Vortex. Zbiór opowiadań science-fiction. Jarosław Prusiński
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Vortex. Zbiór opowiadań science-fiction - Jarosław Prusiński страница 3

Название: Vortex. Zbiór opowiadań science-fiction

Автор: Jarosław Prusiński

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Сказки

Серия:

isbn: 978-83-7859-537-3

isbn:

СКАЧАТЬ się rozłączyła. Musiał zmusić swoje suche usta do wypowiedzenia słów, które zadzwoniły w jego głowie pulsującym bólem.

      – Jesteś tam jeszcze?

      – Tak.

      – Pójdziesz ze mną na kolację?

      – Nabrałeś nagle odwagi? – zaśmiała się. – To ma być kolacja ze śniadaniem?

      – No nie…

      – Potrzebuję dzisiaj się napić, a potem chcę zrobić wszystkie te rzeczy, na które do tej pory nie pozwalała mi przyzwoitość – Ann miała poważny głos. – Dzisiaj mam w dupie przyzwoitość. I nie mam zamiaru czekać do wieczora. Ile czasu potrzebujesz, żeby do mnie przyjechać?

      – Dziesięć minut! Będę za dziesięć minut!

      Wyciągnął z szafy skórzaną kurtkę za którą dał pół pensji i w której nigdy nie chodził, żeby jej nie zniszczyć, założył na rękę szwajcarski zegarek, wart jeszcze więcej niż kurtka, zazwyczaj nie opuszczający pudełka na dnie szuflady, i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Nawet ich nie zamknął na klucz i pierwszy raz w życiu nic go to nie obchodziło.

      Ratownicy

      Wpatrywali się w monitor z otwartymi ustami. Najstarszy z załogi, Bil Karlton wyglądał nienaturalnie, jakby był figurą woskową. Z kącika ust wyciekała mu cienka nitka śliny.

      – Fajnie wygląda – odezwał się. – Jak sino-fioletowa piłka.

      – Raczej beżowo-fioletowa – poprawiła go Kate. – Wy, mężczyźni, nie znacie się na kolorach. Siną to ty masz twarz. A tak w ogóle, to nie wyglądasz dobrze, Bil.

      – Ty za to jak zwykle wyglądasz cudownie – uśmiechnął się. – Dobrze, że nam dali kobietę do załogi.

      – Kobiety – wtrącił się Siergiej. – Nie zauważyłeś Amandy?

      – Amandy… – Karlton rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu kosmobiologa, a potem dodał ściszonym głosem. – O ile można ją nazwać kobietą.

      – Ciekawe z czego są te fioletowe oceany – odezwał się ktoś z ekranu. Brodata męska twarz. – Robili analizy? To woda?

      – To nie jest misja badawcza – kapitan oderwał wreszcie wzrok od monitorów i zacisnął szczęki – tylko ratownicza.

      – Pogrzebowa chyba? – śmiech Bilego przerodził się w kaszel.

      – Sprawdź czy boje komunikacyjne bazy planetarnej są sprawne, Sorbo – dowódca spojrzał na brodatą twarz z boku monitora.

      – Już sprawdziłem. Są sprawne, ale milczą.

      Zebrani w kokpicie również zamilkli po tych słowach. Cały czas się łudzili, że baza na planecie EAN23K zamilkła z powodu usterki technicznej. Co prawda trudno sobie wyobrazić usterkę, z którą nie dałby sobie rady zespół wyposażony w formierkę. Chyba żeby uszkodzeniu uległa sama formierka. Dlatego przywlekli ze sobą zapasową, w razie czego. Jednak fakt, że boje komunikacyjne działały, tę nadzieję, którą się karmili przez cały lot, właśnie pogrzebał. Coś się stało z członkami stacji. Trzydzieści cztery osoby biologiczne, dwanaście niebiologicznych i siedem niefizycznych (Non Physical Person – NOP). Wszyscy nie mogli nagle poumierać, nie wysyłając żadnych informacji, choćby sygnału SOS. A jednak baza po prostu zamilkła.

      – Sprawdzałeś sieć? Są jakieś informacje? – dopytywał kapitan, kiedy ocknął się wreszcie z zamyślenia.

      – Pusto! Ktoś wszystko wyczyścił.

      – No to niezłe jaja – Karlton ponownie zaniósł się kaszlem, który miał być śmiechem. – Jakieś ufoki zaatakowały bazę, wszystkich pozabijały, a potem wyczyściły komputery?

      – Zrób sobie w końcu ten przeszczep płuc – Amanda pojawiła się nagle za ich plecami. – Wykończysz się i będziemy musieli zrobić jeden pogrzeb więcej.

      – Wolę swoje niż sztuczne. A poza tym, skąd wiesz, że oni wszyscy nie żyją? Może żyją, tylko nie chce im się z nami gadać?

      – Sam mówiłeś, że…

      – Dość już tego kłapania dziobami – warknął dowódca. – Działamy zgodnie z procedurą. Idźcie się wyspać, bo za dziesięć godzin schodzimy na powierzchnię.

*

      – Cholerny deszcz – powiedział zdalnik z plakietką „Siergiej” na piersi. – To jest lepkie jak olej!

      – Przynajmniej nasze zdalniki będą dobrze nasmarowane – zacharczał Bil Karlton. W tym samym momencie nogi mu się rozjechały i trzystu-kilogramowy robot grzmotnął o ziemię.

      – Wracamy do lądownika – głos dowódcy był wyraźnie zmęczony. – Zaczekamy, aż to oślizgłe coś wyschnie, bo zaraz porozwalamy zdalniki.

      – Mogę zrobić analizy? – Amanda pierwszy raz wyglądała tak jak inni. Szkielet z elastycznej stali opleciony rurkami hydrauliki wskazał na fioletową kałużę pod nogami. – Skoro mamy czekać, to mogę się czymś zająć.

      – Nie! – dowódca nawet na nią nie zerknął, obserwując gramolącego się do pionu Bila. – Szkoda naszego czasu. Jak tylko przestanie padać, bierzemy łazik i lecimy do bazy, szukać ludzi.

      – To może mieć znaczenie w wyjaśnieniu wszystkich okoliczności…

      – Baza pracowała przez piętnaście miesięcy. Jeśli działanie deszczu miałoby być szkodliwe, to z pewnością nie w krótkim okresie. Na razie nie będziemy tracili czasu na takie zabawy.

      – To do czego ja się wam przydam?! – wrzasnęła Amanda. – Po coś chyba tu jestem?

      – Zamknij się Amanda! – włączył się Siergiej. – Kapitan mówi, ty słuchasz i wykonujesz polecenia.

      – Jak robot? – warknął robot o imieniu Amanda.

      – Jak robot – przytaknął robot Siergiej.

*

      Cztery postacie stały bez ruchu, patrząc w dół. W niecce o średnicy kilku kilometrów lśniły grafitowe cylindry modułów bazy. Dwanaście cygar ustawionych w trzech rzędach.

      – Dobrze wybrali miejsce – odezwał się Siergiej. – To chyba stary krater po meteorycie?

      – Tak sądzę – przytaknął dowódca.

      – Nie widać, żeby dotknął ich jakiś kataklizm – powiedziała niepewnie Kate, jakby zastanawiała się czy ma to być pytanie, czy stwierdzenie. – Wszystko wygląda na nienaruszone.

      – Taa – dowódca zerwał sporą kępę szarej trawy i przyglądał się jej z uwagą. – Gdyby nie ten kolor, powiedziałbym, że to zwykła trawa.

      – Roślinność wygląda jak na czarno-białym zdjęciu. Ale najgorszy jest ten kolor nieba.

      – Fioletowy СКАЧАТЬ