego języka, która musiałaby być blisko nas i która chciałby się z nami komunikować. Dodatkowo musiałaby użyć zrozumiałych dla nas komunikatorów. To tak, jakbyśmy próbowali nadawać sygnał radiowy do jaskiniowców…
– Właśnie. Jest jeszcze jeden powód, dla którego nikt się z nami do tej pory nie kontaktuje. Jeśli jakaś cywilizacja osiągnie poziom rozwoju, który umożliwia kontakt, to w tym samym momencie przestaje on być tej cywilizacji potrzebny. Czy człowiek, który chce poznać życie antylop na sawannie, podchodzi do nich i się przedstawia czy siedzi w krzakach i dba o to, żeby nie zostać zauważonym? Czy z jaskiniowcami, których pan przytoczył jako przykład, próbowalibyśmy rozmawiać czy wolelibyśmy ich obserwować z ukrycia?
– To takimi teoriami zajmują się specjaliści od CP? – wtrącił się inżynier. – I co? Udało wam się odszukać jakiegoś obserwatora siedzącego w krzakach? Macie jakieś ciekawostki o UFO?
– To nie musi być UFO – Justin zignorowała jego ironiczny ton głosu. – My, niestety, ciągle myślimy kategoriami jaskiniowców. Jeszcze kilkaset lat temu, żeby zrozumieć prawa grawitacji, człowiek stawał pod jabłonią i czekał, aż jabłko spadnie mu na głowę. Teraz możemy wszystko obliczyć. Być może dostatecznie rozwinięta społeczność jest w stanie wymodelować całą naszą cywilizację i dowiedzieć się o nas więcej, niż my sami wiemy o sobie. Może wcale zielone ludziki nie muszą się czaić w krzakach, żeby się wszystkiego dowiedzieć? Myślimy kategoriami zbyt fizycznymi.
– Myślimy kategoriami takimi, jakie są dla nas dostępne – profesor podrapał się po brodzie. – Umiemy myśleć porównawczo. I tylko tak. Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie czegoś, co jest podobnie do niczego. Zawsze musimy się odnosić do jakiegoś wzorca.
– Trochę uciekła pani od mojego pytania, Justin – drążył Jarred. – Macie jakieś wiarygodne informacje o obserwatorach pozaziemskich? Cokolwiek, co by uzasadniało wydawanie pieniędzy podatników na wasze biuro? Coś musicie tam robić poza piciem kawy.
– Zajmujemy się przede wszystkim analizą ryzyka oraz kalkulacją korzyści płynących z ewentualnych kontaktów…
– Sygnał, który ciągnie się przez stulecie – dokończyła po chwili, gasząc papierosa – nic nam nie daje. Niczego nie wnosi.
– Wnosi – Jarred pstryknął swoim niedopałkiem przez otwarte okno, ignorując karcący wzrok profesora. – Daje nam pewność. Do tej pory mieliśmy tylko nadzieję. Rozumiesz, Justin? Potrafisz pojąć różnicę?
– Ciekawe, co zrobi Watykan – zaśmiał się profesor. – Będą nas chcieli spalić na stosie za herezję czy dopasują się do nowej sytuacji? Tylko w jaki sposób? Istnienie obcej cywilizacji podważa wszystko, co zostało napisane w Biblii… Będą mieli z tym poważny problem.
– Mało kto ją czyta – powiedział inżynier. – A z tych, co czytają, jeszcze mniej rozumie. Nauka już dawno podważyła większość z tego, co tam napisano. Ludzki strach przed śmiercią jest silniejszy niż rozum.
– Z pewnością włączą się do naszej dyskusji największe autorytety w swoich dziedzinach – powiedziała chłodno Justin. – Jutro rano. Nie ma sensu marnować reszty nocy, zwłaszcza na rozważania teologiczne.
– Zagadnienia filozoficzne są nie mniej ciekawe od samego zdarzenia! – zaprotestował profesor, potrząsając energicznie głową – A może właśnie, to jest najciekawsze?
– Możliwe, ale sądzę, że akurat wy nie jesteście dość kompetentni, żeby rozstrzygać dylematy wiary. Z tego, co mówicie, sądzę, że nie należycie do osób wierzących, mam rację?
– Ma pani rację tylko w tym, że jutro z pewnością będzie okazja do rozmów na ten temat. Może faktycznie powinniśmy spróbować się przespać kilka godzin, zanim zlecą się tu dziennikarze z całego globu. Tak, jutrzejszy dzień z pewnością zmieni świat!
– Nie muszę wam przypominać, że wszystko podlega tajemnicy służbowej? – powiedział mężczyzna w czarnym płaszczu, zamykając drzwi obserwatorium. – Wasze odkrycie nie zostało potwierdzone i nie będzie miało, żadnego praktycznego zastosowania. Będzie więc utajnione.
Justin wzruszyła ramionami, profesor zagryzł wargę, a Jarred patrzył tępym wzrokiem, jakby mu ktoś dał kijem po łbie.
– Macie wypowiedzenia do końca tygodnia, więc radziłbym zacząć szukać roboty. – Usta mężczyzny poruszyły się, jakby nie mogły się zdecydować czy się uśmiechnąć, czy okazać pogardę. – Dziękuję za współpracę.
Wyciągnął do nich dłoń, która zawisła w powietrzu. Cała trójka odwróciła się jak na komendę i wolnym krokiem odeszła w stronę parkingu.
Security
Margaret wzięła porządny łyk gorącej kawy i podeszła do okna. Ten dzień różnił się od poprzednich. Rano ktoś zadzwonił w sprawie pracy. Oczywiście poprzedniego dnia wysłała swoje CV w odpowiedzi na kilka ogłoszeń, tak jak to robiła codziennie przez ostatnie cztery lata. Jednak zwykle nikt się nie odzywał, a jeśli już udało jej się otrzymać zaproszenie na rozmowę, okazywało się, że to nieporozumienie. Pracodawcy oczekiwali robotów autonomicznych, a nie ludzi. Widziała już tyle razy ten zakłopotany wyraz twarzy, kiedy tłumaczono jej, że nie potrzebnie jechała taki kawał drogi, bo chodziło im o człowieka niebiologicznego. Wyrażenie „robot” nie było politycznie poprawne. Nie chodziło jedynie o nietakt kwitowany pobłażliwym uśmieszkiem, za to można było otrzymać wyrok w ciągu dwudziestu czterech godzin. Za dyskryminację. Margaret sama czuła się dyskryminowana, ale tego też nie można było powiedzieć na głos. Za to również można było otrzymać wyrok z paragrafu za podżeganie, rasizm i diabli wiedzą co jeszcze. W ogóle mało było rzeczy, za które nie groził wyrok. Ten dzisiejszy poranny telefon wyrwał ją z letargu, w którym tkwiła przez ostatnie miesiące. Większość czasu spędzała sama w domu. Spotkania z przyjaciółmi, jeśli nie miało się dobrego wytłumaczenia, mogły zostać uznane za spiskowanie i knucie przeciwko władzy, dlatego Margaret nie spotykała się z nikim i dlatego nie miała przyjaciół. Nikt ich nie miał. Najgorsze jednak było to, że nie miała pracy. СКАЧАТЬ