Trawers. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trawers - Remigiusz Mróz страница 30

Название: Trawers

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия: Komisarz Forst

isbn: 978-83-8075-127-9

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Doszło do jakichś burd w Kościelisku. Tam, gdzie zakwaterowali grupę uchodźców.

      – Do burd?

      – Nie wiadomo jeszcze zbyt wiele. Relacja dopiero się zaczęła.

      Wadryś-Hansen nie miała się nad czym zastanawiać. Podziękowała, a potem czym prędzej opuściła hotel. Wsiadłszy do samochodu, od razu ściszyła muzykę. Słusznie, bo tuż po tym odezwał się telefon.

      – Nie wiem, czy śledzi pani, co dzieje się w mediach, ale mamy pewien kryzys – oznajmił Osica.

      – Właśnie jadę do Kościeliska.

      – Sugeruję się pospieszyć – zaproponował mrukliwie. – Jeszcze chwila, a przegapi pani najlepsze.

      Dominika wyjechała na główną i pognała w stronę Nędzy Kubińca. W takich momentach żałowała, że służbowe samochody nie są wyposażone w kogut. Właściwie powinny być. Prokurator nieraz musiał dojechać na miejsce równie szybko, co policjant. Może nawet szybciej.

      – Co tam się dzieje? – spytała.

      – Na razie zablokowali ulicę.

      – Kto?

      – Jak to kto? Moi ludzie.

      – Ma pan na myśli… swoich podwładnych?

      Z pewnością tak to nie brzmiało, ale Wadryś-Hansen musiała się upewnić.

      – Nie, nie – odparł Edmund. – Mam na myśli patriotów, którzy przyszli tutaj, żeby wyrazić swój sprzeciw.

      – Panie inspektorze…

      – Niestety nie są tu sami. Pojawili się też zwolennicy różnorodności, tęcz, Unii, poprawności politycznej, nadtolerancji i wszystkich tych innych rzeczy, których nie rozumiem.

      Nie chciała nawet pytać, co rozumie przez „nadtolerancję”. Zamiast tego skupiła się na jeździe – i na tym, by wyminąć jeden z wlokących się starych busów. Był wyładowany po brzegi i oczy wszystkich turystów natychmiast zwróciły się na szaloną kierującą, która wyprzedzała na podwójnej ciągłej. Dominika rzadko pozwalała sobie na takie manewry, ale to z pewnością był stan wyższej konieczności.

      – Wiedzą, co się stało? – zapytała.

      – Obawiam się, że tak. Przynieśli transparenty i krzyczą, że nie pozwolą, by zabijano Polaków.

      Nie sposób było ustalić, jakiej narodowości jest ofiara, ale najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało.

      – Jak się dowiedzieli?

      – A skąd ja mam wiedzieć? Mam podejść i zapytać?

      – Sam pan twierdzi, że to pańscy ludzie…

      – Tak, ale w tej chwili mam na sobie mundur. A to działa na nich jak płachta na byka. Zanim wytłumaczę, że prywatnie ich wspieram, tylko zawodowo muszę trzymać się z boku, zdążą mnie poturbować.

      – Proszę zaryzykować. To dość istotne.

      Usłyszała głośne westchnienie, ale wiedziała, że Osica zrobi to, czego oczekiwała. Po chwili na linii słychać było wyraźniejsze okrzyki. Wadryś-Hansen nie mogła rozszyfrować, co ryczy tłum, ale nie miała wątpliwości, że Edmund wszedł między protestujących.

      Starał się przekrzyczeć nawoływania i chyba w końcu mu się udało, bo prokurator słyszała, że nawiązał z kimś rozmowę. Lub może raczej jej namiastkę.

      Zwolniła przed końcem Orkana, zerknęła w lewo, a potem skręciła w stronę Kościeliska.

      – Mówią, że poszła fama – odezwał się w końcu Osica.

      – To znaczy?

      – Tak powiedzieli. Cytuję.

      – A coś więcej?

      – Tylko tyle, że owa fama przyszła od jakiegoś urzędnika.

      Dominika poczuła się, jakby dostała obuchem. Szybko zmitygowała się, by uważać na drogę.

      – Więcej tu nie wiedzą… – dodał Edmund. – Zresztą nikogo chyba nie obchodzi, skąd wyszła informacja.

      Ją jednak obchodziło. I wszystko wskazywało na to, że to jeden z dzisiejszych rozmówców pochwalił się mediom, iż pewna prokurator stara się dowiedzieć tego i owego o grupie uchodźców. Nie trzeba było wiele, by wyciągnąć z tego coś więcej. Wystarczył jeden zaradny dziennikarz.

      – Będę tam za kilka minut – powiedziała Dominika.

      – Zapraszam. Jest ciekawie.

      Odłożyła telefon do schowka pod radiem i układała już w głowie formułki, których będzie musiała użyć przed przełożonymi. Nie minie wiele czasu, a telefony zaczną się urywać. Przynajmniej do momentu, aż wyczerpie się jej bateria.

      Kiedy parkowała przed tłumem blokującym ulicę, zobaczyła, że dzwoni Aleksander Gerc. Musiał już wiedzieć, co się dzieje, i połączył jedno z drugim. Zapewne chciał zaoferować wsparcie, ale Dominika nie miała ochoty z nim rozmawiać.

      Wysiadła z samochodu, zamknęła go i zaczęła wypatrywać Osicy. Okolica zdawała się tętnić okrzykami, biało-czerwonymi flagami i chorą determinacją. Owszem, wcześniej też pojawiały się pojedyncze grupy protestujących, ale teraz musiało dojść do ogólnopolskiej mobilizacji.

      Wadryś-Hansen minęła kilka transparentów rozciągniętych przez zebranych. „STOP IMIGRANTOM”, „PODHALE WOLNE OD ISLAMU”, „NIE DLA ISLAMIZACJI POLSKI!”, „ISLAMSKIE ŚWINIE ZAPRASZAMY, ŁBY OBCINAMY”. Były też bardziej wyważone hasła, jak „CHCEMY REPATRIANTÓW, NIE IMIGRANTÓW”. Powietrze wypełniała kakofonia okrzyków, wśród których wiodło prym hasło wykrzykiwane przez jakiegoś mężczyznę z mikrofonem:

      – Opamiętaj się rodaku, Polska tylko dla Polaków!

      Tłum szybko podchwycił i Dominika nie mogła już usłyszeć własnych myśli. Sytuacji nie polepszał fakt, że raz po raz rozlegały się dźwięki trąbek, gwizdków i innych kibicowskich atrybutów.

      – Płacze Anglia, płacze Francja, tak się kończy tolerancja! – kontynuował zapiewajło.

      Wadryś-Hansen powiodła wzrokiem po powiewających flagach. Takie demonstracje nie były niczym nowym. Odbywały się właściwie wszędzie, od Wrocławia, przez Warszawę, aż po Augustów. Zazwyczaj jednak gromadziły znacznie mniej osób – i widać było po uczestnikach, z jakiego środowiska się wywodzą.

      Tutaj, mimo że kibole i narodowcy mieli najwięcej inicjatywy, zgromadziło się wielu zwyczajnych ludzi. Dominika widziała młodszych, starszych, kobiety i mężczyzn. Zdecydowana większość nie wykrzykiwała żadnych haseł – przyszła tu, by samą swoją obecnością СКАЧАТЬ