Название: Vortex. Zbiór opowiadań science-fiction
Автор: Jarosław Prusiński
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Сказки
isbn: 978-83-7859-537-3
isbn:
– Mnie to przypomina rtęć – dowódca wstał z kolan. – O, zobaczcie! Zaraz wpełznie w grunt jak kret.
Pozostali zbliżyli się o krok, obserwując kałużę, która kilka minut drgała galaretowato, a po chwili wślizgnęła się w jakieś pęknięcie gruntu. W podobny sposób ześlizgnęła się wilgoć z ich zdalników. Zebrała się w małe kałuże przy ich stopach, potem cienkimi, wijącymi się żyłkami połączyła w jedną większą i zakopała w ziemi.
– Myślicie, że to jest żywe? – spytał Bil.
– Na pewno! – zaśmiał się dowódca. – Żywa ciecz.
– Ciekawe, gdzie to wlazło – Karlton zignorował prześmiewczy ton kapitana.
– Na pewno są podziemne rzeki łączące się z oceanem – odezwała się milcząca do tej pory Amanda. – To wszystko spływa do oceanu.
– Czy ten cholerny Sorbo odczytał coś z dysków bazy? – dowódca nie krył irytacji. – Ile jeszcze będziemy się gapić z nudów w tę fioletową rtęć? Od trzech dni tylko łazimy bez sensu.
– Mówił, że niedługo coś będzie miał – Siergiej oderwał wzrok od miejsca, w które wsączyła się kałuża i popatrzył na dowódcę.
– A ile to jest niedługo? Dzień? Tydzień?
– Powinieneś odpuścić Kate. Mamy przecież jeszcze trzy rezerwowe zdalniki w lądowniku. Cały czas ma siedzieć na statku?
– Zawsze jej bronisz, Siergiej.
– Nie zawsze, ale w tym przypadku…
– Dobra, przestań już mendzić. Jutro ja posiedzę na statku, a ona niech się przewietrzy. Ale ty będziesz osobiście odpowiedzialny za jej zdalnika.
– OK, kapitanie. Przypilnuję jej.
– Nie licz na nic, Siergiej – zaśmiała się Amanda. – Ona i tak na ciebie nie poleci. Już raczej…
– Raczej co?
– Nic.
– Taką jesteś znawczynią kobiet? Po tych wszystkich przeszczepach i modyfikacjach genetycznych, które sobie zrobiłaś, nie wiem czy jeszcze jesteś autorytetem w tych sprawach!
– A ty powinieneś sobie zrobić przeszczep mózgu, debilu!
– Uspokójcie się – zainterweniował dowódca. – Amanda, ty dzisiaj zostajesz w lądowniku. Reszta odstawia zdalniki na miejsce i się rozłącza.
– A Sorbo? – spytał Bil.
– Będzie siedział, aż skończy odczyt!
– To po co jeszcze Amanda?
– Zostanę, Bil. Wolę to niż być na statku z tym rasistą, Siergiejem. Wkurzył mnie tak, że mogłoby dojść do rękoczynów.
– Ostatnio na coś wpadłam – powiedziała Kate, kiedy wysiedli z Siergiem z łazika w pobliżu bazy. – Chyba wiem, gdzie się podział ten zaginiony zdalnik. Moduły powinny być ze sobą połączone. To ułatwiłoby załodze przemieszczanie się. Nie wierzę, że za każdym razem zakładali skafandry, żeby przejść do innej sekcji. A skoro nie widać żadnych śluz na zewnątrz, to przejścia muszą być pod ziemią.
– Nic takiego tam nie ma, Kate. Szukaliśmy.
– Szukaliście ludzi, a nie przejścia. Musi tam być.
Kate, na czworakach opukiwała podłogę centymetr po centymetrze. W końcu coś zadudniło głucho. Puknęła jeszcze raz. Ten sam głuchy pogłos.
– Tutaj jest właz! Trzeba tylko znaleźć coś, co go otwiera.
– Zaraz – odkrzyknął Siergiej z sąsiedniego pomieszczenia. – Znalazłem laptopa. Może nie był czyszczony?
Jak tylko udało jej się namierzyć przycisk otwierający przejście, ześlizgnęła się po metalowej drabince, nie czekając na towarzysza. Tunel był ciemny. Prawdopodobnie światło zapalało się na sygnał z czujników podczerwieni, więc sensory nie wykryły chłodnego zdalnika. Ruszyła w głąb korytarza, oświetlając sobie drogę niewielkimi ledami na hełmie i piersi, w które wyposażone były zdalniki. Tunel skończył się nieoczekiwanie. Stała przed lustrem. Przed nią stał zdalnik z plakietką „Kate” na piersi. Wyciągnęła rękę, żeby dotknąć lustrzanej powierzchni. Zdalnik z lustra nie zrobił tego, co ona. Sięgnął po broń i wypruł do niej z miotacza. Kula plazmy przebiła jej pierś pogrążając ją w pulsujących bólem ciemnościach.
– Znowu straciłaś zdalnika? – dowódca był czerwony na twarzy, jakby gotował się od środka. – Poważnie?!
– Tak, ale…
– Zabierzcie mi ją stąd, bo pierwszy raz w życiu pobiję kobietę!
– Ale…
– Won mi stąd! Poszła! Ty kretynko cholerna! Ty…
– Dowódco – włączył się Siergiej – to nie jej wina.
– Pewnie, że nie jej! Ona jest upośledzona umysłowo. To twoja wina! Kazałem ci jej pilnować, durniu!
– Ciągle nic nie wiemy o naturze cieczy – z monitora mówił wychudzony mężczyzna o podkrążonych oczach. – Za to ciecz chyba dowiedziała się sporo o nas. Martin znowu wył przez całą noc. Rano dostał środek usypiający. Już połowa bazy uciekła do oceanu. Martin też ucieknie, jeśli tylko wypuścimy go z kabiny…
– To ich komandor – odezwał się zdalnik z plakietką „Sorbo”. – Szwed o nazwisku Larson. Tyle tylko, że na Ziemi miał ze trzydzieści kilogramów więcej. Nasz Bil go podobno znał.
– Przewiń trochę – powiedział dowódca.
– Nie mogę przestać o nich myśleć – na monitorze pokazała się ta sam twarz, tylko jeszcze bardziej wychudzona. – Oni. Oni. Nie znają bólu, cierpień, strachu są nieśmiertelni. Słyszę ich wezwanie, nie potrafię się mu przeciwstawić. Właściwie już zapomniałem dlaczego nie chcę tam pójść. Jaki sens ma trwanie tutaj? Chcę się z nimi połączyć wszystkimi synapsami, wziąć od nich wszechogarniające, obezwładniające uczucie szczęścia. Jaka marna jest ta nasza egzystencja. Trwanie robaka w kupie gnoju. Dopiero teraz wiem, co mnie ominęło. Szczęście pomnożone razy tysiąc, razy milion. Orgazmy o sile eksplozji supernowej, łączność z całą cywilizacją równocześnie. Jakie marne, my ludzie, posiadamy dyspozycyjne bodźce. I jacy samotni jesteśmy w tych swoich ciałach…
– Zatrzymaj – warknął zdalnik z plakietką „Dowódca”.
– Jest tego dużo więcej – zaprotestował zdalnik Sorbo.
– Nie ma potrzeby. Wiem, do czego to wszystko zmierza. Ten СКАЧАТЬ