Hayden War. Tom 6. De Oppresso Liber. Evan Currie
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 6. De Oppresso Liber - Evan Currie страница 3

Название: Hayden War. Tom 6. De Oppresso Liber

Автор: Evan Currie

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-65661-07-4

isbn:

СКАЧАТЬ ten świat, miał szczególną wartość. Kiedy SOLCOM dowiedział się o tym, dane z kulturoznawczego złota zamieniły się w strategiczną platynę.

      Języki, kultura, technologia… wszystko tam było, umieszczone przez skrupulatnych biurokratów. Co jednak najbardziej zdziwiło Rugera, to fakt, że całość informacji można było znaleźć w otwartych bazach danych, a Sojusz zupełnie się tym nie przejmował.

      Co więcej, na temat tego globu pisano artykuły, ale nikt w Sojuszu nie wpadł na to, aby połączyć je z informacjami dotyczącymi księżyca, który właśnie podbili Ross.

      Ruger nie mógł zrozumieć, jak Sojusz mógł funkcjonować, mając takie dziury w systemie ochrony swoich archiwów.

      – Panie admirale?

      Ruger podniósł głowę i spojrzał na asystenta.

      – Tak?

      – Prosił pan, aby powiadomić pana, gdy otrzymamy odpowiedź z sondy…

      Admirał poderwał się z fotela.

      – Już pędzę. Uprzedź zespół tłumaczący.

      – Tak jest.

      * * *

      Dane napływały przez sondę irytująco wolno, zarówno dlatego, że nośnikiem był stary system strumieniowy, jak i ze względu na fakt, że używano kodu zbliżonego do alfabetu Morse’a z początków komunikacji radiowej. Kultura, z którą się komunikowano, mogła sobie pozwolić na dużo więcej, jednak dane techniczne uzyskane z bibliotek Sojuszu ograniczały możliwości ludzi tylko do takiej formy przekazu.

      Nawet Sojusz uważał szyfry wojskowe za tajne, bez względu na to, do kogo należały.

      Długi proces wysyłania, otrzymywania i tłumaczenia danych trwał całe tygodnie, podczas których „Polska” pozostawała ukryta na skraju systemu, cicha i zaciemniona, a jedynym wyjątkiem od tej reguły był pojedynczy, niskoenergetyczny sygnał wysyłany, by połączyć się z sondą obcych.

      – Wydaje mi się, że osiągnęliśmy ogólne porozumienie, panie admirale.

      Ruger pokiwał głową. Dziecianie, mieszkańcy świata, który sami nazywali Dzieckiem Boga, znajdowali się w desperackim położeniu, co do tego nie było wątpliwości. Szukali czegokolwiek, co mogłoby im pomóc w prowadzonej walce. Ruger wcale im się nie dziwił.

      Ross Ell byli paskudną bandą, a ostatnią rzeczą, jakiej komukolwiek można by życzyć, był przeciwnik zdolny do zniszczenia całego księżyca. Na szczęście dla miejscowych, Ross interesowało coś, co znajdowało się w tym systemie i co powstrzymywało ich przed destrukcją całej cywilizacji. Admirał nie wiedział jeszcze, o co chodziło, ale z całą pewnością Dziecianie i SOLCOM mieli ze sobą coś wspólnego.

      W interesie tak jednych, jak i drugich leżało pozbycie się Ross Ell z systemu, w miarę możliwości po uzyskaniu informacji, co ich tu przyciągnęło.

      – Kapitanie – cicho powiedział Ruger.

      – Tak, panie admirale?

      – Proszę przekazać major, że ma zielone światło, i życzyć jej ode mnie powodzenia.

      – Tak jest.

      * * *

      Major Sorilla Aida spojrzała na zespół przygotowujący się do wykonania zadania i pakujący sprzęt.

      Pamiętała, jak kiedyś sama to robiła pod okiem swojego dowódcy zespołu. Podczas tamtej misji, kiedy znaleźli się nad Światem Haydena, przy życiu pozostała tylko ona.

      Tym razem wiedzieli już dużo więcej o przeciwniku. Nie mieli zamiaru lądować w pobliżu jakichkolwiek większych skupisk ludności ani innych miejsc, którymi interesowali się Ghule. To nie oznaczało oczywiście, że misja stawała się bardziej bezpieczna, ale przecież nie płacono im za minimalizowanie ryzyka, lecz za wykonanie zadania.

      Sorilla chrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę, weszła do pomieszczenia i skinęła głową najstarszemu podoficerowi.

      – Gotowi do zrzutu, Top? – spytała zdawkowo, ledwie zerkając w stronę pomocnika dowódcy, za to uważnie przyglądając się przygotowanemu sprzętowi i uzbrojeniu.

      Podczas tego zadania mieli jak najmniej używać własnej broni, a najlepiej wcale. Idealną sytuacją byłoby, gdyby przeciwnik pozostał w przeświadczeniu, że został wyparty jedynie przez miejscowe siły. Byli duchami, których zadanie polegało na przygotowaniu mieszkańców księżyca, doradzaniu im i szkoleniu, by pomóc im wygrać ich własną wojnę. Jeśli zespół zostałby w jakikolwiek sposób zidentyfikowany, oznaczałoby to fiasko dużej części misji.

      Nie oznaczało to jednak, że lecieli bez niczego. Sorilla miała tylko nadzieję, że uda im się zdobyć wystarczająco dużo lokalnej broni lub, jeszcze lepiej, sprzętu Ghuli.

      – Gotowi do zrzutu, szefie – zadudnił Top, dwumetrowy Samoańczyk.

      – Dobrze. Startujemy o dziewiątej zero zero, idźcie więc na siłownię i dajcie sobie porządny wycisk. Radzę trenować prawie do utraty przytomności. Czeka nas długi lot, zdążycie odpocząć, a w kapsułach nie da się za bardzo poruszać.

      Starszy sierżant sztabowy Tane Nano spojrzał na podwładnych.

      – Słyszeliście panią major! Zbierać dupy i za dwadzieścia minut meldować się na siłowni!

      * * *

      Sorilla również posłuchała własnej rady.

      Długi zrzut zaliczał się do najbardziej nieprzyjemnych przeżyć, jakie miała na swoim koncie. A uczestniczyła w takiej operacji już kilka razy. Chodziło o klaustrofobię, która dawała o sobie znać, nawet jeśli normalnie się jej nie odczuwało. Kilkanaście centymetrów pancerza było wszystkim, co oddzielało człowieka od niezmierzonej otchłani. Nie dało się z tym nic zrobić, pozostawało tylko rozmyślanie.

      Bez możliwości ruchu dni w zerowej grawitacji wydawały się rozciągać w całe tygodnie. Najtrudniejsza część przychodziła zaraz po wylądowaniu, kiedy należało być gotowym do natychmiastowej walki po długiej bezczynności. Sorilla doskonale zdawała sobie sprawę z tego wszystkiego. Jej misja, która zapoczątkowała wojnę o Haydena, rozpoczęła się od śmierci wszystkich członków zespołu, prócz niej samej. Ona przeżyła jedynie dzięki ślepemu szczęściu. To zmieniło w jej życiu wszystko.

      Prawie wszystko.

      Nadal była żołnierzem. Wykonywała jedyny zawód, który chciała wykonywać. Najlepszy, o jakim mogła marzyć.

      Teraz więc trenowała ze wszystkich sił, starając się nie myśleć o tym, co nieuchronnie się zbliżało. Wiedziała, co jej zespół powinien zrobić bezpośrednio po wylądowaniu, ale na tym wiedza się kończyła. Nie posiadali wystarczających informacji na temat Dziecian, ich cywilizacji, a to stanowiło podstawę jej pracy. Niektóre kultury bardzo łatwo dostosowywały się do nowych warunków, nowej taktyki, mając ku temu naturalne zdolności, inne zaś pozostawały wierne swoim СКАЧАТЬ