Trudna miłość. PENNY JORDAN
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trudna miłość - PENNY JORDAN страница 12

Название: Trudna miłość

Автор: PENNY JORDAN

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-238-9487-2

isbn:

СКАЧАТЬ Naprawdę? – zapytał z udanym albo może prawdziwym zdumieniem.

      – Naprawdę – potwierdziła stanowczo. – Pragnę mężczyzny, który będzie tylko mój, mężczyzny w pełnym tego słowa znaczeniu, nie zaś wiecznego chłopca, opętanego obsesją na punkcie swojego ojca, którego chciałby mieć wciąż w zasięgu ręki. O tak, będę współczuła kobiecie, z którą się ożenisz, o ile w ogóle kiedykolwiek podejmiesz taką decyzję. A co zrobisz, jeśli twój ojciec pierwszy stanie na ślubnym kobiercu? To całkiem możliwe, wyglądał mi na człowieka zdolnego do miłości, prawdziwej miłości.

      – Mój ojciec nie ożeni się – powiedział, a raczej wykrzyknął Jay, tak iż kilka osób siedzących przy sąsiednich stolikach odwróciło głowy w ich stronę.

      – Słowem, chcesz powiedzieć, że nie pozwolisz mu na to. Ale jak tego dokonasz, jeśli twój ojciec naprawdę mocno zaangażuje się w jakiś romans? Wciąż jeszcze jest młody. Te czterdzieści kilka lat, najwyżej pięćdziesiąt, to jeszcze nie jest wiek, który odbierałby mu szansę założenia rodziny. Ogólnie wiadomo, że mężczyźni w tym wieku szaleją wręcz na punkcie dzieci. Więc jak ci się podoba, Jay, pomysł posiadania braciszka lub siostrzyczki? Lub też braciszka i siostrzyczki?

      – Mój ojciec nie ożeni się – powtórzył z jakimś tępym uporem. – Dziecko czy też dzieci, to ostatnia rzecz, jakiej by pragnął.

      – Doprawdy? Powiedział ci to?

      Wiedziała, że znęca się nad nim. Dotykała brutalnie najczulszej i najwrażliwszej struny. Był to odwet za tamten ból, który musiała znieść, gdy uświadomiła sobie, że nigdy nie zajmie w jego sercu pierwszego miejsca, ponieważ Jay cały nakierowany był na swojego ojca i cały nim wypełniony. Tak, było to szalone, niezwykłe, wręcz nienormalne, ale Jay kochał wyłącznie ojca.

      Dzięki Bogu, poznała Alarica, który wielbił ją niczym święty obrazek, a sprzeciw rodziców wobec jej osoby skwitował wzruszeniem ramion. I który poruszyłby niebo i ziemię, żeby tylko ją mieć w małżeńskim łóżku.

      – Nie potrzebował mi tego mówić – wybuchnął Jay. – Rozumie się samo przez się, że mężczyzna w jego wieku...

      Przerwał, gdyż zareagowała śmiechem.

      – Mężczyzna w jego wieku... Och, Jay, nie zgrywaj się. Ile on właściwie ma lat?

      – Czterdzieści dwa – powiedział głosem człowieka rozpiętego na stole tortur.

      Szybko dokonała w myślach prostego arytmetycznego działania. Tego, zaiste, się nie spodziewała. Bądź co bądź, rzadko się zdarzało, by piętnastoletni chłopcy zostawali ojcami. Ale ten fakt tłumaczył zarazem tak wiele, właściwie wszystko.

      – Czterdzieści dwa... Ależ to przecież jeszcze młodzieniaszek.

      – Młodzieniaszek czy staruszek, gdyby miał się ożenić, gdyby w ogóle miał na to ochotę, zrobiłby to już dawno temu.

      – A może prawda jest taka, że znalazłeś jakiś sposób, żeby wybić mu to z głowy?

      – Mój ojciec żyje własnym życiem i...

      – Chciałeś powiedzieć: życiem, które ty mu ustawiasz i reżyserujesz.

      – Bzdura. Jest dorosłym facetem, który własną pracą, inteligencją i przedsiębiorczością dorobił się ciężkich milionów. Taki człowiek nie może przypominać poruszanej sznureczkami marionetki.

      – Nie wątpię w inteligencję twojego ojca i jego inne przymioty. Przede wszystkim należy mu się szacunek jako ojcu właśnie – wrażliwemu, czułemu, oddanemu, pełnemu poświęcenia. Każda kobieta życzyłaby sobie takiego ojca dla swojego dziecka. Zresztą nie muszę informować cię o czymś, o czym dobrze wiesz. Rzecz w tym, że swoim ojcem nie chcesz się z nikim podzielić. Nie zniósłbyś obok siebie siostrzyczki lub braciszka, który zabrałby choć cząstkę...

      – Ty chyba oszalałaś, kobieto! – przerwał jej Jay i poderwał się z krzesła.

      Stał nad nią, wielki i dyszący, a ona nie miała odwagi spojrzeć na jego zmienioną furią twarz. Po chwili nie miała już możliwości. Cisnąwszy bowiem na stolik jakieś banknoty, odwrócił się i odszedł.

      A zatem koniec, pomyślała i gorzko uśmiechnęła się w duchu.

      Wkrótce pojawił się kelner.

      – Mój znajomy musiał odejść – poinformowała go Nadia, choć przecież wcale nie musiała tego robić.

      Pół godziny później, w drodze powrotnej do domu, uświadomiła sobie, że nie tak wyobrażała sobie finał tego spotkania. Lecz właściwie co miał jej przynieść ten wieczór? Chwilowy zawrót głowy przed ostatecznym ustatkowaniem się? Nostalgiczną podróż w przeszłość, kiedy to cały jej świat ograniczał się do ramion Jaya?

      Jak to się stało, że mogła go w ogóle pokochać? Akurat na to pytanie nietrudno jej było znaleźć odpowiedź. Ponieważ Jay posiadał owo w gruncie rzeczy dość rzadkie znamię barbarzyństwa i dzikości, tchnął samczą brutalnością, która na kobietę, nawet inteligentną i wykształconą kobietę, a taką przecież była, działa niczym magnes, podczas gdy dobroć, sumienność i delikatność, jak chociażby dobroć, sumienność i delikatność Alarica, mogły pozostawiać ją obojętną.

      Do diabła z Jayem! Do diabła z nim! Do diabła!

      Zgniotła serwetkę, wyszła pospiesznie na ulicę i na ostatek rozpłakała się.

      Kiedy Jay wypadł z restauracji, przez chwilę wahał się, czy nie wziąć taksówki. W końcu jednak postanowił zrobić sobie mały spacer. Musiał ochłonąć.

      Nie zaliczał się do gwałtowników, nigdy nawet nie odczuł pokusy podniesienia ręki na kobietę, ale gdyby został tam dłużej, wystawiając się na ataki ze strony Nadii, mogłoby dojść do najgorszego. Zawsze było tak, że jeśli chciała zaleźć mu za skórę, robiła to z wprawą złaknionego krwi kleszcza. Doceniał jej psychologiczną intuicję. Tym bardziej więc zaniepokoiły go jej słowa o możliwym ożenku ojca.

      Stanął przed wystawą jubilerskiego sklepu i przymknął oczy. Hałas wielkomiejskiej ulicy przycichł i złagodniał. Jay przeniósł się wspomnieniem dwadzieścia lat wstecz.

      – Nie kochasz mnie! – krzyknął do ojca podczas jednego z prześladujących go napadów histerycznego lęku.

      – Ależ oczywiście, że cię kocham – zapewnił go Bram ciepłym i łagodnym głosem.

      – Ale nie chciałeś mnie. Nie chciałeś, żebym się urodził – upierał się, mając w uszach okrutne uwagi swych dziadków.

      Rodzice Brama i rodzice matki Jaya byli mieszkańcami tej samej zamożnej dzielnicy, w której stały jednorodzinne domy, otoczone ogródkami i trawnikami.

      Dziadek ze strony matki zajmował wysokie stanowisko w administracji okręgu i miał tylko jedno dziecko, córkę. Z kolei ojciec Brama był wziętym i cenionym architektem i również miał jedno dziecko, syna. СКАЧАТЬ