Dość dobre powody, aby pozostać przy życiu. Мэтт Хейг
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dość dobre powody, aby pozostać przy życiu - Мэтт Хейг страница 6

Название: Dość dobre powody, aby pozostać przy życiu

Автор: Мэтт Хейг

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-8110-029-8

isbn:

СКАЧАТЬ Studia 54. W 1999 roku było to epicentrum kultury klubowej przyciągające takie gwiazdy jak Kate Moss, Jade Jagger, Irvine Welsh, Jean Paul Gaultier, członków The Happy Mondays, Fatboy Slim i tysiące europejskich klubowiczów. Kiedyś wydawało się niebem na ziemi, a teraz – cała ta muzyka, ludzie, imprezy – koszmarem.

      Ale Andy i Dawn nie chcieli, żeby Andrea wyjeżdżała.

      – Dlaczego nie zostaniecie? Z Mattem wszystko będzie dobrze. Wygląda na zdrowego.

      – Ale nie jest zdrowy – odpowiedziała Andrea. – Jest chory.

      Według standardów obowiązujących na Ibizie nie byłem ćpunem, tylko pijakiem. Wieczny student, wielbiciel Bukowskiego, który wygrzewając się na słońcu, sprzedawał bilety do kina, czytał lekką literaturę (w pracy zaprzyjaźniłem się z magikiem Carlem, który dawał mi powieści Johna Grishama w zamian za książki Margaret Atwood i Nietzschego) i popijał wódę. Żałowałem, że kawa nie była najsilniejszym trunkiem, po jaki sięgnąłem. Żałowałem, że w ostatnim miesiącu na wyspie wypiłem aż tyle viña sol i wódki z limonką. Mogłem chociaż zjeść parę porządnych śniadań i porządnie się wyspać.

      – Nie wygląda na chorego. – Dawn nadal miała brokat na twarzy po wczorajszej nocy, cokolwiek robiła. Brokat mnie irytował.

      – Przepraszam – powiedziałem cicho, żałując, że nie wyglądam na bardziej chorego.

      Poczucie winy walnęło mnie w łeb.

      Wziąłem kolejną tabletkę nasenną oraz popołudniową dawkę diazepamu i pojechaliśmy na lotnisko. Impreza się skończyła.

      Kiedy łykałem diazepam albo tabletki nasenne, wcale nie czułem się lepiej. Czułem się dokładnie tak samo chory jak wcześniej. Co najwyżej nabierałem dystansu. Pigułki nasenne zmuszały mój mózg, aby odrobinę zwolnił, ale wiedziałem, że nic się nie zmienia. Podobnie było kilka lat później, kiedy znowu pozwoliłem sobie na picie alkoholu. Radziłem sobie z łagodnym lękiem, upijając się, chociaż wiedziałem, że czeka mnie kac.

      Nie jestem całkowicie przeciwny lekom. Wiem, że niektórym pomagają. W wielu przypadkach są w stanie zneutralizować ból na tyle, że ludzie mogą zacząć pracować nad swoim samopoczuciem. W innych przypadkach, na dłuższą metę, stanowią tylko połowiczne rozwiązanie. Wiele osób nie jest w stanie sobie bez nich poradzić. Ja, skoro miałem ataki paniki po zażyciu diazepamu, bałem się brać jakiekolwiek leki. Nigdy nie zażyłem niczego, co miało bezpośrednio działać na moją depresję (nie mówię tu o atakach paniki ani lękach).

      Szczerze mówiąc, jestem zadowolony, że wyzdrowiałem bez leków. Fakt, że musiałem doświadczyć bólu bez żadnego znieczulenia, oznacza, że poznałem go doskonale i jestem wyczulony na wszystkie subtelne zmiany w moim mózgu, zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Zastanawiam się jednak, czy leki ukoiłyby mój ból, gdybym był wystarczająco odważny, aby zwalczyć ataki paniki, które mnie dopadały po ich zażyciu. Ten bezlitosny, nieustający ból. Sama myśl o nim utrudnia mi oddychanie i przyspiesza bicie serca. Siedzę na miejscu pasażera w aucie i pogrążam się w potwornym przerażeniu. Muszę się podnieść z miejsca, moja głowa dotyka dachu samochodu, ciało próbuje wyjść z siebie, skóra cierpnie, obrazy w moim umyśle zmieniają się szybciej niż ponury krajobraz dookoła. Zrobiłbym wszystko, by nie poznać takiego uczucia przerażenia i gdyby pigułka miała w tym pomóc, zażyłbym ją. Gdybym posiadał coś, co mogłoby zmniejszyć psychiczne katusze (to jest właściwe określenie), byłoby łatwiej wyjść z tego stanu. Ale nie biorąc leków, postąpiłem w zgodzie ze sobą. Dzięki temu wiem, co sprawia, że czuję się lepiej (ćwiczenia, światło słoneczne, sen, głębokie rozmowy i tym podobne). A leki mogłyby wpłynąć na czujność, moją i innych, która koniec końców pozwoliła mi odbudować siebie na nowo. Gdybym czuł otępienie czy inność będącą wynikiem zażywania leków, trudniej byłoby mi dojść do siebie.

      Profesor Jonathan Rottenberg, psycholog ewolucyjny i autor książki Otchłań, tak pisał o depresji (zadziwiająco pocieszające słowa):

      Jak lepiej radzić sobie z depresją? Nie oczekuj magicznej pigułki. Lecząc pacjentów z chronicznym bólem, nauczyłem się przede wszystkim, że trudno lekceważyć reakcje zakorzenione w ciele i umyśle. Zamiast tego powinniśmy stosować się do tzw. ekonomii nastroju, zwracając uwagę na przyczyny spadku samopoczucia – rutynowe myślenie, będące wynikiem przepracowania i braku snu. Powinniśmy nauczyć się odczytywać swoje nastroje i znać narzędzia, które pozwalają zwalczyć zły nastrój, zanim zmieni się w coś poważniejszego. Te narzędzia to zmiana sposobu myślenia, otoczenia, związków, ciała (poprzez ćwiczenia, leki czy dietę).

      Życie

      Siedem miesięcy przed pierwszym zażyciem diazepamu byłem w agencji rekrutacyjnej usytuowanej w środkowym Londynie.

      – Co pan chce zrobić ze swoim życiem? – zapytała konsultantka. Miała poważną, pociągłą twarz, jak posągi na Wyspie Wielkanocnej.

      – Nie wiem.

      – Widzi pan siebie w roli sprzedawcy?

      – Może – skłamałem. Byłem lekko skacowany. (Mieszkaliśmy blisko pubu. Trzy piwa i biały rosjanin, albo i dwa, stanowiły moją wieczorną rutynę). Nie miałem zielonego pojęcia, co zrobić ze swoim życiem, ale byłem przekonany, że nie nie zostanę sprzedawcą.

      – Szczerze mówiąc, patrząc na pańskie CV, nie do końca wiem, co mógłby pan robić. Ale jest kwiecień, rok akademicki się jeszcze nie skończył, może coś panu znajdziemy.

      I miała rację. Po serii katastrofalnych rozmów kwalifikacyjnych znalazłem pracę jako sprzedawca powierzchni reklamowych w gazecie poświęconej dziennikarstwu „Press Gazette” w Croydon. Moim szefem był Iain, Australijczyk, który wyłożył mi podstawy sprzedaży.

      – Wiesz, co to jest AIDA? – zapytał.

      – Ta opera?

      – Co? Nie. AIDA. A – Attention, I – Interest, D – Desire, A – Action. Uwaga, zainteresowanie, pożądanie, działanie. Cztery etapy procesu sprzedaży. Przyciągasz uwagę klienta, następnie wywołujesz jego zainteresowanie, potem pożądanie, aż w końcu skłaniasz go do działania.

      – Jasne.

      A potem ni stąd, ni zowąd oznajmił:

      – Mam wielkiego penisa.

      – Co?

      – Widzisz. Zdobyłem twoją uwagę.

      – Więc powinienem mówić o swoim penisie?

      – Nie. To był przykład.

      – Czaję – odparłem, patrząc przez okno na ponure, szare niebo nad Croydon.

      Nie dogadywałem się z Iainem. Fakt, zapytał, czy „dołączę do chłopaków” w porze lunchu, wypijemy piwko, zagramy w bilard. Same sprośne żarty, piłka nożna, obgadywanie dziewczyn. Nie znosiłem tego. Nie czułem się tak bardzo nie na miejscu, odkąd skończyłem trzynaście lat. Mieliśmy z Andreą plan, aby dojść do ładu z życiem na tyle, żeby nie musieć wracać na Ibizę tamtego lata. Ale podczas tego jednego lunchu odczuwałem taką beznadziejność, jakby cała moja dusza schowała СКАЧАТЬ