Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu. Joanna Jax
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu - Joanna Jax страница 22

Название: Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu

Автор: Joanna Jax

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7835-553-3

isbn:

СКАЧАТЬ jedną z nich – westchnęła Alicja.

      – Tak, podejdziesz do niego i powiesz: „Dzień dobry, panie Julianie, dzisiaj na jedną noc zamieniłam się w prostytutkę. Moje usługi kosztują sto złotych”. – Hanka parsknęła śmiechem.

      – Nie… właśnie myślę, jak to rozegrać… – powiedziała, jakby do siebie, Alicja i zaczęła powoli się pudrować.

      Gdy wróciły na salę, wszystkie sępy w postaci krytyków i agentów gwiazd rzuciły się na Hankę Lewinównę, żeby chociaż przez chwilę pogrzać się w jej aurze chwały. Tymczasem Alicja wciąż nie mogła zapomnieć obrazka sprzed kilku minut. Sama nie rozumiała własnego uporu i tego, że nikt i nic nie było w stanie zatrzeć obrazu Juliana Chełmickiego. Wiedziała, że nie może go mieć na całe życie, dlatego chciała go dostać chociaż na jedną noc. Postanowiła zagrać z nim w otwarte karty. Może nie do końca, nie była przecież prostytutką, ale postanowiła zaproponować swoje usługi za odpowiednią zapłatę. A jeśli się zgodzi i tę noc spędzą razem, po prostu nie przyjmie pieniędzy. Miała świadomość, że o poranku odkryje jej intencje, ale wtedy będzie jej już wszystko jedno.

      Wróciła do sali, gdzie siedzieli koledzy Chełmickiego i on sam z paniami znanymi warszawiakom z lekkich obyczajów, i niby to niechcący szturchnęła ramię jednego z nich. Słodko powiedziała „przepraszam” i wtedy ich oczy się spotkały.

      – Panna Alicja… – niemal wybełkotał zmieszany Julian, po czym przeprosił towarzystwo, wstał i poprowadził Alicję w głąb sali.

      – Dzień dobry, panie Julianie – powiedziała słodko.

      – Ja… to znaczy oni… wie pani, jak to jest z kolegami – zaczął nieporadnie tłumaczyć się Julian.

      Położyła mu dłoń na ramieniu i spojrzała w oczy tak samo, jak wtedy gdy uwodziła kolejnych amantów.

      – O tak, wiem, panie Julianie. Młodzi mężczyźni potrzebują wyszumieć się przed ślubem i dobrze zabawić, a my im tę rozrywkę zapewniamy. – Uśmiechnęła się czule.

      – My? Co to znaczy, panno Alicjo? – Twarz Juliana spochmurniała.

      – To znaczy, panie Julianie, że za dwieście złotych może pan spędzić ze mną dzisiejszą noc. – Podała cenę, która wydawała jej się wystarczająco wygórowana, aby nie myślał, że jest byle jaką dziwką.

      – Przeraża mnie pani – wymamrotał.

      – Nie podobam się panu? – zapytała. – Nie jestem tak pociągająca, jak te panie, które siedzą z wami przy stoliku, co?

      – Ależ skąd? Panno Alicjo, tylko nie mógłbym. Bardzo pannę Alicję lubię i byłoby to chyba niewłaściwe… – Julian nie mógł znaleźć sensownych argumentów.

      – Więc dlaczego nie? – Alicja była uparta.

      – Boże… – wyszeptał i potarł dłonią twarz. – Bo ja nie myślałem…

      – Dobrze, w takim razie proszę mnie poznać z którymś z pana kolegów – zablefowała. – Chyba są dobrze sytuowani i będzie ich na mnie stać.

      – Panno Alicjo, dam pani te pieniądze, ale niech pani przestanie…

      Julian zaczynał być zły. Lubił Alicję i uważał ją za piękną i pociągającą tak bardzo, że nie miałby nic przeciwko romansowi z nią, gdyby nie Adrianna, ale za pieniądze? Nie mieściło mu się to w głowie. Pomyślał także, że bardzo źle by się czuł, gdyby zrobiła to z von Lossowem albo Łyszkinem. Postanowił tej nocy zabrać ją do hotelu i tam przemówić do rozsądku, a jeśli będzie trzeba, pomóc jej zejść z tej haniebnej drogi.

      – Ależ, panie Julianie, ja nie proszę o jałmużnę, jestem warta swojej ceny. – Alicja robiła się coraz bardziej zdeterminowana. A im bardziej ją odpychał, tym ona robiła się nachalniejsza.

      – Proszę przestać, panno Alicjo. Spotkajmy się za pół godziny w holu i pojedziemy do mojego pokoju. Nie zatrzymywałem się w żadnym luksusowym hotelu, więc będzie pani musiała przeżyć te drugorzędne warunki – powiedział Julian i oddalił się do stolika kompanów.

      To, co Julian Chełmicki nazywał drugorzędnymi warunkami, Alicji wydawało się bardzo przyzwoite. Weszła nieco niepewnie do pokoju i zdjęła najpierw kapelusik, a potem lekką narzutkę. Rzuciła je na fotel i usiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę. Wąska atłasowa sukienka pod wpływem tego ruchu podniosła się aż do ud, odsłaniając pończochy z siateczki, nazywane kabaretkami – od miejsca, gdzie rozpoczęły swój żywot.

      Wodziła wzrokiem za Julianem, który kręcił się po pokoju hotelowym, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Był podchmielony trunkami wypitymi w Gastronomii i podniecony widokiem Alicji, ale byłby zdecydowanie szczęśliwszy, gdyby ona w tym momencie pragnęła jego, a nie zwitka banknotów.

      – Dlaczego to robisz? – zapytał cicho, zmieniając ton na mniej oficjalny i nie zwracając się do niej jak zwykle „panno Alicjo”.

      – Będziesz prawił mi morały i sprowadzał na drogę cnoty, czy będziemy się kochać? – zapytała buńczucznie, bez problemu zmniejszając dystans.

      – Chcę wiedzieć, jak to się stało? Nie wierzę, że pewnego dnia obudziłaś się i pomyślałaś: „Zostanę dziwką, a co tam”. Jeśli jesteś w potrzebie, pomogę ci. Mam znajomości, pieniądze, układy. Znajdę ci pracę, dobry adres, a dopóki tego nie uczynię, mogę wypłacać ci niewielką pensję, żebyś miała z czego żyć. Los prostytutki kończy się bardzo marnie, wyniszczy cię, a i jakieś choróbsko niechybnie złapiesz. Alicjo, błagam, pozwól sobie pomóc – mówił ciepło, serdecznie, jak przyjaciel.

      – Chcesz, żebym była twoją utrzymanką? – zapytała niewinnie, chociaż wiedziała, że inne pobudki kierują Julianem. Nie sądziła, że jest mu aż tak bliska. Jednak niewystarczająco bliska, żeby jej pragnął.

      Julian zakrył twarz rękoma i usiadł obok niej. Popatrzyła na niego i zaczęła odpinać pończochy. Ogarnął go gniew.

      – Dobrze, chcesz się oddawać za pieniądze, twoja sprawa. Zobaczymy, co potrafisz za te swoje dwieście złotych! – krzyknął i popchnął ją na łóżko. Podwinął jedwabną sukienkę, zdarł figi i rozpiął spodnie.

      Kochał się z nią brutalnie, łapczywie, nawet nie zdejmując do końca ubrania. Gryzł jej pełne usta, rozmazując po twarzy karminową szminkę. Poczuła się fatalnie. Nie tak wyobrażała sobie tę wspólną noc. W jej marzeniach Julian był delikatnym, czułym kochankiem, do którego nagle dociera, że ona jest kobietą jego życia. Niestety, ten zwierzęcy akt kopulacji nie miał nic wspólnego z czułością, ale z niepohamowaną złością. Była zdruzgotana. Łzy leciały jej z oczu, ostry makijaż spływał po twarzy, a jej wnętrze pulsowało z bólu.

      – Nie tak, Julianie, nie tak – łkała.

      – A jak? Przecież jesteś tylko dziwką za dwieście złotych – warknął.

      Odepchnęła СКАЧАТЬ