Kobieta w złotej masce. Кэрол Мортимер
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kobieta w złotej masce - Кэрол Мортимер страница 6

Название: Kobieta w złotej masce

Автор: Кэрол Мортимер

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-238-9738-5

isbn:

СКАЧАТЬ sir.

      – Milordzie – skorygował, przesuwając wzrok z powrotem na jej twarz.

      – Milordzie? – Jej konsternacja była zrozumiała. Zwrotu „sir” używano wobec mężczyzn ze szlacheckich rodów nawet niemających tytułu, ale stosowany był również grzecznościowo wobec innych osób, którym z jakichś względów chciało się okazać szacunek, i tym też kierowała się Caro Morton. Natomiast zwrot „milord” przysługiwał tylko i wyłącznie przedstawicielom najwyższej arystokracji, czyli parom Anglii zasiadającym w Izbie Lordów, a także osobom piastującym najważniejsze stanowiska rządowe.

      – Jestem lord Dominic Vaughn, hrabia Blackstone.

      Poczuła ucisk w krtani. Miała więc do czynienia z parem Anglii i takim samym ociekającym pychą arogantem, jakim był przydzielony jej ostatnio opiekun.

      – Jeśli pana słowa miały wywrzeć na mnie wrażenie, milordzie, to z przykrością wyznaję, że nie osiągnął pan zamierzonego celu – oświadczyła.

      Dominic uniósł brwi, jednak była to jedyna reakcja na sarkastyczną uwagę panny Morton, powiedział natomiast:

      – Dobry zwyczaj nakazuje, żeby przedstawiły się obie strony.

      – Oczywiście, milordzie. – Znów się zaczerwieniła, bo reprymenda była słuszna, zaraz jednak dodała rezolutnie: – Skoro, jak pan twierdzi, rozmawiał pan z Drew Butlerem, to musi pan już wiedzieć, że nazywam się Caro Morton.

      – Czyżby? – Dominic ironizował nie tylko tonem głosu, ale i spojrzeniem.

      – Przecież powiedziałam, milordzie – odparła z godnością.

      – Ach, gdybyż taki ład panował na tym świecie, że wystarczy coś powiedzieć, a już staje się prawdą – kpił w żywe oczy.

      – Wątpi pan w moje słowa, milordzie? – spytała oburzona, choć ucisk w krtani jeszcze się wzmógł.- Droga Caro, z uwagi na mój wiek i nabyte doświadczenie po prostu muszę wątpić we wszystko, co mi się mówi, zanim nie przekonam się, że jest inaczej.

      Niewątpliwie przez cynizm i podszyty zgryźliwością ironiczny stosunek do rzeczywistości, hrabia Blackstone sprawiał wrażenie kogoś bardzo już zmęczonego życiem, a blizna na lewym policzku nadawała mu groźny, wręcz złowieszczy wygląd, jednak Caro oceniała, że nie dobiegł jeszcze trzydziestki. Przy jej dwudziestu latach był więc od niej starszy zaledwie o osiem, góra dziewięć lat.

      I z całą pewnością nie była jego „drogą”!

      – W takim razie żal mi pana – stwierdziła.

      Nie takiej odpowiedzi oczekiwał, wręcz się na nią obruszył. Bogaty i wolny jak ptak hrabia Blackstone nie życzył sobie ani nie potrzebował niczyjej litości, a już na pewno nie od kobiety, która ukrywała się za złotą maską i pod hebanową peruką.

      Czyżby Butler nie mylił się w swej ocenie? Czy panna Morton rzeczywiście uciekła do Londynu, by ukryć się przed dominującym ojcem albo brutalnym mężem? Była tak szczuplutka i delikatna, że Dominic uznał tę drugą możliwość za zbyt odrażającą, by w ogóle ją rozważać.

      Niezależnie od tajemnicy, która mogła ją otaczać, uznał, że jako właściciel klubu nie może dopuścić do skandalu, który mógłby wybuchnąć, gdyby zwolnił pannę Morton. Mogłaby narobić rabanu, dobijać się do drzwi, a wtedy zrobiłoby się głośno o młodej pieśniarce, którą hrabia Blackstone wyrzucił na bruk. Kto wie, jakich tajemnic dotyczących panny Morton mogliby się doszukać wścibscy dziennikarze. Może więc lepiej nie prowokować takiej burzy?

      – Czy jest pani przynajmniej w wieku, który pozwala przebywać w kasynie, Caro? – spytał.

      – Nie rozumiem, milordzie. – Wyglądała na przestraszoną.

      – Zastanawiam się po prostu, ile ma pani lat.

      – Dżentelmen nigdy nie powinien pytać damy o wiek – zaripostowała.

      Dominic przesunął powoli wzrok od czubka złocistej głowy, przez szczupłą sylwetkę, delikatne nadgarstki i smukłe ręce, aż po gołe stopy, po czym wrócił spojrzeniem do zaróżowionej i wyrażającej urazę twarzy.

      – O ile mi wiadomo, paniom z towarzystwa zawsze towarzyszy pokojówka lub dama do towarzystwa, damy nie hasają również na scenach męskich klubów hazardowych.

      Caro uniosła wyzywająco brodę, po czym rzuciła cierpko:

      – Ja nie hasam, milordzie, tylko leżę na szezlongu. Pozwolę sobie również zauważyć, że to nie pańska sprawa, czy mam pokojówkę bądź damę do towarzystwa.

      Gdy zerknął w głąb pokoju, zauważył na toaletce tacę, na której stała miseczka z dymiącym mięsem i talerz z chlebem, a na drugim talerzu leżał deser, czyli duża pomarańcza. Niewątpliwie była to owa „przegryzka”, którą dostarczał jej Butler w przerwie występu.

      – Widzę, że przeszkodziłem pani w kolacji – powiedział łagodnie. – Proponuję, żebyśmy dokończyli tę rozmowę później, kiedy ja, a nie Ben, będę pani towarzyszył w drodze do domu.

      To wyraźnie ją wystraszyło, zaraz jednak stanowczo potrząsnęła głową i oznajmiła:

      – To będzie raczej niemożliwe.

      – Doprawdy? – zdziwił się Dominic.

      Hrabia Blackstone nie przywykł do odmowy, pomyślała coraz bardziej zdenerwowana. Widziała jego ponure spojrzenie i groźnie uniesione brwi. A brak pokojówki czy damy do towarzystwa mogłaby łatwo wyjaśnić, gdyby w ogóle miała ochotę cokolwiek mu wyjaśniać. Ale nie miała. W żadnym razie! Gdyby uciekając z Hampshire, zabrała ze sobą służącą, uczyniłaby ją współwinną swego czynu, a i tak miała już dość kłopotów, by jeszcze wplątywać kogoś w tak zagmatwaną sytuację.

      – Nie – powtórzyła. – Ben poczułby się niesprawiedliwie zraniony, gdybym nie pozwoliło mu na to, by odprowadził mnie do domu. Poza tym – dodała na wypadek, gdyby Jego Lordowska Mość odrzucił to wyjaśnienie – nie pozwalam towarzyszyć mi dżentelmenom, których nie znam. – Tym bardziej takiemu dżentelmenowi, którego w ogóle nie chciała znać, mogłaby dodać.

      W szarych oczach hrabiego zamigotały wesołe ogniki.

      – Nawet gdyby Drew Butler zaręczył za tego dżentelmena? – spytał przekornie.

      – Musiałabym to od niego usłyszeć. A teraz pozwoli pan, że go przeproszę. Chciałabym zjeść kolację, póki jest gorąca. – Jednak próba zamknięcia drzwi nie udała się, gdyż Dominic wsunął stopę między drzwi a futrynę. Caro rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym ponownie otworzyła drzwi. – Proszę mnie nie zmuszać do wezwania Bena, żeby pana stąd usunął – dodała ostrzejszym tonem.

      Jednak ta pogróżka nie zrobiła na aroganckim milordzie najmniejszego wrażenia. Nadal uśmiechał się do Caro, wcale nie był zbity z tropu.

      – To byłoby... interesujące doświadczenie – zauważył.

СКАЧАТЬ