Название: Biografie ulic
Автор: Jacek Leociak
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: История
isbn: 978-83-62020-90-4
isbn:
W latach dwudziestych ubiegłego wieku w Warszawie było ogromne przeludnienie, które zacierało granice między śródmieściem a ubogą dzielnicą handlową, jaką była wówczas Wola. Grupy społeczne, żyjące dotychczas w separacji, mieszały się ze sobą. Dom Stempowskiego stał w strefie granicznej między bogatą i biedną częścią miasta.
Dom noszący numer 29 był solidną kamienicą o 7 oknach frontu, rozbudowaną w głąb w kierunku Złotej. W głębi jej znajdowały się dwa obszerne, równomiernie ze wszystkich stron zabudowane podwórza. Środek ich zajmowały niewielkie trawniki i drzewa o bladym listowiu. W kilkudziesięciu mieszkaniach gnieździła się ludność o bardzo różnorodnej kondycji: drobni urzędnicy, handlowcy, rzemieślnicy, prostytutki i przedstawiciele różnych wolnych lub nieokreślonych zawodów. (…) Właściciel kamienicy posiadał w Warszawie liczne nieruchomości i w ciągu trzech lat widziałem go tylko kilka razy przelotnie. Wszystkie sprawy związane z najmem załatwiał administrator domu, Borensztajn, człowiek starszy, jowialny, z brodą blond i niebieskimi oczami.
Tyle Stempowski. Dodam, że według warszawskiej księgi adresowej z 1930 właścicielem kamienicy był Uszer Oppenheim. Od 1931 roku mieścił się tam sklep z obuwiem Sabiny Jakubowicz. Eseista dzielił mieszkanie ze starszym od siebie przyjacielem lekarzem, który nie prowadził praktyki prywatnej, a po godzinach pracy zajmował się historią sztuki. W kamienicy mieszkali wówczas inni lekarze: internista Cyna Rozengarten oraz położnik Eugeniusz Schiling. Była też akuszerka i masażystka Brojdla Skorosiewicz.
„Nędza i bezprawie nosiły w tej części miasta charakter mniej dobroduszny niż na Woli, nieujęty w ramy tradycji i obyczajów. Świat przestępczy (…) był bardziej agresywny i desperacki” – czytamy u Stempowskiego. Dwuizbową stróżówkę zajmowała emerytowana prostytutka o brzęczącym tanią monetą nazwisku Kopiejka. Jej opiekunem był sławny warszawski bandzior, który uciekł z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok 20 lat. Przed bramą kamienicy Sienna 29 przechadzało się dwóch wywiadowców w długich płaszczach i nasuniętych na czoło kapeluszach, z rękami w kieszeni na kolbie rewolweru. Czekali, aż uciekinier zjawi się u swojej oblubienicy. Podczas takich zasadzek padały strzały i ginęli przypadkowi przechodnie. Stempowski wspomina postrzelonego śmiertelnie sześcioletniego chłopca, prowadzonego za rękę przez matkę.
W bramach domów na Siennej podczas wielkiego kryzysu wystawały grupy bezrobotnych i grupy uzbrojonych przestępców. Jedni kontrolowali ulicę, inni szukali jakiegoś zajęcia. Oryginalnym wynalazkiem bezrobotnych było udaremnianie licytacji komorniczej za skromną opłatą, wynoszącą 50 zł od mieszkania. Tworzyli oni 30–50-osobowe grupy, które rano czekały na komornika, a gdy ten się pojawił, szli z nim do mieszkania przeznaczonego do licytacji i zapełniwszy schody, nie dopuszczali nikogo na górę. Komornik zmuszony był odstępować od czynności, wyznaczał więc następny termin, a wtedy historia się powtarzała. „Przejawiająca się w tej formie solidarność między bezrobotnymi i niewypłacalnymi dłużnikami była zjawiskiem specyficznie warszawskim, jednym z charakterystycznych odruchów ludu stolicy” – komentuje Stempowski. Eseista opowiada też inną historię, mającą smaczek polityczny. Do gabinetu dentystycznego Aleksandra Granasa (według warszawskiej księgi adresowej 1930 mieścił się on przy Siennej 23) przychodzili nie tylko pacjenci z bolącymi zębami. Przez okna mieszczącego się na parterze gabinetu można było zobaczyć akcesoria dentystyczne. „Była to jednak tylko część fasadowa tego zakładu. W istocie mieściły się tam sekretariat i archiwum nielegalnej wówczas partii komunistycznej”. Do Granasa schodzili się ludzie szukający kontaktu z partią, a na nich czekali agenci, którzy doskonale wiedzieli, kim naprawdę jest dentysta z Siennej. Węszyli, obserwowali, notowali. Konspiratorzy i policjanci tworzyli tłumek przed bramą, a przechodnie z zaciekawieniem obserwowali te dziwne manewry. „Nie wiem, kto pierwszy sprzykrzył sobie zabawę na Siennej: partia czy policja. Być może po prostu zabrakło do niej głupich. Przy końcu mego pobytu w tej dzielnicy przeczytałem pewnego razu w gazetach, że policja dokonała u doktora Granasa rewizji i znalazła tam archiwum partii komunistycznej, aresztując przy tym kilka osób” – kończy swój esej Stempowski.
Stefania Podhorska-Okołów wspomina, że Sienna „zawsze wegetowała na marginesie życia stolicy. Równoległa do niej ulica Złota, przez którą ze zgrzytem przetaczały się tramwaje i szemrał potok ludzki, odciągała jej soki żywotne. Sienna wobec Złotej odgrywała ciągle rolę martwej łachy przy wąskiej, ale bystrej rzece”. Artykuł „Kuriera Warszawskiego” z lutego 1932 roku świadczy o tym, że w dwudziestoleciu międzywojennym Sienna zaczęła podupadać. Autor podpisujący się inicjałami A.W. nazywa Sienną „kopciuchem” w gronie śródmiejskich ulic, pozbawioną „godnych widzenia zabytków i pomników artystycznych”, i choć znajduje się w samym centrum stolicy, to „wyglądem przypomina boczne uliczki mieściny prowincjonalnej”. Dawniej pełna parkanów wychodzących bezładnie na jezdnię wyglądała, „jakby ją specjalnie ustawiono do nakręcania egzotycznego filmu lub unaocznienia folkloru minionych epok”. W końcu udało się uporządkować i uregulować przebieg ulicy. Nie poszły jednak za tym dalsze inwestycje. Autor utyskuje, że plan brukowania ulic warszawskich na rok 1932 nie obejmuje Siennej, chociaż
zdobią [ją] wciąż kocie łby, które w Warszawie nie mogą przejść do legendy, jak glinianki. (…) Gdyby Sienna leżała na krańcach i nie była zabudowana, trudno byłoby również tłumaczyć opieszałość miasta względem jej inwestowania. Przy podłym, nierzadko wyboistym, bruku oświetlenie ulicy szwankuje wydatnie: rzadko rozmieszczone latarenki gazowe. A zdarza się, że w niektórych wypadkach odmawiają posłuszeństwa. Nie mówiąc o sąsiedztwie Marszałkowskiej, Zielnej, Wielkiej, Żelaznej, które biegną w kierunku południowo-północnym, ulice równoległe, w najbliższych odstępach, jak Śliska, Pańska, a zwłaszcza Złota przedstawiają się zgoła inaczej. Może właśnie dość gęsta, jak na Warszawę, sieć ulic zachodnio-wschodnich na danym odcinku sprawiła, że ulica Sienna, w założeniu długa i równa, od ulicy Marszałkowskiej do placu Kazimierza Wielkiego, została zepchnięta i zdegradowana wobec usług, jakie miastu wyświadcza ulica Złota. W każdym razie ulicy Siennej dzieje się krzywda wyraźna.
Najgorzej według „Kuriera Warszawskiego” przedstawia się odcinek Siennej między Sosnową i Twardą: „czyni wrażenie pustkowia, jakiegoś nieprzyjemnego odludzia”. Tworzy to kontrast ze wschodnią, czyli tą „lepszą” częścią ulicy. Właśnie tam, przy Siennej 16, usytuowano gmach Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Pracowników Handlowych i Przemysłowych. Wokół budynku toczy się życie, „odbywają się często zjazdy gromadzące przedstawicieli prowincji (niekiedy również zagranicznych). Ulica śródmiejska w stanie, jaki istnieje na ulicy Siennej, czyni fatalne wrażenie, złe rzuca światło na miasto, złe daje mu świadectwo” – podkreśla СКАЧАТЬ