Trudna miłość. PENNY JORDAN
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trudna miłość - PENNY JORDAN страница 8

Название: Trudna miłość

Автор: PENNY JORDAN

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-238-9487-2

isbn:

СКАЧАТЬ którą jej wręczył, nie zawiera ani kawałka jego ciała. Wyglądał na zbyt ostrożnego i zbyt podejrzliwego, by bezpośrednio angażować się w coś, co mogłoby być użyte przeciwko jego osobie.

      – I co mam zrobić z tą taśmą? – zapytała.

      – Podrasować ją – padła nieprecyzyjna, choć zrozumiała odpowiedź w najczystszej angielszczyźnie.

      – Podrasować – powtórzyła, jakby usiłowała sobie przypomnieć wszystkie znaczenia tego słowa. – Najpierw będę musiała ją obejrzeć.

      – Jak długo to potrwa? – Spojrzał na zegarek.

      Pomyślała, że jest bardzo arogancki i bardzo pewny siebie, może nawet za bardzo.

      – Dwa do trzech tygodni. Raczej trzy niż dwa, gdyż mam ostatnio dużo pracy.

      Obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem.

      – Wykluczone. Za dwa tygodnie wyjeżdżam z Nowego Jorku. To prezent urodzinowy. Bliska przyjaciółka mojego ojca... Więc kiedy sprecyzuje pani termin?

      – Zobaczę, co da się zrobić. Proszę zadzwonić do mnie za trzy dni, wtedy otrzyma pan wiążącą odpowiedź.

      Nie był zachwycony. Ale też nie miał możliwości wyboru. Musiał zaakceptować jej warunki.

      Jay umówił się z Nadią na obiad jeszcze przed odlotem z Londynu i teraz żałował tej pochopnej decyzji. Poznali się na uniwersytecie, a stali się kochankami w rezultacie jego długich i żmudnych zabiegów, gdyż Nadia zaliczała się do najbardziej obleganych dziewczyn w campusie. Ich romans skończył się z chwilą, gdy Nadia mu oświadczyła, że w łóżku, owszem, jest bardzo dobry, ale poza tym kiepski z niego kochanek.

      Odrzucony, Jay nie wpadł bynajmniej w rozpacz czy przygnębienie. Przenikliwa inteligencja Nadii oraz jej zdrowa kobieca intuicja tworzyły mieszankę, która zaczynała go już męczyć i irytować. Nadia zadawała zbyt wiele pytań i wyciągała zbyt wiele wniosków. Zajmowała teraz kluczowe stanowisko w jednej z potężniejszych nowojorskich firm doradczych i Jay jeszcze przed ostatnią rozmową z ojcem pomyślał sobie, że może mu się przydać w negocjacjach z Japończykami. Teraz jednak sprawa ta znajdowała się w martwym punkcie, a wizyta u Bonnie Howlett też nie poprawiła mu humoru.

      Ta Howlett kpiła sobie z niego w żywe oczy, mówiąc mu o tych dwóch czy trzech tygodniach. Poza tym nie był jeszcze do końca pewien, czy wręczy Plum ten „prezent” publicznie, czy też na osobności. Ten drugi wariant wydawał się rozsądniejszy, choć publiczna emisja sprawiłaby mu dużo więcej satysfakcji. Plum zasługiwała na dotkliwą karę, skoro była tak głupia, żeby, po pierwsze, robić te rzeczy, a nadto zostawiać dowód koronny ich praktykowania w miejscu, gdzie był w zasięgu ręki dosłownie każdego.

      Jay niezmiennie wpadał w szewską pasję, gdy ojciec próbował bronić i tłumaczyć Plum. Łatwo było odgadnąć, skąd wzięły się u ojca te zapędy adwokackie. Oto pozwolił bowiem tej panieneczce zakochać się w nim, a nadto uważać go za najseksowniejszego faceta pod słońcem.

      – Pięknie, że tak o mnie myślisz, maleńka, lecz jestem dla ciebie stanowczo za stary – odparł Bram na jej kochliwe pomruki.

      Jay znał tę odpowiedź, gdyż Plum, chlipiąc i krzycząc, że Bram złamał jej serce (jakby ona w ogóle miała serce!) wszystko mu powtórzyła.

      Jednak owo krwawiące i złamane serce nie przeszkadzało Plum oddawać się rozmaitym uciechom na skalę godną adeptki markiza de Sade'a. Lecz co drażniło Jaya najbardziej, to jej wygląd – wygląd niewinnego dziewczątka, wiosennego kwiatuszka, którego nie zapyliła jeszcze żadna pszczółka.

      Ale teraz Plum była daleko, a Nadia stosunkowo blisko. Musiał wreszcie podjąć decyzję, czy idzie na to spotkanie z nią, czy też przekłada obiad na kiedy indziej. Znajdował się w kiepskim nastroju, a Nadia była dobrym psychologiem. Pewnie z miejsca zarzuci go tymi swoimi pytankami. Rozejrzał się, a zobaczywszy budkę telefoniczną, ku niej skierował kroki.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Tymczasem w Londynie Bram szykował się do wyjścia z domu. Mogłoby się wydawać, że wybiera się tego wieczoru na spotkanie z dawną lub nową kochanką, tak elegancko był ubrany, faktycznie szedł tylko na przyjęcie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

      Znał mniej więcej listę zaproszonych gości i wiedział, że odnajdzie wśród nich wielu swoich dobrych znajomych. Rok temu powstał pomysł wpisania jego nazwiska na listę kandydatów do tytułu szlacheckiego, jego reakcja jednak była stanowcza i jednoznaczna – nie zasłużył sobie na ten zaszczyt. Fortuna, jaką zgromadził, nie mogła być dostatecznym powodem i wytłumaczeniem takiego wywyższenia. Owszem, doszedł do pieniędzy uczciwie i ciężką pracą, lecz ostatecznie, jakkolwiek na to patrzeć, było to tylko pomnażanie własnego dobra.

      – Łożysz na cele publiczne sumy większe niż którykolwiek z biznesmenów – przypomniał mu Jay. – Założę się, że innych nominowanych bynajmniej nie dręczy sumienie.

      – Zgoda, odprowadzam na dobroczynność drobną cząstkę moich dochodów, ale to wszystko. Tymczasem o zasłudze można mówić jedynie wtedy, gdy człowiek całkowicie angażuje się w jakieś działania. Ja nic takiego nie robiłem i nie robię.

      Światowe ambicje nigdy nie odgrywały w życiu Brama poważniejszej roli. Nie przeceniał siebie. Po prostu znalazł się na właściwym miejscu i we właściwym czasie, do tego z właściwym pomysłem. Jego sukces zależał od szczęścia i trafu, nigdy jednak nie uderzył mu do głowy. Był obecnie władcą małego imperium, zapewniającym pracę i utrzymanie setkom ludzi, tym większa więc była jego odpowiedzialność za ich los. Obawiał się, że Jay nie zauważył dotąd tego aspektu ich wysokiej pozycji i dlatego wszystkie sprzeciwy ojca tłumaczy sobie jego złą wolą.

      Zresztą on, Bram, musiał przyznać, że nie potrafił ustrzec się pewnych błędów. Na przykład najprawdopodobniej błędem było przypominanie Jayowi o zbliżających się urodzinach Plum. Był przecież tak wrogo do niej usposobiony. I tylko nasuwało się pytanie, skąd wzięła się ta jego wrogość?

      Bram miał swoją teorię. Otóż Jaya i Plum łączyło pewne podobieństwo. Praprzyczyną swobodnego prowadzenia się Plum, jej rozpaczliwego pragnienia bycia kochaną przez mężczyznę, i to bynajmniej nie przez rówieśnika, tylko właśnie mężczyznę dużo od niej starszego, były przeżycia z okresu dzieciństwa. Również w dzieciństwie zrodziła się ta szczególna skłonność Jaya do kontrolowania wszystkiego i wszystkich. Kontrolować znaczyło dla niego posiadać, posiadać jako wyłączną własność.

      Jay miał zbyt przenikliwy umysł, by nie dostrzec tej paraleli między sobą a Plum. Kto wie, może również paraleli pomiędzy nim, Bramem, a Heleną. Oboje kochali, a równocześnie przecież zawiedli swoje dzieci. Helena zapewne niejednokrotnie w chwilach rozpaczy zadawała sobie pytanie, jak w ogóle mogło do tego dojść. Jego też ciągle gryzło sumienie...

      Tak, kiedy Jay wróci z Nowego Jorku, spróbuje spokojnie wytłumaczyć mu wszystkie przyczyny, które nie pozwoliły na przyjęcie jego projektu.

      On, Bram, cenił sobie równowagę i umiar. Nigdy zresztą nie kierował się marzeniami o jakichś oszałamiających sukcesach. Najpierw po prostu chciał tylko zarobić na znośne СКАЧАТЬ