Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu. Joanna Jax
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu - Joanna Jax страница 20

Название: Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu

Автор: Joanna Jax

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7835-553-3

isbn:

СКАЧАТЬ mnie nie tak bardzo, bo na śpiewaniu to się zna jak kura na pieprzu, ale dla dziewczyn jest okropny. Panie dyrektorze, powiedzmy sobie szczerze, to kompletny ordynus, ten Niemcow.

      Wojnicz zaczął się kręcić niespokojnie.

      – To wybitny reżyser. I ma odpowiednie koneksje, a w Pikadorze przesiaduje jak u siebie w domu. Zna wszystkich i już dzisiaj na premierę zapowiedzieli się najważniejsi krytycy. A jeśli nas nie obsmarują, to ten spektakl będzie dla nas prawdziwą trampoliną do sukcesu.

      – Już pan dyrektor to samo mówił przed ostatnim przedstawieniem, a graliśmy je tylko dwa miesiące – mruknęła Hanka, niezbyt zadowolona z prowadzenia zespołu przez Niemcowa.

      – No już się nie dąsaj, moja droga, bo mam dla ciebie wspaniałą informację. Niemcow wierzy w twój talent i załatwił pannie Hance spotkanie z samym Lejtesem, który szuka obsady do Dziewcząt z Nowolipek – dodał ugodowo dyrektor Wojnicz.

      – Nie dąsam się. Wiem, że to dobry reżyser, ale dziewczyny nie są mięsem na straganie.

      Wojnicz już nic nie odpowiedział, tylko opuścił garderobę Hanki Lewin.

***

      Dziewczyny wracały do swojej kwatery bardzo zmęczone. Tramwaje już nie kursowały, a taksówka była luksusem, na który sobie pozwalały jedynie w wyjątkowych wypadkach.

      – No, opowiadaj – powiedziała Hanka, gdy szły Chmielną.

      – A co tu opowiadać… On ciągle zaślepiony tą całą Adrianną. Jak tylko wyjdzie z podchorążówki, ma zamiar się żenić – westchnęła Alicja.

      – I co teraz zrobisz? – zapytała słabym głosem Hanka.

      Alicja milczała. To było pytanie, na które musiała sobie odpowiedzieć, jeśli nie chciała przez resztę życia oczekiwać niemożliwego. Co miała dalej robić ze swoim życiem? Była młoda, ładna i wysoko podnosiła nogi. Co i rusz dostawała kwiaty, znajdowała pudełka czekoladek i liściki pełne słów uwielbienia. Niektórzy z tych mężczyzn byli przystojni i zamożni, jedni traktowali ją z lekkością, inni bardziej poważnie. Ale ona w jakimś zaślepieniu i dzikim uporze wciąż myślami była przy Julianie Chełmickim. Nie pomógł wyjazd z rodzinnej mieściny ani blichtr wielkiego miasta. Jeden cios nie pomógł, drugi, niestety, nie zostawił żadnych złudzeń.

      Po kilkunastu minutach rozważań doszła do wniosku, że jej starsza koleżanka po fachu ma rację. Musi nauczyć się wykorzystywać swoją młodość i urodę, żeby zabezpieczyć sobie przyszłość, która w tym zawodzie była wyjątkowo niepewna. Przez te kilka lat nabrała ogłady, umiała się zachować, podszlifowała języki z obcokrajowcami. I tak miała więcej szczęścia niż inne dziewczęta. A najważniejsze, że poznała ten świat, w którym nie było miejsca dla dziewcząt słabych i marzących o księciu z bajki. Były takie, którym się udało, ale stanowiły nikły odsetek wśród dziewcząt z prowincji przybywających do wielkiego miasta w poszukiwaniu lepszego życia.

      Od tego wieczoru, kiedy tylko próba do nowego spektaklu Nocne motyle nie była zbyt wyczerpująca, umawiała się z młodymi, przystojnymi mężczyznami i nie były to spotkania tak niewinne, jak do tej pory. Byli też inni: zamożniejsi, stateczniejsi i, niestety, mniej przystojni. Nadeszła także noc, gdy upojona szampanem w Adrii, postanowiła oddać swój wianek księgowemu z dużej drukarni. Nie był ani bogaty, ani specjalnie nie kipiał wdziękiem, ale Alicja wyczuła, że naprawdę się w niej zakochał. O świcie, gdy bąbelki szampana wyparowały, stwierdziła, że nie było ani tak źle, jak straszyły niektóre mężatki, ani tak dobrze, jak rozprawiały o tym bardziej rozwiązłe dziewczyny. Po miesiącu zostawiła spokojnego księgowego i rzuciła się w wir kolejnych romansów, po których z czułością spoglądała na kasetkę z biżuterią i rosnący stosik banknotów.

***

      Julian Chełmicki przybył do Chełmic niespodziewanie. Otrzymał przepustkę za zdobycie największej liczby punktów w konkurencji jazdy konnej i strzelania do celu. Ubrany w mundur galowy, w porze kolacji stanął w drzwiach salonu. Tym razem gości było niewielu, jedynie von Lossowie z synem Walterem zaszczycili Chełmice swoją obecnością. Do kolacji podano zimną wódkę, a gdy zastawa zniknęła ze stołu, Julian, Walter oraz stary Chełmicki i von Lossow rozpoczęli partyjkę brydża. Rodzinie Waltera nie wiodło się ostatnio najlepiej, ponieważ stary Lossow zaczął publicznie krytykować Hitlera i jego reżim. Poza tym robił interesy z Żydami, a ostatnimi laty już nie miał za bardzo z którymi. Każdy zamożny Żyd wyjeżdżał jak najdalej od Rzeszy i w chwili ucieczki najczęściej już nie bywał zamożny. Von Lossow próbował różnych sztuk, by zmienić orientację swojego biznesu, ale brak przynależności do NSDAP zamykał mu wiele drzwi.

      – A ja tam chyba wstąpię do SS – mruknął lekko wstawiony Walter. – Nie muszę wierzyć w te idee, ale przynajmniej będę miał święty spokój. A teraz mnie wszyscy wyśmiewają, że jedzie ode mnie czosnkiem i cebulą, bo się z Żydami zadawaliśmy.

      – Rób, co chcesz, synu, ale mnie żaden polityk nie będzie rozkazywał. Za stary jestem, żeby mnie przymuszano do wielbienia czegoś, co moim zdaniem źle się dla Rzeszy skończy – odpowiedział mu ojciec.

      – Tato, mówiłeś to samo, jak wybrali Hitlera na kanclerza, a on, jak widać, świetnie sobie radzi – uśmiechnął się Walter.

      – Dyktaturą i tyranią – bąknął pod nosem stary von Lossow.

      – Przesadzasz. – Walter nie dawał za wygraną. – Naród go czci, niczym Boga.

      – Naród, który czci jednego człowieka niczym Boga, jest narodem głupim i skazanym na zagładę. Żydzi mają zmysł do interesów, są pracowici i bogobojni. Co mu oni przeszkadzali? – odpowiedział mu ojciec.

      – Ale sam przyznasz, Martinie, że Żydzi za bardzo się panoszą. W Polsce również. Już jedna trzecia mieszkańców stolicy to pejsaki. Gdzie się nie obejrzysz, tam są oni. Nawet w Chełmicach opanowali niemal cały handel i usługi, zabierając chleb Polakom – wtrącił się Antoni Chełmicki.

      – A kto broni Polakom handlować? Moim zdaniem, kto lepszy i sprytniejszy, ten ma. A niech on nawet będzie Papuasem. Wszyscy chcieliby na gotowe przyjść, żeby było łatwo i bez problemów. I jeden drugiego w łyżce wody by utopił. Oni trzymają się razem, nie wydają pieniędzy na zbytki i stąd ich sukces w robieniu pieniądza. Powinniśmy się od nich uczyć, zamiast patrzyć na nich wilkiem. Idą jak taran, kto broni innym podobnie postępować? – obruszył się nieco von Lossow.

      – Ja także uważam, że Żydzi za bardzo czują się jak u siebie. Między sobą to może i dobrze żyją, ale Polaków nie lubią i jak tylko mają okazję, żeby ich okpić, robią to bez wahania – dołożył swoje trzy gorsze Julian.

      – Ale czy wiesz, młody człowieku, co robią z Żydami w Rzeszy? Przecież to nieludzkie – spokojnie powiedział von Lossow.

      – Zatem niech wyjadą, jeśli nie są mile widziani. Poza tym wielu z nich hołduje bolszewizmowi, a sam pan przyzna, że to barbarzyński system – upierał się Julian.

      – Bolszewizm to w istocie zaraza ludzkości, ale nie demonizowałbym Żydów. W każdym narodzie СКАЧАТЬ