Название: Zanim nadejdzie jutro Tom 2 Ziemia ludzi zapomnianych
Автор: Joanna Jax
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-7835-713-1
isbn:
– Chciał mnie oszukać, obrabować z mojego drewna, chciał, żebym zdechł z głodu.
Paweł rozejrzał się. Teoretycznie gdzieś w pobliżu powinien kręcić się brygadzista. Na szczęście trafił im się wyjątkowo leniwy, który głównie przesiadywał przy ognisku i palił machorkę.
– Przeniesiemy go dalej i zasypiemy śniegiem. I krew też musimy zasypać. A potem ułożymy w tym miejscu drewno. Wozacy i tak przyjadą prawie o zmierzchu, więc jakichś małych plamek nie zauważą.
Musieli zaryzykować, bo przyznanie się do winy oznaczało dla Tobiasza pewną śmierć. Tymczasem Morawiński był niezbyt pomocny, bo wciąż gadał jak obłąkany, że dziesiętnik chciał pozbawić go miski zupy. W końcu Paweł podszedł do niego, uderzył go w twarz i potrząsnął nim.
– Chcesz zjeść zupę z drugiego kotła?
Tobiasz pokiwał głową, jak automat, a potem uśmiechnął się.
– To rób, co powiem… Ukryjemy ciało dziesiętnika, a potem pozbędziesz się krwi z dłoni i z waciaka.
Linas był bardzo niezadowolony, kiedy Zawiślański powrócił do swojej brygady po zbyt długiej, jego zdaniem, nieobecności.
– Łajzo jedna, powiem brygadziście, żeby cię do najgorszej grupy przydzielił i zdechniesz z głodu – syknął.
Paweł już chciał wdać się z nim w dyskusję, gdy ujrzał na swoim brudnym waciaku świeżą plamę. Z krwi. Odwrócił się gwałtownie i podniósł belę drewna.
– Nie wściekaj się, nadrobię straty. Musiałem jeszcze za potrzebą skoczyć, bo od rana mam biegunkę.
– A ty wiesz, mnie też dzisiaj tak jakoś szarpie… Ty podobno lekarz jesteś – powiedział Linas.
– I co mi po tym, jak żarcie nam takie liche dają, a lekarstwa dostajesz, jak już jesteś jedną nogą w grobie.
– A co tam się działo? Co to za awantura?
– A bo ten nasz dziesiętnik to tak umie liczyć, że niech go Pan Bóg pokocha. Ale w końcu sprawdził jeszcze raz i poszedł do grupy Michaiła.
– To i tak miał chłop szczęście, bo jakby się u Michaiła pomylił, to ten by mu łeb siekierą porąbał. – Linas zarechotał.
Paweł aż drgnął. Po chwili pomyślał jednak, że gdy znajdą martwego dziesiętnika, spokojny i nieco wydelikacony Tobiasz będzie ostatnią osobą, którą posądzą o krwawą jatkę. Podobnie będzie z Kubą, którego mimo katastrofalnych warunków niezupełnie opuścił humor i wszyscy uważali go za obozowego dowcipnisia. Nie wiedzieli, że Kuba Staśko w ten sposób ukrywał swój strach. Nie tylko przed następnym dniem, ale także przed tym, by pewnego razu nie skończyć ze sobą w jakiś drastyczny sposób. Paweł wierzył jednak, że Kuba poradzi sobie, tak jak dotychczas. Nawet z urkami robił interesy albo grał z nimi w karty i pozwalał im wygrywać. Żeby dali mu spokój, a w przypływie humoru poczęstowali chlebem czy papierosem, który potem wymieniał na coś do zjedzenia.
Za to z niepokojem patrzył na Tobiasza, który jakby gasł w oczach. Mówił coraz mniej, nawet nie przeklinał, jak wszyscy inni w tym miejscu. Tak jakby uciekał do własnego świata, w którym są luksusowe dworki, piękne kobiety i eleganckie knajpy z dansingiem. I w końcu doszło do tragedii. Zastanawiał się, czy Tobiasz ocknie się i dotrze do niego, co zrobił. Zabił przecież z zimną krwią człowieka. I to z tak błahego powodu, jak źle policzona norma. Tu co prawda lepszy wynik oznaczał miskę lepszej zupy, ale wciąż nie usprawiedliwiało to czynu tak potwornego, jak morderstwo. Ten dystyngowany młodzieniec, lubiący szampana i czystą wódkę, cierpiący dawniej z powodu byle zagniecenia na smokingu, nagle przybył do miejsca, w którym nie potrafił odnaleźć samego siebie.
4. W drodze do Kazachstanu, 1940
Gdy nadchodził zmierzch, w wagonie robiło się kompletnie ciemno. Ktoś był na tyle zapobiegliwy, że zabrał ze sobą świeczkę, ale dawkował jej światło oszczędnie. Tutaj każdy starał się dozować wszelkie dobra, bo nikt nie wiedział, jak długo jeszcze potrwa ta podróż. Minęły ponad dwa tygodnie, gdy pociąg wyruszył z Wileńszczyzny, z tym że coraz częściej stał w szczerym polu, aniżeli jechał. Od czasu do czasu postój wypadał w jakiejś mieścinie i każdy, kto dysponował pieniędzmi lub wartościowymi drobiazgami, mógł dokupić sobie trochę jedzenia. Niekiedy jacyś poczciwi ludzie przynosili owoce albo mleko i nawet nie chcieli nic w zamian.
Wszyscy, których spotykali pod drodze, sądzili, że ci upchnięci w wagonach ludzie wyjeżdżają w odległe rejony Związku Radzieckiego dobrowolnie, w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. Być może nikomu nie przyszło do głowy, że starcy, kobiety z dziećmi czy poczciwie wyglądający mężczyźni są dla władzy wrogami ludu.
Nocą w wagonie było względnie cicho. Milkły rozmowy i waśnie, a niemowlęta zasypiały, zmęczone całodziennym zawodzeniem. Od czasu do czasu któreś zakwiliło, ale za chwilę matka przytulała je do piersi albo kołysała, by uspokoiło się i nie zakłócało snu innym.
Fetor był okropny. Częste postoje pozwalały nieco wywietrzyć wagon, ale nocą odór stawał się nie do zniesienia. Może dlatego każdy chciał zasnąć jak najszybciej i obudzić się dopiero, gdy nadejdzie świt, a pociąg kolejny raz zatrzyma się na jakimś postoju i będzie można otworzyć drzwi.
– Jezus Maria, Józefie święty! – Nagle w wagonie rozległ się rozpaczliwy, rozdzierający kobiecy krzyk.
– Pani, dajże pani ludziom pospać – warknął na wpół rozbudzony mężczyzna.
– Jestem cała mokra… Wszystko jest mokre – jęknęła Apolonia Ryszewska.
– Jakżeś pani zrobiła pod siebie, to masz mokro – syknął kolejny raz mężczyzna i dodał: – I nie wydawaj pani takich okrzyków, bo zaraz się sysuny pobudzą i drzeć gębę będą przez resztę nocy.
Apolonia w istocie zamilkła, ale zaczęła kręcić się niespokojnie i dotykać wszystkiego wokół, nie rozumiejąc, dlaczego ma mokre ubranie. Była pewna, że nie zmoczyła się przez sen. Gdy chciała już dać sobie spokój i przeczekać do rana, usłyszała jęk leżącej nieopodal Niny.
– Boże, jak boli, ja chyba rodzę.
Do Apolonii dotarło, co się wydarzyło. Ninie Korcz odeszły wody. Kobieta miała jeszcze miesiąc do rozwiązania i obie liczyły, że poród nastąpi, gdy już dotrą na miejsce, ale najwyraźniej dzieciakowi śpieszyło się na ten okrutny świat. Być może ciągłe wibracje jadącego pociągu sprawiły, że owo wydarzenie nastąpiło szybciej, niż powinno.
– Kobieta rodzi! Chryste Panie, niech ktoś zapali świeczkę! Obudźcie się, pomóżcie ludzie! Czy jest tutaj lekarz? – Apolonia wpadła w histerię, zagłuszając swoim krzykiem nawet Ninę, która z każdą chwilą odczuwała coraz silniejsze skurcze.
Jakieś niemowlę dołączyło do krzyczącej Apolonii СКАЧАТЬ