Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu. Joanna Jax
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu - Joanna Jax страница 19

Название: Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu

Автор: Joanna Jax

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7835-553-3

isbn:

СКАЧАТЬ szlochać, wszyscy byli poruszeni. Pamiętam też pogrzeb. Nie graliśmy wtedy z powodu żałoby i wszyscy wylegli na ulice. Chyba cała Warszawa i pół Polski żegnało marszałka. Ludzie lamentowali, z każdego okna zwisały flagi z kirem. Poczułam się wtedy tak, jakby coś się skończyło. Jakaś epoka.

      – Bo się skończyło. Przestaliśmy spać spokojnie. To Piłsudski podarował nam ojczyznę, wolność i niepodległość. A teraz nikt nie wie, jak długo to potrwa. Hitler i Stalin zbroją się na potęgę, znowu przebąkuje się o nowej wojnie. A przed marszałkiem nawet Hitler czuł respekt.

      – Nie mówmy już o polityce i wojnie. Nie znam się na tym i nie chcę się poznać – wzdrygnęła się Alicja.

      – Ale o tej starej marmuzeli i Lewinie chyba też nie będziemy rozmawiać? – Uśmiechnął się, po czym spoważniał. – Ludzie gadali, że Emil Lewin to mój brat przyrodni, ale nie wiem, ile w tym prawdy. Kiedyś chciałem z nim porozmawiać, no, wie panna Alicja, sprawdzić, czy do ojca podobny, ale zbył mnie i patrzył tak na mnie… dziwnie… jakby mnie nienawidził.

      – Co się pan Julian będzie plotkami przejmował, o wielu dzieciach tak gadano. Każda, która we dworze służyła, a potem dziecko rodziła, to podobno pana siostrę albo brata. – Alicja machnęła ręką.

      Do niej także docierały te plotki, ale każdy, kto znał dobrze Antoniego Chełmickiego, mówił, że to niepodobne, aby dziecko spłodził, a potem na pastwę losu porzucił.

      – Pytałem ojca o to. Powiedział, że Lewinowi piątej klepki brakuje i żebym uważał na niego – westchnął Julian.

      – Nie wygląda, jakby mu jakiejś klepki brakowało, ale do pana Juliana to on żadną miarą niepodobny. I nie tylko z wyglądu. Taki jakiś gbur, co się nie bardzo śmiać lubi – pocieszała Alicja.

      – Chyba nie mógłbym darować ojcu, że swoje dziecko porzucił, nawet takie z nieprawego łoża. Przecież to jego krew… – powiedział cicho.

      – Tak, to byłoby smutne… Ale przecież ojciec nie okłamałby pana Juliana, prawda?

      – Już sam nie wiem… Ale myślę, że nie…

      Mimo że rozmowa na ten temat skończyła się, między nich wkroczyła jakaś nieuchwytna nutka nostalgii. Alicja już nie musiała ukrywać smutku i zgrywać wesołej panienki z wodewilowej sceny. W duchu czuła ogromny ból i nie sprawił tego wcale świętej pamięci marszałek Piłsudski ani przyrodni brat z nieprawego łoża.

***

      Kolejny dzień był niesłychanie pracowity w Czarodziejskim Flecie. Próba zdawała się nie mieć końca, a zaraz po niej należało się przygotować do wieczornego spektaklu. Hanka nie zdążyła wypytać o spotkanie z Julianem, bo już spała, gdy Alicja wróciła do ich mieszkania, rankiem zaś obudziły się zbyt późno i miały niecałą godzinę, żeby dotrzeć na próbę.

      Reżyser spektaklu, niejaki Niemcow, był szalenie przewrażliwiony na tle punktualności, a oprócz tego pokrzykiwał na aktorów i pieśniarzy, nie mówiąc o tancerkach, które traktował jak mało istotny element wyposażenia sceny. Niekiedy udręczone dziewczyny nazywały go w garderobie skrzyżowaniem Szwaba z capem. Hanka i Alicja ledwo zdążyły na tramwaj, który jak zwykle był przepełniony, i niemal wisząc na schodkach, z duszą na ramieniu pokonywały kolejne przystanki w nadziei, że uda im się chociaż zmienić pozycję. Potem pobiegły do teatru, gdzie zdążyły pojawić się dosłownie w ostatniej chwili przed próbą.

      – Dziewczyny, układ pierwszy, z laskami i kapeluszami. No, ruszcie swoje tłuste dupska i na scenę. Nogi wyżej, Rylska, do cholery, z drewna jesteś?! Matusińska, tak to możesz na wiejskich potańcówkach stepować. Z życiem, dziewczęta, z życiem! Trzeba było się po zadymionych lokalach w nocy nie szlajać. Co za kozy, niech to szlag, z kim ja mam pracować. No, panie Wojnicz, materiału na gwiazdy to pan nie masz. Na dworcu w Kolbuszowej możecie tak tańczyć, a nie w stołecznej rewii! – wykrzykiwał Niemcow, czerwieniąc się niczym dorodne prosię i opluwając pianino wraz z grajkiem i nutownikiem stojącym nieopodal.

      Do pierwszej przerwy tancerki były półżywe. A czekały je kolejne dwie godziny i wieczorny spektakl.

      – Co za bydlak z tego Niemcowa – burknęła jedna z dziewcząt, wachlując się starym programem, po czym zwróciła się do jednej z koleżanek: – Gdzie pchasz te brudne kopyta na mój stolik?

      – Słyszałam, że ten Niemcow to chłopców woli i dlatego tak pomiata dziewczynami. Kacperek go widział, jak się po placu Napoleona kręcił i rozglądał za męskimi dziwkami – dodała kolejna.

      – Za to można pójść siedzieć na trzy lata. A niech tam łazi, to może go kto przyuważy, zrobi się skandal, on wyjedzie w siną dal i święty spokój będzie – rzuciła kolejna.

      – Słuchajcie, a wiecie co z Maryśką? Wróci do teatru? – zagadnęła ruda dziewczyna o długich nogach i obgryzionych paznokciach.

      – Maryśka chyba nie wróci. Załamała się po ostatnim romansie. Sądziła, że facet poważnie o niej myśli, a on jej dziecko zrobił i odszedł do urzędniczki z poczty. Pojechała się gdzieś wyskrobać po cichu i coś tam poszło nie tak. Tak mówiła jej siostra, jak po rzeczy na stancję przyjechała – powiedziała blondynka o dużym biuście i karminowych ustach.

      – Bo ona za miękka na ten świat była. Wydawało jej się, że jak dostanie kwiaty albo pójdzie na dansing z takim, co bilecik portierowi zostawi, to od razu ślub i dzieci mu w głowie. A oni tylko zabawić się chcą, na połowicę to wybiorą cichą szarą myszkę, najlepiej z dobrego domu i z pokaźnym posagiem! – krzyknęła któraś.

      – Jesteście takie cyniczne… – mruknęła Alicja.

      – Kochaniutka – westchnęła najstarsza z zespołu – siedzę w tym biznesie już ładnych parę lat. Niedługo będę się musiała pożegnać z deskami, bo ani uroda nie najświeższa, ani siły za wiele. I co? Żaden poważny fatygant mi się nie trafił, no może jeden, ale całkiem nieudaczny. Nie mam zawodu, jestem kiepsko wykształcona, jedyne, co potrafię, to tańczyć. Odejdę z teatru i tylko sobie w łeb strzelić. To naciągam swoich wielbicieli, przyjmuję prezenty od kochanków i zbieram na swoją rentę, bo żyć jakoś trzeba, a i wymagania coraz większe. Jesteś jeszcze młoda, możesz byle jak mieszkać i byle jak jeść, a wszystko wydawać na fatałaszki i czekać na księcia z bajki. Powiadam ci, nie doczekasz się i zostaniesz z niczym. Albo wyjdziesz w końcu za pierwszego lepszego, co rękę poda i palce policzy.

      Wtem otworzyły się drzwi i stanął w nich Wojnicz. Niektóre z tancerek były w negliżu, ale widok Wojnicza nie robił na nich żadnego wrażenia.

      – Dziewczynki, ciszej, na miłość boską, tutaj ściany cieniutkie, z dykty ledwo, przecież to słychać, jak wyklinacie i reżysera o pociąg do chłopców posądzacie – spanikowanym głosem mówił Wojnicz.

      – A bo co, nieprawdę mówimy? – odezwała się gromko jedna z tancerek.

      – Prawdę, nieprawdę, macie cicho siedzieć i już – burknął dyrektor i wyszedł, z impetem zamykając drzwi.

      Nowy СКАЧАТЬ