Название: Kobieta w złotej masce
Автор: Кэрол Мортимер
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-238-9738-5
isbn:
Od razu zauważył, że pomieszczenie urządzone jest z przepychem. Drew zamknął drzwi, które odgrodziły ich od hałasu kasyna. Gdy Dominic dostrzegł karafkę napełnioną, jak rozpoznał, pierwszorzędną brandy, nalał sobie szklaneczkę i upił łyk, po czym zaproponował drinka zarządcy.
– Nigdy nie piję w czasie pracy, milordzie – powiedział Drew.
– Rozumiem... – Dominic oparł się wygodnie o duże mahoniowe biurko. – A więc przystąpmy do rzeczy, Drew. Kim ona jest? Skąd pochodzi?
– Nie wiem, jak na to odpowiedzieć, milordzie. – Wzruszył ramionami. – Chce pan się dowiedzieć, co myślę o pannie Caro, czy mam zrelacjonować, co mi powiedziała, kiedy zakradła się do klubu przez tylne wejście i poprosiła o pracę?
– Tak to wygląda... – Dominic zmrużył oczy. – Chcę usłyszeć i jedno, i drugie. – Pociągnął następny łyk brandy i zajął się studiowaniem czubka swego buta, cierpliwie czekając na dalszy ciąg zdarzeń.
Butler zadumał się na moment, porządkując w głowie to wszystko, co zaraz miał ujawnić, po czym rozpoczął opowieść o niedoli młodej kobiety.
Caro Morton powiedziała, że jest sierotą. Do niedawna mieszkała na wsi z niezamężną ciotką, jednak po jej śmierci, co miało miejsce trzy tygodnie temu, została bez dachu nad głową. W poszukiwaniu pracy i bezpiecznego schronienia przyjechała do Londynu. Zjawiła się w stolicy prawie bez pieniędzy, bez służącej, bez przyzwoitki. Chciała zostać damą do towarzystwa albo guwernantką w szacownej rodzinie, niestety okazało się to nieosiągalne, nie miała bowiem koniecznych referencji. Musiała więc poszukać innego rozwiązania i w poszukiwaniu pracy zaczęła chodzić po klubach i teatrach.
– Ile miejsc odwiedziła, zanim trafiła tutaj? – spytał Dominic, unosząc gwałtownie głowę.
– Wymieniła kilka. Co najmniej pół tuzina, pewnie więcej. – Drew uśmiechnął się znacząco. – Milordzie, wiadomo przecież, że musiała dostawać oferty... że tak to nazwę... alternatywnego zatrudnienia.
Dominic oczywiście wiedział doskonale, jakie alternatywne zajęcie miał na myśli Drew. Za to musiał sprawdzić coś innego, dlatego spytał:
– Nie korciło cię, żeby zrobić to samo, kiedy już się tu zjawiła? – Było oczywiste, że pannę Morton każdy normalny mężczyzna z wielką chęcią ugościłby w swoim łóżku.
Starszy mężczyzna rzucił mu ponure spojrzenie i usiadł za biurkiem.
– Milordzie... – Drew z niechęcią spojrzał na niego. – Tak się składa, że od dwudziestu lat jestem szczęśliwie żonaty i mam córkę niewiele młodszą od panny Morton.
– Przepraszam. – Dominic skłonił się lekko. – Cieszę się, że... no, bardzo dobrze, Drew. – Popatrzył na niego z uwagą. – Znam już więc wersję panny Morton, dlaczego przyjechała do Londynu i gorączkowo szukała pracy, by nie umrzeć z głodu. A teraz powiedz mi swoją wersję. Drew, co o niej myślisz? Ale proszę, szczerze.
– Rozumiem, milordzie... Cóż, wersja panny Morton trzyma się kupy, jest prawdopodobna i tyle. Jednak mam wrażenie, że chodzi o coś innego. Nie mam na to żadnych dowodów, po prostu to czuję. Myślę, że panna Morton nie tyle przyjechała, co uciekła do Londynu. Przyczyn tej ucieczki może być mnóstwo, choć osobiście obstawiałbym brutalnego męża. A skąd tu się zjawiła? I jakie jest jej pochodzenie? Nic o tym nie wiem, milordzie, ale wiem jedno. Panna Caro Morton jest zbyt wytworna jak na zwykłą aktorkę czy prostytutkę.
– Wytworna? – rzucił podejrzliwie Dominic. – W jakim sensie?
– A w takim, milordzie, że zachowuje się jak dama.
Ta odpowiedź bardzo zaintrygowała Dominica. Młoda szlachcianka lub córka zamożnych mieszczan ukrywa swoją tożsamość... To przynajmniej tłumaczyło, dlaczego nosi maskę.
– Naprawdę uważasz, że aktorki i dziwki nie potrafią udawać dam? – zwrócił się do Butlera.
– Milordzie, wiem, że potrafią, niektóre nawet robią to znakomicie, jednak nie wydaje mi się, by Caro Morton należała do takich... – Nie dokończył. Można było wyczuć, że nie ma ochoty dłużej o tym dyskutować. – Może by było najlepiej, gdyby pan hrabia osobiście porozmawiał z panną Morton i wyrobił sobie opinię.
Nie ulegało wątpliwości, że Butler otaczał „wytworną” pannę Caro Morton czymś w rodzaju ojcowskiej opiekuńczości. Równie oczywiste było, że podobny stosunek miał do niej portier Ben Jackson. Dominic wiedział jednak doskonale, że jeśli naprawdę okaże się zbiegłą żoną czy córką, poskąpi jej równie łagodnych uczuć, natomiast hojnie obdarzy całkiem innymi.
– Mam zamiar to zrobić – oznajmił oschle, zbierając się do wyjścia. – Chciałem najpierw poznać twoje zdanie.
– Zamierza ją pan zwolnić? – spytał zatroskany Drew.
Dominic nie podjął jeszcze decyzji w tej sprawie, można ją bowiem było ująć na dwa skrajnie różne sposoby. Zarządca klubu niewątpliwie miał rację, gdy twierdził, że występy Caro Morton przyciągają do klubu wielu klientów, więc powinno się na nią chuchać, byle tylko nie przyszło jej do głowy szukać pracy gdzie indziej. Z drugiej jednak strony gdyby rzeczywiście była zbiegłą żoną lub córką i jeszcze, nie daj Bóg, jej mąż czy rodzice byli ludźmi zamożnymi, dobrze notowanymi w towarzystwie i wpływowymi... Dominic aż się wzdrygnął na tę myśl. Gdyby bowiem w takiej sytuacji wyszło na jaw, że panna Morton (czy jak tam naprawdę się nazywa) ukrywa się w domu gry, którego właścicielem jest hrabia Blackstone, skandal byłby ogromny, a wynikłe z tego powodu straty wprost niepowetowane.
– To będzie zależało od panny Morton – odpowiedział.
– W jaki sposób? – z nieskrywanym zainteresowaniem spytał Drew.
– Coś musimy sobie wyjaśnić. – Dominic gniewnie zmarszczył czoło. – Owszem, doceniam to, że od wielu lat sprawnie kierowałeś tym klubem i nie ma nikogo lepszego na twoje miejsce. Naprawdę to doceniam, Drew. Ale nie daje ci to żadnego prawa do tego, żebyś wypytywał mnie, jakie decyzje czy działania zamierzam podjąć i dlaczego tak się dzieje.
– Oczywiście, milordzie – zgodził się Drew ani bez pokory, ani też buty, po prostu z godnością.
– Gdzie jest Caro Morton? – spytał hrabia.
– Zawsze dbam o to, żeby coś przegryzła w swojej garderobie między jednym a drugim występem.
Sposób, w jaki to powiedział, a także jego ogólna postawa zatroskanego ojca sprowokowały Dominica do sprzeciwu. To zbytnia troska, nikt tak nie powinien rozpieszczać swoich pracowników... Już chciał głośno wyrazić swoje obiekcje, gdy nagle dotarło do niego, jak bardzo by się wtedy wygłupił, w dodatku w oczach zarządcy wyszedłby na człowieka małostkowego i skąpca.
Było coś jeszcze. Owszem, СКАЧАТЬ