Название: Miłość i reszta życia
Автор: Diana Palmer
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-276-1802-3
isbn:
Znajomy czarny pikap zatrzymał się przy ogrodzeniu; ze środka wysiadł Eb. Miał na sobie dżinsy, niebieską koszulę w kratę, kowbojskie buty, a na głowie jasny kapelusz.
– Bydło mięsne? – stwierdził, podchodząc do Sally.
Łypnęła na niego spod oka.
– Mięsne.
– Oczywiście zamierzasz je poćwiartować, poporcjować i wsadzić do zamrażarki.
Przełknęła ślinę.
– Oczywiście.
Zachichotał. Po chwili oparł nogę o dolny szczebel ogrodzenia i zapalił cygaro.
– Jak się nazywają?
– Tamten to Andy, a ten to Bob. – Zaczerwieniła się.
Ebenezer nie odezwał się, ale nie musiał; jego myśli w sposób jednoznaczny zdradzała uniesiona brew widoczna za chmurą niebieskawego dymu.
– To wołki stróżujące.
Oczy mężczyzny zalśniły wesoło.
– Słucham?
– A raczej obronne – dodała, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. – Przy pierwszej oznace niebezpieczeństwa rozwalą ogrodzenie, pędząc mi na pomoc. Jeśli zginą na polu chwały, wtedy oczywiście je zjem.
Eb zsunął z czoła kapelusz i popatrzył z rozbawieniem na dziewczynę.
– Niewiele się zmieniłaś w ciągu tych sześciu lat.
– Ty też – powiedziała nieśmiało. – Wciąż palisz te śmierdziuchy.
Spojrzawszy na cygaro, wzruszył ramionami.
– Prawdziwy mężczyzna musi mieć kilka wad – oznajmił. – Zresztą palę tylko od czasu do czasu i nigdy w zamkniętym pomieszczeniu. Czytałem te wszystkie mądre opracowania na temat szkodliwości tytoniu.
– Wielu palaczy je czyta. I pod wpływem lektury rzuca palenie.
Wygiął wargi w uśmiechu.
– Jestem niereformowalny, więc nawet nie próbuj mnie zmieniać. To strata czasu – rzekł. – Mam trzydzieści sześć lat i starokawalerskie nawyki.
– Zauważyłam.
Wydmuchał nozdrzami dym i przez moment w milczeniu spoglądał na dwa woły.
– Pewnie łażą za tobą jak psiaki.
– Owszem, kiedy wchodzę na pastwisko.
Dziwnie się czuła w jego towarzystwie: była spokojna, a jednocześnie przejęta i podekscytowana. W powietrzu unosił się świeży zapach mydła oraz drogiej wody kolońskiej. Korciło Sally, by podejść bliżej. Dzieliło ich najwyżej pół kroku. Ebenezer promieniał siłą, zmysłowością. Gdyby ta siła mogła ją przeniknąć! Sally speszyła się. Sądziła, że po sześciu latach będzie bardziej odporna; że widok Eba nie będzie przyprawiał ją o dreszcze.
Zerknąwszy w bok, zobaczył, jak Sally przygryza zębami dolną wargę. Zmrużył oczy.
Czuła na sobie jego ogniste spojrzenie. Zrobiło jej się gorąco. Nie odwracała głowy.
– Niczego nie zapomniałaś – powiedział nagle, opuszczając rękę z cygarem.
– Nie… nie zapomniałam? – wydukała.
Owinął wokół nadgarstka jasne włosy zaczesane w koński ogon i przyciągnął ją do siebie. Niemal się stykali. Zapach Eba, żar bijący z jego ciała, opięte materiałem muskularne ramiona… wszystko to sprawiło, że po plecach przebiegło jej mrowie.
Nie spuszczał z niej oczu. Czuł, jak Sally drży, słyszał jej urywany oddech, widział, jak daremnie próbuje ukryć podniecenie. Serce waliło jej, jakby chciało wyskoczyć z piersi.
Ucieszył się, że jego dotyk działa na nią tak samo, jak dawniej. Przepełniła go duma. Przysunął rękę do policzka Sally, potarł lekko jej wargę.
– Na wszystko przychodzi pora – rzekł cicho.
Chociaż patrzył jej prosto w oczy, miała wrażenie, jakby docierał wzrokiem do jej najbardziej sekretnych miejsc. Była zbyt niedoświadczona, aby umiejętnie skrywać emocje; na jej twarzy malowały się lęk, niepewność, wahanie.
Ebenezer pochylił głowę i przytknął nos do nosa Sally.
– Sześć lat na głodzie… To długo – szepnął.
Nie rozumiała, co do niej mówi. Stała bez ruchu, nie odrywając oczu od jego ust. Ręce trzymała oparte na jego piersi.
Czuła, jak serce mu bije. Gdy przywarł ustami do jej ust, była pewna, że zaraz zemdleje ze szczęścia. Minęło tyle lat!
Obejmując dziewczynę ramieniem, przytulił ją mocno do siebie. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Sally, nieprzyzwyczajona do tak żarliwych i zmysłowych pieszczot, lekko zesztywniała.
Uniósłszy głowę, Ebenezer uśmiechnął się szeroko.
– Nadal lubisz lemoniadę i cukrową watę – oznajmił, nie kryjąc zadowolenia.
– Cukrową watę? Nie rozumiem… – szepnęła, zahipnotyzowana jego ustami.
– Chodzi mi o to, że wciąż brak ci doświadczenia. Że nie potrafisz się całować. – Po chwili uśmiech znikł z jego twarzy. – Wyrządziłem ci większą krzywdę, niż zamierzałem. Miałaś ledwie siedemnaście lat. Ale wtedy musiałem zadać ci ból, musiałem cię odtrącić. – Zasępiony, obrysował palcami jej usta. – Nic o mnie nie wiedziałaś, ani kim jestem, ani czym się zajmuję…
Chyba po raz pierwszy w życiu Sally dojrzała cierpienie w jego oczach.
– Już wiem. Jessica zdradziła mi wczoraj wiele tajemnic.
Oczy mu pociemniały. Mars na czole pogłębił się.
– O mnie również?
Skinęła przytakująco.
Puścił ją i spoglądając z zadumą w dal, podniósł do ust cygaro. Po chwili wydmuchał chmurę dymu.
– Chyba wolałbym, żebyś nie znała mojej przeszłości – powiedział cicho.
– Tajemnice bywają groźne.
– O wiele groźniejsze, niż przypuszczasz. – Przyjrzał się jej uważnie. – Ale czasem lepiej ich nie wyjawiać. Ja latami strzegłem swoich. Twoja ciotka też.
– Nie miałam pojęcia, czym się zajmuje – przyznała Sally. СКАЧАТЬ