Kobieta w złotej masce. Кэрол Мортимер
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kobieta w złotej masce - Кэрол Мортимер страница 10

Название: Kobieta w złotej masce

Автор: Кэрол Мортимер

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-238-9738-5

isbn:

СКАЧАТЬ

      Caro nigdy wcześniej nie spotkała nikogo tak wyniosłego jak Dominic Vaughn. Nigdy by nawet nie przypuszczała, że tacy mężczyźni w ogóle istnieją, wysocy i przystojni, emanujący pierwotną siłą, podniecający, dumni i aż tacy... arystokratyczni. A przy tym aż tak impertynenccy i pewni siebie!

      Co prawda jej kontakty z mężczyznami w Hampshire były zaledwie sporadyczne, ot, młodzieńcy z sąsiednich posiadłości, z którymi podczas proszonych kolacji na oczach wszystkich konwersowała, a także prawnik ojca, który czasami przyjeżdżał z Londynu, by omówić sprawy służbowe.

      Mimo to Caro zorientowała się po pełnym szacunku stosunku Drew Butlera do hrabiego i błyskawicznej rejteradzie trzech młodych opojów, że Dominic Vaughn wzbudza powszechny respekt i nawykł do tego, że okazuje się mu szacunek i bezwzględne posłuszeństwo.

      Tyle że po latach, kiedy nie miała innego wyboru i musiała robić tylko to, co jej kazano, nie miała najmniejszej ochoty znów być posłuszną jakiemukolwiek mężczyźnie. A już na pewno nie opiekunowi, którego niedawno otrzymała...

      Posłała hrabiemu obojętny uśmiech i ruszyła w stronę drzwi, nie oglądając się za siebie.

      Odczekała chwilę z bijącym sercem, zanim odważyła się zerknąć przez koronkowe firanki w oknie obok drzwi wejściowych. Zdążyła zobaczyć, jak hrabia wsiada do powozu.

      Zanim konie ruszyły, dostrzegła jeszcze blady owal ponurej twarzy Dominica Vaughna, spoglądającego w stronę, gdzie stała ukryta za firanką. Szybko cofnęła się, przyciskając ręce do walącego serca.

      Pocałunek hrabiego Blackstone’a był całkiem inny, niż to sobie wyobrażała.

      Był o wiele bardziej podniecający...

      – Więc gdzie się podziewałeś zeszłej nocy, Dominicu? – spytał następnego wieczoru Nathaniel Thorne, hrabia Osbourne, gdy zasiedli w fotelach przy kominku w jednej z dużych sal White’a.

      – Zostałem... zatrzymany. – Dominic nie zamierzał ujawniać szczegółów. Mieli się spotkać poprzedniego dnia, nie zjawił się jednak, gdyż eskortował do domu pannę Morton. Wiedział jednak, że przyjaciel tak łatwo nie da się zbyć.

      – Domyślam się, że była tak samo nienasycona, jak piękna? – Nathaniel uniósł brwi.

      – Czy piękna? Z całą pewnością – przyznał Dominic. – Ale czy nienasycona? Nie mam pojęcia. – Prawdę mówiąc, wciąż nie miał pojęcia, co począć z Caro Morton, nie wiedział też, kim tak naprawdę jest. Nakazał jednak Drew Butlerowi, by nadal dostarczał jej posiłki między występami, a Benowi Jacksonowi, by jak dotąd odprowadzał ją do domu. Caro może nie dbać o bezpieczeństwo, ale dopóki będzie pracowała u niego, zatroszczy się o to, by nic złego jej nie spotkało.

      – Na razie – mruknął znacząco Nathaniel.

      Rodzice Dominica zmarli przed laty, a że nie miał rodzeństwa, traktował Nathaniela Thorne’a i Gabriela Faulknera jak najbliższą rodzinę. Lata, które spędzili razem w szkole, a potem w wojsku, nie wiedząc, czy przeżyją następną bitwę, sprawiły, że byli sobie bliscy jak bracia. A jednak akurat w tym momencie Dominic zdecydowanie by wolał, żeby Nathaniel nie znał go aż tak dobrze.

      Na szczęście miał doskonały pretekst, żeby uniknąć dalszych pytań o przyczynę niestawienia się poprzedniego wieczoru na spotkanie.

      – Właśnie dostałem wiadomość od Gabriela – zmienił temat. – Ma przyjechać do Anglii pod koniec tygodnia. – Uniósł kieliszek brandy i wypił łyk.

      – Do mnie też napisał – powiedział Nathaniel. – Wyobrażasz sobie reakcję towarzystwa, gdy Gabe zrobi efektowne wejście? Te miny, te komentarze...

      – To nie stanie się tak od razu. Pisał, że najpierw zamierza udać się do Shoreley Park, by spotkać się z siostrami Copeland.

      – Jak go znamy, zajmie mu to tylko chwilę, a efekt będzie taki, że zanim zawita w Londynie, trzy głupiutkie smarkule będą wychodzić ze skóry, żeby go poślubić, nieważne, czy powrót Gabe’a wywoła skandal, czy tez sprawa rozejdzie się po kościach. – Nathaniel wzniósł toast w uznaniu dla nieobecnego przyjaciela.

      Faktem było, że lata wygnania Gabriela na kontynent i służby w armii w żaden sposób nie zaszkodziły jego podbojom sypialnianym. Wystarczyło jedno spojrzenie na kruczoczarne włosy, oczy o barwie indygo i muskularną sylwetkę, by wszystkie kobiety, niezależnie od wieku, padały mu do stóp. Albo, ściślej rzecz biorąc, do łóżka! Nie ulega wątpliwości, że siostry Copeland też stracą dla niego głowę.

      – Co zrobimy z resztą wieczoru? – Po wczorajszym, poza jednym pocałunkiem postnym wieczorze Dominic miał ochotę napić się zacnego trunku, a potem zlec w łożu z kobietą chętną i pełną inwencji.

      Nathaniel popatrzył na niego podejrzliwie.

      – Słyszałem, że w klubie U Nicka występuje tajemnicza piękność... – zaczął.

      Niezależnie od więzów przyjaźni, które ich łączyły, Dominic wiedział, że pewne sprawy lepiej zachować dla siebie. A jedną z nich z całą pewnością był nocny spacer z Caro Morton i nietypowa dla Dominica, a jednak dojmująca potrzeba otoczenia opieką panny Morton. Z drugiej strony wcale nie był zachwycony, że już po tygodniu występów w jego klubie Caro stała się źródłem plotek.

      – Moim zdaniem cała ta aura tajemniczości bierze się tylko z tego, że w czasie występów pieśniarka nosi maskę wysadzaną kamieniami – oznajmił, wzruszając ramionami.

      – Och. – Nathaniel wydął wargi. – Zapewne po to, by ukryć ślady po ospie.

      – Możliwe – mruknął Dominic obojętnie, pilnując się, by nie powiedzieć czegoś, co jeszcze bardziej zaintryguje przyjaciela, jeśli chodzi o pannę Morton.

      – W takim razie ty decyduj, jak spędzimy tę noc – orzekł Nathaniel.

      Odwiedzili kilka kasyn, a na koniec dotarli do jaskrawo oświetlonego, niemniej dyskretnego domu, gdzie kilkanaście pięknych i starannie dobranych dam z półświatka radośnie dawało do zrozumienia, że z przyjemnością dotrzymają towarzystwa tak przystojnym młodym dżentelmenom.

      Tym bardziej było dziwne, że ci sami dwaj dżentelmeni opuścili lokal mniej więcej po godzinie, nie skorzystawszy z propozycji pięknych pań.

      – Może jednak powinniśmy byli pójść zobaczyć tajemniczą piękność z klubu – powiedział Osbourne, ziewając znudzony. – Niezależnie od tego, czy ma ślady po ospie, czy nie, wątpię, by była mniej pociągająca niż te damy, z którymi tylko straciliśmy czas.

      Dominic wiedział, że jeśli po raz drugi zignoruje słowa przyjaciela, tylko podsyci jego ciekawość.

      – Może staliśmy się zbyt wybredni, Nate? – mruknął, stukając w sufit powozu, by wydać stangretowi nowe polecenia.

      Nathaniel uniósł brwi, po czym spytał:

      – Brakuje ci tego, co przeżyliśmy przez tych pięć wojennych lat?

СКАЧАТЬ