Название: Początek
Автор: Дэн Браун
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Детективная фантастика
isbn: 978-83-8110-146-2
isbn:
„Czy to coś właśnie mnie nazwało szowinistą?”
Langdon przypomniał sobie nagranie, które jakiś czas temu krążyło w sieci. Szef waszyngtońskiego biura tygodnika „Time” Michael Scherer odebrał telefon od bota telemarketingowego, który tak łudząco przypominał człowieka, że Scherer postanowił upublicznić nagranie tej rozmowy w internecie. „To było dwa lata temu” – uświadomił sobie Langdon.
Wiedział, że Kirsch od lat zabawia się sztuczną inteligencją. Od czasu do czasu trafiał w związku z tym na okładki czasopism, gdy dokonywał kolejnych przełomów w tej dziedzinie. Winston jest zapewne jego najnowszym osiągnięciem.
– Rozumiem, że tempo wydarzeń jest raczej szybkie, ale nie wolno mi zapominać o życzeniu Kirscha – wyrwał go z zamyślenia głos dobiegający ze słuchawek. – Otrzymałem polecenie, żeby pokazać panu spiralę, przy której właśnie pan stoi. Edmond Kirsch prosił, żeby pan tam wszedł, a następnie dotarł do samego środka.
Langdon zajrzał do wąskiego, krętego przejścia i poczuł, jak sztywnieją mu mięśnie. „Czy Edmonda nie stać na lepsze żarty?”
– Wolałbym raczej usłyszeć informację, co się tam znajduje. Nie przepadam za ciasnymi przestrzeniami.
– Ciekawe. Tego o panu nie wiedziałem.
– Klaustrofobii zwykle nie umieszczam w notkach biograficznych.
Langdon nadal nie potrafił uwierzyć, że rozmawia z maszyną.
– Nie musi pan się obawiać. W centrum spirali jest dużo miejsca, a Edmond Kirsch wyraźnie prosił, żeby pan tam dotarł osobiście. Dodał, że przedtem powinien pan zdjąć słuchawki i zostawić je przy wejściu do spirali.
Langdon znów zerknął do środka i zaczął się wahać.
– To znaczy, że nie będziesz mi tam towarzyszył?
– Na to wygląda.
– Wszystko to jest bardzo dziwne i wcale nie jestem przekonany, czy…
– Panie profesorze, zważywszy na to, że Edmond sprowadził tu pana z drugiego końca świata, prośba o przejście do centrum tej rzeźby nie jest chyba wygórowanym życzeniem. Setki dzieci robią to codziennie i jakoś żyją.
Langdon nigdy nie dostał reprymendy od komputera, jeśli tym właśnie był jego rozmówca, ale sugestia, że zadanie jest dziecinnie proste, odniosła zamierzony skutek. Zdjął słuchawki, ostrożnie położył je na podłodze i odwrócił się do szczeliny otwierającej spiralę. Wysokie ściany tworzyły wąski kanion, który za zakrętem rozpływał się w ciemności.
– Raz kozie śmierć – powiedział, nie bardzo wiedząc do kogo.
Wziął głęboki oddech i wszedł w szczelinę.
Kręta ścieżka wiła się dalej, niż to sobie wyobrażał, i niebawem stracił rachubę okrążeń. Szedł zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Z każdym kolejnym łukiem przejście stawało się coraz węższe i po chwili jego szerokie ramiona niemal ocierały się o metalowe ściany. „Oddychaj głęboko, Robercie!” Skośne metalowe arkusze sprawiały wrażenie, jakby w każdej chwili miały się zawalić, grzebiąc go pod tonami stali niskostopowej.
„W imię czego ja to robię?”
Już miał zawrócić do wyjścia, gdy wąskie przejście raptownie się skończyło, wyprowadzając go na otwartą przestrzeń. Zgodnie z obietnicą. Sala była nawet większa, niż oczekiwał. Szybko wyszedł z tunelu i głęboko odetchnął, uważnie oglądając gołą podłogę oraz wysokie metalowe ściany. Znów przyszło mu do głowy, że to jest jakiś sztubacki kawał.
Gdzieś za wysokimi ścianami metalowej rzeźby trzasnęły drzwi i rozległ się stukot energicznych kroków. Ktoś wszedł do galerii przez pobliskie wyjście, którym Langdon planował ją opuścić. Odgłos stale się zbliżał. Po chwili ktoś podszedł do spirali i zaczął ją okrążać. Potem wszedł do ślimaka.
Langdon oparł się plecami o ścianę i obserwował szczelinę między metalowymi ścianami, podczas gdy ktoś chodził dookoła, zbliżając się z każdym okrążeniem. Staccato robiło się coraz głośniejsze, aż w końcu z tunelu wyłonił się mężczyzna. Był wysoki, szczupły, miał bladą skórę, przenikliwe spojrzenie i ciemną czuprynę niesfornych włosów.
Przez chwilę Langdon patrzył na niego z kamienną twarzą. Dopiero potem pozwolił, by jego twarz rozjaśnił uśmiech od ucha do ucha.
– Wielki Edmond Kirsch zawsze wiedział, jak zrobić odpowiednie entrée.
– Bo zawsze ma się tylko jedną szansę, żeby zrobić pierwsze wrażenie – odpowiedział przyjaźnie Kirsch. – Brakowało mi ciebie, Robercie. Dziękuję, że przyjechałeś.
Mężczyźni uścisnęli się serdecznie. Klepiąc starego przyjaciela po plecach, Langdon wyczuł, że Kirsch bardzo schudł.
– Straciłeś na wadze – powiedział.
– Zostałem weganinem. To łatwiejsze niż się utuczyć i żyć w kształcie elipsy.
Langdon się roześmiał.
– Cieszę się, że cię widzę. Jak zawsze udało ci się wywołać u mnie przekonanie, że się przesadnie wystroiłem.
– Niby ja? – Kirsch spojrzał na swoje czarne obcisłe spodnie, świeżo wyprasowaną koszulkę bawełnianą w serek, na którą założył kurtkę ze skośnym suwakiem. – To haute couture, najwyższa elegancja.
– Czy japonki też się do niej zaliczają?
– Przecież to Guinea od Ferragamo!
– Zgaduję, że kosztują więcej, niż zapłaciłem za cały mój dzisiejszy strój.
Edmond krytycznym wzrokiem oszacował poły fraka.
– Zdaje się, że to całkiem przyzwoity garniak – ocenił z uśmiechem. – Nie jest od moich klapek aż tak wiele tańszy.
– Muszę ci powiedzieć, Edmondzie, że twój syntetyczny przyjaciel Winston jest bardzo intrygujący.
Kirsch uśmiechnął się promiennie.
– Niewiarygodne, prawda? Nie uwierzysz, jak daleko się posunąłem w pracy nad sztuczną inteligencją. Prawdziwy skok kwantowy! Tylko w tym roku opracowałem kilka nowych technologii, dzięki którym maszyny mogą rozwiązywać problemy i dokonywać samoregulacji w całkowicie nowy sposób. Winston nie jest jeszcze programem skończonym, ale z dnia na dzień działa coraz lepiej.
Langdon zauważył głębokie zmarszczki, które pojawiły się wokół chłopięcych oczu Edmonda przez ostatni rok. Jego były student musiał być bardzo zmęczony.
– Czy możesz mi wyjaśnić, po co mnie tutaj sprowadziłeś, Edmondzie?
– Do СКАЧАТЬ